Odkąd mieszka w Bieszczadach nie ogląda telewizji. W przeszłości pracował jako nauczyciel wychowania fizycznego.
– Jestem nauczycielem od fikołków – mówi żartobliwie o sobie.
Bieszczady są jego miejscem na ziemi. Odnalazł tutaj spokój i najgroźniejszego przeciwnika, jakiego do tej pory spotkał na swojej drodze – raka. Teraz musi stoczyć z nim bitwę, która zadecyduje o jego dalszym losie.
Walka z nowotworem
Pierwsze objawy choroby pojawiły się w kwietniu tego roku. Uaktywniły się prawie z dnia na dzień. Jak mówi artysta, nowotwór ścisnął gardło i utrudnił przyjmowanie posiłków. Na początku żołądek przyjmował tylko „papki”. W ostateczności doszło do tego, że przestał jeść i pić. Badanie gastrologiczne nie pozostawiło złudzeń, a diagnoza spadła jak grom z jasnego nieba – złośliwy rak przełyku. Chmielu na początku potraktował tę wiadomość jak wyrok i załamał się.
– Uważałem się za zdrowego, szczęśliwego człowieka, który o siebie dba – opowiada ze smutkiem. – To był dla mnie ogromny cios. Później zacząłem walczyć. Nie poddałem się dzięki wsparciu przyjaciół. Człowiek nie może zostać sam z chorobą. Pomoc najbliższych dała mi siłę.
Lekarze spuszczali tylko głowę i nawet nie chcieli z nim rozmawiać. Rokowania kazali sprawdzić w Internecie. To, co tam przeczytał, nie pozostawiło złudzeń – według informacji miał żyć tylko do września. W większości przypadków lekarze dają szansę na przeżycie do pięciu lat. U Chmiela nie było takiej możliwości, bo rak zaatakował węzły chłonne i pojawiły się przerzuty na płuca.
Więcej w 41 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka