reklama

WYWIAD: Z opery do gminy

Opublikowano:
Autor:

WYWIAD: Z opery do gminy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościNie ogląda telewizji, uwielbia śpiewać, kocha zimne kąpiele. Jaki naprawdę jest Roman Bzdyk, nowy wójt gminy Komańcza?

Jest pan nowo wybranym wójtem gminy Komańcza. Proszę coś więcej o sobie opowiedzieć.

- Pochodzę ze Smolnika nad Sanem (powiat bieszczadzki). W Ustrzykach Dolnych chodziłem do Liceum Ogólnokształcącego o profilu biologiczno-chemicznym. W Krakowie skończyłem leśnictwo, a na SGGW w Warszawie zrobiłem studia doktoranckie. Dwa lata spędziłem w Wiedniu w ramach stypendium doktoranckiego oraz rok w Berlinie, na stażu badawczym. Po powrocie w Bieszczady podjąłem decyzję, że nie chcę jednak pracować w Lasach Państwowych, dlatego zdecydowałem się na otworzenie własnej działalności gospodarczej. Podjąłem się prowadzenia w Komańczy schroniska młodzieżowego Leśna Willa im. Ignacego Zatwarnickiego. W działaniu tym bardzo pomogli mi rodzice. W ciągu półtora roku prowadzone przez nas schronisko znalazło się w pierwszej dwudziestce najlepszych schronisk w Polsce. W związku z objęciem funkcji wójta działalność przejmie teraz mój kolega. Nie da się złapać dwóch srok za ogon. Musze wyzbyć się pewnych rzeczy, aby podjąć się nowego wyzwania.

Działalność dobrze prosperowała. Skąd w takim razie pomysł, żeby wystartować w wyborach samorządowych?

- Prowadząc schronisko, ma się kontakt z różnymi ludźmi. Słucha się i analizuje ich uwagi. Wiele osób rozmawiało ze mną o usprawnieniu turystyki w gminie Komańcza. Nie ma się co oszukiwać, nasz region ma wspaniałe, ale niewykorzystane walory turystyczne. Jesteśmy gminą przygraniczną, posiadamy tereny górskie. Tak naprawdę to mieszkańcy mnie wytypowali i namówili do startu w wyborach.

Była duża konkurencja. Spodziewał się pan wygranej?

- Jeżeli chodzi o pierwszą turę wyborów, to przypuszczałem, że mam szanse. Wiedziałem, że najwięcej głosów otrzyma Stanisław Bielawka, ponieważ był długoletnim włodarzem gminy. Z kolei druga tura wypadła lepiej, niż się spodziewałem. Zakładałem, że otrzymam dodatkowe dwieście głosów, a w rezultacie zdobyłem znacznie więcej.

Wiemy już, że numerem jeden w rozwoju gminy Komańcza jest turystyka. Jakie inne inwestycje pan planuje?

- Jeśli chodzi o naszą gminę, to tak naprawdę jesteśmy dopiero w zalążku. Nie mamy infrastruktury gastronomicznej, przez co nie odwiedzają nas turyści. Z infrastrukturą drogową nie jest najgorzej, jednak pewne zmiany w tym zakresie też są potrzebne. Jak wspomniałem wcześniej, najważniejsza jest turystyka oraz współpraca z Lasami Państwowymi i Zakładem Karnym w Łupkowie, które na naszym terenie ciągle się rozwijają. Ważna jest też ochrona zdrowia. Nie ukrywam, że chcielibyśmy otworzyć sanatorium, w którym moglibyśmy na przykład wprowadzić leczenie m.in. hipoterapią. Plany mamy ambitne, ale potrzebne są jeszcze pieniądze.

Kiedy możemy liczyć na pierwsze efekty?

- Musimy jeszcze poczekać. Dopiero mija trzeci tydzień, odkąd zostałem wójtem, ale nie będę ukrywał, że mam już za sobą dwa ważne spotkania w kwestii zagospodarowania przedszkola i szkoły w Komańczy. Na 10 grudnia ustaliliśmy termin otwartego spotkania informacyjno-konsultacyjnego w sprawie użytkowania torów, celem stworzenia atrakcji turystycznej w oparciu o dawny szlak kolejki leśnej w gminie Komańcza. Póki co, szukamy dofinansowania inwestycji i jak tylko uda nam się ruszyć z miejsca, to na pewno głośno o tym powiemy. Na razie nie chcemy zapeszać.

Przewodniczącym Rady Gminy Komańcza został Adam Pasieniewicz. Mieszkańcy obstawiali innego radnego.

- Plany były faktycznie inne. Do tej pory w radzie były dwie grupy radnych, które mocno się zwalczały. Aby taka sytuacja więcej się nie powtórzyła, zdecydowaliśmy, że należy wybrać przewodniczącego, który nie dzieli i nie uczestniczył w podziale. Decyzja zapadła, że będzie to osoba z mojego komitetu. Wypadło na Adama Pasieniewicza, leśnika.

A co z zastępcą wójta?

- Póki co gminy nie stać na zastępcę. Musimy oszczędzać i dlatego, gdzie tylko się da, zmniejszamy koszty.

Jaki prywatnie jest Roman Bzdyk?

- Mam dużo zainteresowań, tak naprawdę wszystko co robię, to jest jedno duże hobby. Lubię śpiewać, ale nie mam na to obecnie czasu. Uczyłem się śpiewu w Krakowie u profesor Barbary Pendereckiej, pierwszej żony Krzysztofa Pendereckiego. Jestem tenorem operowym. Interesuje mnie również przyroda, ekologia, polityka i psychologia. Od 15 lat nie oglądam telewizji, bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Wolę spotykać się z ludźmi, rozmawiać i realizować marzenia. Ostatnio zapisałem się do klubu morsów. Może uda mi się  nawet namówić do zimnej kąpieli kilku radnych (śmiech). Zdrowy tryb życia jest bardzo ważny.

Rozmawiała Sabina Tworek

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo