Najpierw kolej. W ostatnim „Korso”, tekst o tym, że kolej w Bieszczadach umiera. „Podkarpackie to jedyne województwo w Polsce, które likwiduje połączenia kolejowe”; z nowego rozkładu jazdy „zniknęły wszystkie połączenia do Komańczy”. Na konferencji, jaka odbyła się 16 grudnia podano, że „pociągów będzie mniej, ale wzrosną ceny biletów oraz dofinansowanie ze strony samorządów”. To wbrew logice, ale u nas ona nie obowiązuje; u nas: „marszałek województwa nie udziela informacji, ile pieniędzy otrzymują Przewozy Regionalne (ponieważ) jest to tajemnica handlowa”. Przewozom nic nie grozi za to, że nie wywiązują się z umowy, „pociągi są odwoływane, a komunikacja zastępcza nie zawsze jest dostępna”. Rosną dotacje, choć zmniejsza się liczba pasażerów (absurd!). Najbiedniejsze powiaty dotują komunikację w regionie rzeszowskim – „w zamian mają zero przewozów użyteczności publicznej”.
Rozkład jazdy PKP zmienia się co trzy miesiące i ci, co zaczęli się przyzwyczajać do jakiegoś połączenia, muszą się odzwyczaić; np. pospieszne Sanok – Rzeszów z godziny 10–tej, zostało przesunięte na 11-tą. Po co? Poprzedni pociąg zatrzymywał się na stacji Sanok Miasto, obecny nie. Dlaczego? Nikt nie wie; nawet kolejarze, którym zostaje wstyd wobec zagubionych podróżnych. Albo pogarda, która jest dzieckiem niewiedzy… Rozkłady jazdy są tak zagmatwane, że nikt ich nie czyta. Informacja kolejowa nie działa.
W tej sytuacji składy jedno i dwu- członowe wożą powietrze, choć mogłyby pasażerów: dojeżdżających do pracy, młodzież szkolną, pacjentów upadającego szpitala itp. Kolej zawsze była niezawodnym, punktualnym i wygodnym środkiem transportu. Dziś większy luksus zapewnia autobus do Raczkowej, niż mikrobus do Rzeszowa. Decydenci tego nie chcą widzieć; wspomniany marszałek, zapytany (jakiś czas temu) przez kolejarzy – jak mają dojeżdżać do pracy, skoro brak polaczeń? – rzucił beztrosko: ‘przecież żyjemy w XXI wieku, i każdy ma samochód’. W demokratycznym państwie władza nie ma obowiązku zajmować się obywatelem i dbać o połączenia kolejowe. Czy ktoś sprawdził, jak wyglądają przedwyborcze obietnice przywracania połączeń komunikacyjnych? Czy ktoś o tym napisał?
W XXI wieku każdy ma samochód, dwa, albo trzy; w centrum Sanoka jest więcej aut niż ludzi. Widać to na skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Mickiewicza, albo na innych ruchliwych węzłach… Nie wiadomo, czy się coś zmieni po poświęceniu obwodnicy, skoro nawet po papierosy, czy wódkę jadzie się samochodem! Podkarpacie to jeden wielki komis: diesli, aut bez katalizatorów, składaków – wszystkiego, co nie ma prawa poruszać się po drogach Europy, a u nas jeździ…
*
A teraz klimat. Są w Polsce tereny, na których dzieci od 10 lat nie widziały śniegu, a znając od małości angielski, nie wiedzą, skąd się bierze Whait Christmas? Nastolatka Greta Thunberg, która swoim czystym umysłem zdołała pojąć, co nam grozi jako ludziom, apeluje do polityków, żeby się opamiętali i zaczęli ratować przyrodę. Przyjmuje ją i popiera papież Franciszek, autor Zielonej encykliki; ale atakuje arcybiskup krakowski, który nastolatce przypisał nową ideologię – ekologizm. Ma on być sprzeczny z Biblią i powiązany z Engelsem, choć szwedzkie dziecko zapewne jeszcze nie słyszało o tym filozofie.
Klimat w Polsce nie jest priorytetem władzy świeckiej, ani duchownej; one zajmują się tym, byśmy byli „kryształowo czyści” moralnie, ale niekoniecznie zdrowi, bo i tak nie ma się gdzie leczyć… Klimatem zaczynają się przejmować ludzie biznesu. Najbogatszy człowiek w Polsce ostrzega: „Natura już wystawia nam rachunek i nie można udawać, że zmiany klimatyczne nas nie dotyczą”.
Zmiany są widoczne gołym okiem; topnieją lodowce, podnosi się poziom mórz, pustynnieją ogromne połacie ziemi (w tym centralna Polska), spada poziom rzek, oceany zanieczyszczone są ropą i plastikiem, w dużych miastach nie ma czym oddychać; na 10 polskich uzdrowisk czyste powietrze mają tylko dwa! W okolicach Jasła od paru lat owocują winnice… Nie ma już „zimnego kraju”, na który skarżyła się królowa Bona. Jest ciepły, za ciepły…
*
Co ma wspólnego kolej z klimatem? Dla władzy nic, skoro odwołuje połączenia, nie potrafi przekonać ludzi to transportu publicznego (jak w Czechach), nie jest w stanie dostosować rozkładu jazdy do potrzeb pasażerów, ma pieniądze na budowę nowego więzienia, na cięcie lasów bez opamiętania, benefis Zenka Martyniuka itp., ale nie na ekologiczne i sprawne przemieszczanie się ludzi. Ci, udręczeni komunikacją, a raczej jej brakiem, uciekają z Podkarpacia.
Tymczasem kolej – obok rzek – to najtańszy rodzaj transportu, odziedziczony jeszcze po austriackim zaborcy; u nas nie rozwijany, tylko zwijany… A wystarczyłoby wybudować łącznik między Turaszówką i Przybówką (3 km) i podróż koleją z Sanoka do Rzeszowa trwała by nie trzy godziny, tylko półtorej… Przed wojną w tutejszej fabryce produkowano wagony motorowe; teraz można by elektryczne. W dużych miastach elektrobusy zabierają 120 pasażerów i mogą jechać 100 kilometrów bez przerwy. Można by taki pojazd postawić na szynach i – nie oglądając się na przedwyborcze gruszki na wierzbie – pokazać, że sami potrafimy zadbać o klimat.
Ekologia to nie ideologia; jest to wiedza o środowisku i tym, co w nim żyje. Nikomu – z wyjątkiem człowieka – nie przyszło do głowy „czynić sobie Ziemi poddaną”. Dana jest ona wszelkiemu stworzeniu i ludzie nie mają prawa jej zawłaszczać, ani niszczyć. Jesteśmy tu tylko przechodniami, wędrowcami, albo pielgrzymami – jak powinien nauczać Kościół. „Negując zmiany klimatyczne, polski rząd działa przeciw własnym obywatelom” – przestrzega urzędnik ONZ.