Pewien lutowy dzień na długo pozostanie w pamięci Anny, ratownika medycznego. Kobieta natrafiła na wypadek samochodowy na tzw. „Malinkach” - obszarze na styku powiatu leskiego i sanockiego. Do zdarzenia doszło 16 lutego w godzinach nocnych, około godziny 22. Anna jako jedna z pierwszych znalazła się na miejscu zdarzenia i udzieliła kobiecie pomocy.
- Nie było dokładnie wiadomo, co się tam stało – opowiada. - W każdym razie w wypadku ucierpiała kobieta. Zadzwoniłam po pogotowie ratunkowe, ale nie potrafiłam określić, gdzie dokładnie się znajduję. Czy to jest powiat leski, czy może sanocki. Pani z dyspozytorni również się zastanawiała, którą karetkę wezwać.
Wezwano tę, która według kobiet miała najkrótszy czas dojazdu. Jak się później okazało, był to błąd.
Pani Anna obecna cały czasy przy poszkodowanej zwróciła uwagę na nieuprzejme zachowanie przybyłego na miejsce ratownika. Od niego też dowiedziała się, że powinna wezwać karetkę z drugiego miasta.
- To jest chore. Jestem z tego terenu, ale jeśli byłby to ktoś obcy? Skąd może wiedzieć, którą karetkę wzywać? - pyta oburzona. - Przyszli do kobiety i od razu do niej skoczyli, zamiast spokojnie wszystko wytłumaczyć.
Więcej w 12 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka