O całej sprawie poinformowała babcia małego pacjenta. Z jej opowieści wynika, że wnuk wraz z mamą udał się na wykonanie pomiarów potrzebnych do założenia aparatu ortodontycznego. Wcześniej chłopiec przychodził na wizyty kontrolne do wspomnianego dentysty i nigdy nie zdarzyła się podobna sytuacja. Zawsze wszystko było w porządku.
– Byłam zbulwersowana, gdy córka płacząc, zadzwoniła do mnie i opowiedziała mi, co zaszło – mówi kobieta. – Zachowanie doktora było straszne. Wnuk jest wrażliwym dzieckiem. Nigdy nie leczył ząbków u dentysty. Z powodu takiego zachowania lekarza obawiamy się, że pojawią się problemy z chodzeniem do stomatologa.
Według przedstawionej przez kobietę relacji matki dziecka, która była obecna w gabinecie w czasie feralnej wizyty, już na samym początku lekarz ostro zwrócił uwagę pacjentowi, że źle siedzi.
– To nie była odzywka typu: słuchaj, będziemy teraz robić to, czy tamto – kontynuuje kobieta. – Wnuk nie jest chłopcem, który czegoś nie rozumie, czy jest chory. Po prostu się stremował, bo lekarz nie wytłumaczył mu toku swojego postępowania.
Jak twierdzi babcia, szalę przeważył moment, w którym lekarz, kierując chłopcem, użył niecenzuralnego słowa. Matka chwyciła syna i od razu wyszła z gabinetu.
– Tak nie można traktować dziecka – mówi. – Czy tylko dlatego, że wizyta była z Narodowego Funduszu Zdrowia? Córka powiedziała, że absolutnie już do niego nie pójdzie. Po wyjściu z gabinetu wnuka trudno było uspokoić, zanosił się od płaczu, gdy go zobaczyłam.
Udało nam się skontaktować z lekarzem, który zapewnił, że nie używa wulgarnych słów w stosunku do swoich pacjentów, a rzeczonego przypadku nie przypomina sobie.