Z buta do Medjugorje

Opublikowano:
Autor:

Z buta do Medjugorje - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości 1300 km pieszo z Warszawy do Medjugorje w Bośni i Hercegowinie przeszedł rok temu 23-letni Bartek Krakowiak. Ta podróż uratowała mu życie i zmieniła go całkowicie. Opowiadał o tym podczas ostatniego przed wakacjami Wieczoru Chwały ECHO u sanockich Franciszkanów.

W jego rodzinie od pokoleń była wódka i przemoc. Ojciec bił i poniżał syna, mówiąc mu, że jest zerem i do niczego się nie nadaje. Matka wyprowadziła się z dziećmi do babci pod Warszawę. Bartek wyszedł na ulicę. W wieku 13 lat zaczął pić, ćpać i kraść. Do dziś nie skończył gimnazjum. Zaliczył poprawczak, dwie nieudane ucieczki, ośrodek socjoterapii.

- Wróciłem do tego samego środowiska – mówi. – Nie byłem na tyle silny, żeby się zmienić, więc wróciłem na ulicę i stałem się jeszcze gorszym człowiekiem niż do tej pory. Gdy miał 18 lat, okazało się, że zostanie ojcem.

Syn

Początkowo chciał aborcji. W czwartym miesiącu ciąży dowiedział się, że dziecko jest chore i tuż po narodzinach czeka je operacja.

- Po raz pierwszy poczułem miłość - wspomina Bartek. - Mój syn był jedyną osoba, którą wtedy kochałem.

W szóstym miesiącu ciąży jego dziewczyna poroniła.

- Zrodził się we mnie wtedy taki bunt, taka złość... Myślałem, że się z tego nie podniosę. Gdy niosłem moje dziecko w trumnie przez cmentarz, pierwszy raz odezwałem się do Boga. Zacząłem krzyczeć i wyzywać Go.

Przypadkowo pojechał na rekolekcje. Kilkaset osób z rękami w górze śpiewało, tańczyło, chwaliło Boga. Pomyślał: "Co za debile! Co to za sekta?". Został tam tylko po to, żeby potem z chłopakami pod blokiem śmiać się z tych ludzi. Tekst piosenki mówił, że Bóg jest dobry i miłosierny.

– Jak może być dobry – myślał Bartek – skoro miałem tyle cierpienia!

Wybiegł z taką złością, że miał ochotę kogoś pobić. Zaczepił go ksiądz, który opowiedział, że sam pochodzi z rodziny patologicznej, wychował się na ulicy. Namówił Bartka na pierwszą w jego życiu spowiedź.

- Po niej od bardzo dawna wreszcie nie czułem się źle - wspomina. - Dostałem nowe życie.

Ktoś wlewa we mnie miłość

Bartek z ciekawości podszedł do modlitwy wstawienniczej.

- Po nałożeniu rąk upadłem. Leżałem na zimnych kafelkach, było mi okropnie niewygodnie; ktoś przechodził i niechcący mnie kopnął, ale nawet nie miałem ochoty wstać i mu oddać. Było mi tak dobrze... Czułem, że ktoś wlewa we mnie miłość, tak namacalnie.

Po powrocie do domu nie dawało mu to spokoju: co to jest spoczynek w Duchu Świętym, kto to jest Duch Święty. Zaczął poznawać Jezusa Chrystusa i... zakochał się w Nim.

We śnie zobaczył niebo i Jezusa, który dotknął jego twarzy i powiedział: "Nigdy w życiu cię nie zostawię. Nigdy w życiu cie nie opuszczę".Bartek zaczął wychodzić do ludzi, z którymi wcześniej miał do czynienia: prostytutek, dilerów, złodziei.

- Przez rok chodziłem wszędzie, gdzie się dało - opowiada, - po tych obskurnych kamienicach i mówiłem o tym, że Bóg ich kocha. Nieraz zostałem opluty, zwyzywany.

Depresja i walka

Po roku, jak mówi, zaparł się Boga, tylko dlatego, że brakowało mu miłości drugiego człowieka. Przez trzy lata żył w związku z dziewczyną. Potem rozpoczął się jeden z najgorszych okresów w jego życiu. Popadł w depresję, miał ogromne długi i myśli samobójcze. Był całkiem sam. Żeby wyjść z długów, pracował non stop i ćpał, żeby mieć na to siłę.

13 kwietnia 2017 r., w dniu swoich 22. urodzin – w Wielki Czwartek - po pracy siedział pod blokiem w samochodzie. Odpalił w telefonie zdjęcie Jezusa.

 - Zacząłem do Niego mówić: że mnie zostawił, że mam depresję i nie dam rady – opowiada. – I nie chcę już tak żyć i że dzień moich urodzin będzie dniem mojej śmierci. W mieszkaniu zauważył otwarte okno. W głowie miał tylko jedną myśl: "Skacz!". Spojrzał jednak na swój telefon.

Jestem z tobą

-  Tego dnia nawrócony raper Tau dodał taki kawałek: "Jestem z Tobą". Są tam słowa, że Jezus jest przy mnie w depresji i samotności, że nigdy mnie nie opuści, oddał za mnie swoje życie. Poczułem, że On sam napisał to specjalnie dla mnie.

Przez następne dwa miesiące trzymała go przy życiu tylko ta piosenka. Rzucił pracę, nie mył się przez kilka dni, nie jadł, leżał na podłodze pod brudnym prześcieradłem. Psycholog przepisał mu psychotropy i odesłał do domu.

- Zacząłem płakać: "Boże, zabierz to ode mnie. Ja już nie mam siły, nie dam rady. Weź wszystko, co mam: samochód, mieszkanie, ubranie.... Ale błagam, przyślij mi człowieka". Dostał wiadomość od mamy: "Ty sam sobie z tym nie poradzisz, musisz zawierzyć to Bogu i powiedzieć: Jezu, Ty się tym zajmij!".

- Nie wierzyłem, że Jezus może się zająć wszystkim, ale byłem w takim stanie, że powtórzyłem to. Usłyszał w głowie słowo: Medjugorje.

Z groszem w portfelu

- Zrozumiałem, że muszę iść na własnych nogach, bo poprzez tę podróż Jezus chce zmienić moje życie. Nie wiedziałem, czy ostatnie 100 zł wydać na plecak, czy na jedzenie. Ostatecznie za 99,99 zł kupił plecak. Z jednym groszem w portfelu wyruszył na trasę liczącą 1300 km, przez Słowację, Węgry, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę.

- Nigdy w życiu nie byłem za granicą – wspomina. – Nie znam żadnego obcego języka. Niczego się jednak wtedy nie bałem. Nie miałem nic do stracenia.

Na grupie fanów Tau na Fb dodał wpis, że wychodzi do Medjugorje i prosi o modlitwę. Ludzie z grupy poprosili, aby opisywał każdy dzień swojej podróży. Stworzył bloga: "Z buta do Maryi", który czytało coraz więcej osób. Dziś jest ich około 23 tys. Dodawał wpisy codziennie przez 57 dni drogi.

- Nie szedłem z myślą dzielenia się z ludźmi swoimi przeżyciami. Chciałem być sam na sam z Bogiem. Zauważyłem jednak, że moje wpisy pomagają innym. Zacząłem modlić się do Ducha Świętego, żeby On pisał za mnie, bo ja jestem za głupi.

Z buta do Maryi

Internauci zrobili zrzutkę dla niego na namiot, nowe buty i plecak. Na początku spał, gdzie popadło: w rowach, pod mostami. Jedni mu pomagali, inni odmawiali.

- Nie wiem, jak tam doszedłem – przyznaje. – Podczas drogi miałem intencję, żeby Bóg wyprostował moje życie, wyprowadził mnie z długów i problemów, żebym poczuł się kochany. Przed Medjugorje ludzie "z bloga" zebrali ponad 15 tys. zł, żebym mógł wrócić do domu i naprawić moje błędy. Mam narzeczoną, za 49 dni biorę ślub. Mam przyjaciela, a dla mnie to teraz największa wartość. Mam nadal wiele problemów, wracają do mnie różne rzeczy z przeszłości. Ludzie uważają mnie za wariata, ale wiem, że Bóg jest obok mnie. On nas potrzebuje i powołuje, abyśmy szli i głosili Jego miłość.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE