Powstały o niej miliony wierszy, setki tysięcy książek, filmów i piosenek. Miłość. To najpiękniejsze uczucie, które odgrywa w życiu każdego z nas ogromną rolę. Święty Paweł w liście do Koryntian stwierdził, że gdyby jej nie posiadał, to byłby niczym. Bo tego wspaniałego uczucia potrzebujemy wszyscy, niezależnie od czasu i okoliczności.
Trudne wyznanie
Przysłowiowa "strzała Amora" może nas dopaść wszędzie i w każdym wieku. Angelinę i Mateusza połączyła wspólna pasja do... sztuk walki. – Kendo trenowałam już od półtora roku, kiedy do naszej grupy dołączyło dwóch nowych chłopaków. Mateusz od razu wpadł mi w oko. Był przystojny i miał uroczy uśmiech. Okazało się, że mieszka niedaleko, więc na treningi chodziliśmy razem, ale po naszej pierwszej randce zwątpiłam, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy – opowiada dwudziestoczteroletnia Angelina. – Zaprosił mnie na koncert. Padał wtedy straszny deszcz, a Mateusz prawie się tego wieczoru do mnie nie odzywał. Nawet nie pamiętam, czy odprowadził mnie do domu. Wtedy nie wiedziałam, że był po prostu mną onieśmielony... – dodaje z uśmiechem. – To prawda. Zrobiła na mnie takie wrażenie, że normalnie odebrało mi mowę. Zawsze spotykaliśmy się na treningach, więc kiedy zobaczyłem ją na koncercie w pięknej sukience, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Byłem w takim szoku, że nawet nie wiedziałem, co robić! – wspomina początki znajomości Mateusz. – Przyznam, że choć Mateusz jest cudownym człowiekiem i wiedziałam, że mogę mu zaufać, to długo nie wyznawałam mu tego, co czuję. Dopiero mój dwumiesięczny zagraniczny wyjazd uświadomił mi, że za nim tęsknię i naprawdę go kocham – zwierza się dziewczyna. – Wiedziałem, że potrzebuje więcej czasu niż ja, więc cierpliwie czekałem. Ale było warto. Dziś jesteśmy szczęśliwi i możemy planować wspólną przyszłość – dodaje Mateusz. – No, bo zawsze powtarzałam, że miłość oddam tylko w dobre ręce! – podsumowuje dziewczyna.
Odnalezienie swojej drugiej połówki nie zawsze jest takie proste. Czasem wymaga od nas wiele cierpliwości i rozwagi. Miłości nie da się bowiem kupić za żadne pieniądze. Trzydziestopięcioletnia pani Kamila mogła być traktowana jak księżniczka, ale wybrała skromne życie na wsi. Dlaczego? – Mogłam mieć wszystko. Mój narzeczony był pilotem pasażerskich linii lotniczych. Na pierwszej randce podziwialiśmy góry z lotu ptaka. Adam rzadko bywał w domu, ale kiedy już się spotykaliśmy, to starał mi się to wynagrodzić, kupując drogie prezenty. Teatr, opera, koncerty zagranicznych gwiazd. Miałam wszystko. Ale coraz bardziej czułam, że zamiast miłości to próbuje mnie kupić, bo praca liczyła się dla niego zawsze bardziej niż ja. Tak naprawdę nigdy nie powiedział, że mnie kocha i chyba to zdecydowało, że w końcu powiedziałam: to koniec – zwierza się pani Kamila. – Chciałam mieć normalny dom, rodzinę i kochającego męża. Kiedy budząc się rano, patrzę w oczy mojego męża Radka, wiem, że to mężczyzna, który zrobi dla mnie wszystko. Wielokrotnie udowadniał to nie tylko słowami. Kocham go i jestem szczęśliwa, chociaż żyjemy skromnie i żeby kupić sobie nową pralkę, to musimy odkładać przez kilka miesięcy – dodaje.
Ten sam żar
Coraz częściej gonimy dziś za pracą, pieniędzmi, łatwym i przyjemnym życiem, gubiąc gdzieś po drodze te wartości, którymi tak naprawdę powinniśmy się kierować. Warto mieć więc obok siebie "stróża", który nie pozwoli nam zbłądzić i będzie nas wspierał. Pani Zofia i pan Tadeusz są małżeństwem od ponad trzydziestu pięciu lat. – Oczywiście, że nie zawsze jest słodko i kolorowo, bo małżeństwo to nie jest flakonik z pachnącymi perfumami. Ale wsparcie, które okazujemy sobie każdego dnia, jest najważniejsze. Miłość to fundament, na którym należy budować trwały związek. Mój mąż powtarza codziennie, że mnie kocha i od ponad 35 lat jesteśmy małżeństwem, więc to nie jest frazes – mówi pani Zofia, a jej mąż dodaje z uśmiechem, że czasem, jak patrzy na swoją żonę, to czuje się jak zakochany nastolatek. – Zosia to moja pierwsza i największa miłość. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. Robi mi najlepsze gołąbki i ciasto z truskawkami – dodaje z humorem pan Tadeusz. – Tak, tak! Teraz będzie się jeszcze do mnie przymilał, bo pewnie ma ochotę na te gołąbki! – żartuje pani Zofia. W oczach małżonków widać wielką miłość, której nie odtworzyłby nawet najlepszy na świecie reżyser.
Ola i Maciek małżeństwem są od ponad roku. - Trochę się u nas zmieniło, odkąd pojawił się nasz mały Krzyś. Byliśmy trochę jak takie "papużki nierozłączki", a teraz nasz synek pochłania najwięcej uwagi – mówi Ola. Zgodnie przyznają, że mając prawie trzydzieści lat, są znacznie mądrzejsi i wiedzą, co jest w życiu ważne. – Spotykaliśmy się jeszcze w gimnazjum. Takie szczeniackie uczucie. Oczywiście później była szkoła średnia i studia w dwóch różnych miastach. Chyba sami do końca nie wierzyliśmy, że nasz związek przetrwa próbę czasu, ale ta miłość chyba do nas wróciła na nowo. Kiedy ją zobaczyłem po tych paru latach od naszego rozstania, tylko jedno kłębiło mi się w głowie. "Kocham Cię Ola" powiedziałem bez zastanowienia – dodaje dwudziestodziewięciolatek. – Rozstaliśmy się na długo, bo prawie 8 lat, ale wydaje mi się, że po prostu wtedy byliśmy niedojrzali. Teraz już nie kierują nami emocje i obydwoje wiemy, czego chcemy. Miłość nigdy w nas jednak nie zgasła. – dodaje dziewczyna.
Bez ceregieli
Jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu okazywanie sobie uczuć było raczej sferą osobistą i nikt nie wyobrażał sobie nawet publicznego dawania komuś całusa. Teraz zdarzają się nawet namiętne pocałunki na ulicy i niewiele osób zwraca nawet na to uwagę. Osiemdziesięcioletnia Barbara wspomina, że za czasów jej młodości nie było nawet pierścionków zaręczynowych. – Teraz to jak chłopak prosi o rękę, to i kwiatki kupuje, i pierścionek, dawniej to tak nie było, bo jak się mieszkało na wsi, to była bieda i kawalera często na pierścionek nawet nie było stać – opowiada pani Barbara i wspomina także swoje zaręczyny. – Franek mnie odwiedzał co niedzielę, bo dawniej zawsze to kawaler zachadzał do panny, a nigdy na odwrót. No i jak już obydwoje wiedzieliśmy, że się kochamy, no to Franek się spytał, kiedy do księdza pójdziemy ślub zamówić. Datę wybraliśmy i już. Nie było takich ceregieli, jak to dziś są – wspomina kobieta. Ze swoim mężem Franciszkiem przeżyli wspólnie prawie pięćdziesiąt lat. Zapytana o receptę na udane małżeństwo odpowiada bez zastanowienia: miłość, zgoda i wzajemny szacunek. - Trzeba żyć zgodnie i się wspierać. Zawsze robiliśmy wszystko razem. Co on, to i ja. Dużo mi pomagał, nawet jak były małe dzieci. Dawniej był podział na to, co mogą robić mężczyźni, a co kobiety, ale Franek, jak mi trzeba było pomóc, to nie patrzył na to, tylko robił. Ale, że mnie kocha, to codziennie nie gadał, bo on taki skory do wyznań to nie był. Zawsze się jednak wspieraliśmy. Na początku i jak już byliśmy starsi obydwoje, i jak przyszły choroby. Wtedy człowiek najbardziej czuje tę miłość drugiego, bo wie, że może na niego liczyć – dodaje pani Barbara.