FELIETON: Obcy w domu czyli o Ukraińcach w Sanoku

Opublikowano:
Autor:

FELIETON: Obcy w domu czyli o Ukraińcach w Sanoku  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Prasa podaje, że w Polsce pracuje oficjalnie 900 tysięcy Ukraińców, podobno jest ich więcej – do miliona trzystu tysięcy! W samym Krakowie na uczelniach państwowych i prywatnych studiuje 5 tysięcy młodych ludzi. Język ukraiński można słyszeć w sklepach, autobusach, tramwajach, w pociągach...

W Sanoku podobno jest zatrudnionych 300 osób, mieszkają w prywatnych domach przekształcanych w hostele. Usłyszałem albo gdzieś przeczytałem, że gdyby Ukraińcy jednego dnia zmówili się i zastrajkowali, nasza gospodarka znalazłaby się w kłopotach...

  Sąsiedzi zza wschodniej granicy przyjeżdżają do Polski "za chlebem" – jakby powiedział Sienkiewicz, czyli za pracą. Ich kraj, który jest w stanie wojny ze światowym mocarstwem, zmaga się z ogromnymi trudnościami gospodarczymi, wysoką inflacją, korupcją oraz wszystkimi tymi uwarunkowaniami, które towarzyszą przemianom ustrojowym i ekonomicznym. Sytuacja Ukrainy jest znacznie trudniejsza niż kiedyś Polski, która nigdy nie była częścią ZSRR, ale samodzielnym państwem, rządzącym się po swojemu (czemu się teraz zaprzecza).

  Między Polską a Ukrainą trwa ostry spór o przeszłość, o zbrodnię wołyńską, polski odwet na ludności ukraińskiej, o banderyzm, Akcję Wisła i szereg innych kwestii historycznych, które politycy obu stron skrzętnie wykorzystują do bieżącej gry, ku nieskrywanej satysfakcji wspólnego, wielkiego sąsiada na Wschodzie. Ukraina, która odzyskała niepodległość dopiero niedawno, cywilizacyjnie skłania się ku Zachodowi. Jednocześnie poszukuje swojej tożsamości, swego "mitu założycielskiego", odwołując się do postaci jednoznacznych dla Ukrainy, ale nie tak jednoznacznych dla sąsiadów.

Polskę i Ukrainę wiążą liczne relacje – historyczne i współczesne. Nasza państwowość jest starsza, ich bardzo młoda – więc wobec najbliższego sąsiada powinniśmy się wykazać większą wyrozumiałością i wyobraźnią. Niestety, na odnoszące się do przeszłości restrykcje strony ukraińskiej nasz rząd reaguje podobnymi krokami, nie zachowując proporcji między tym, co było, a tym, co jest i co może się wydarzyć. Nie żyjemy przecież  w świecie spokojnym, nie powinny nas zwodzić emocje towarzyszące mistrzostwom świata  w piłce nożnej. Wszak kiedyś, po jednej z olimpiad, wybuchła wojna, która kosztowała Polskę 6 milionów ludzi...

  Co to ma wspólnego z Sanokiem? Ma, i to sporo. Jesteśmy jednym z miast "frontowych". To do nas w poszukiwaniu pracy przyjeżdżają ludzie zza wschodniej granicy, inne bieszczadzkie miasta nie oferują zatrudnienia. To u nas Ukrainki sprzątają domy i mieszkania, doglądają chorych, wraz z mężczyznami pracują przy taśmach sanockich fabryk. Przyjeżdżają na krótko - prawo zezwala im na trzymiesięczny pobyt - wracają do siebie, potem znowu przyjeżdżają. Niektórzy nauczyli się polskiego... W takiej sytuacji miasto powinno wykazać się jakąś inicjatywą pod ich adresem. Najprostszą, niewymagającą wielkich nakładów, byłoby zorganizowanie kursu języka polskiego, może prelekcji o zasadach gospodarki rynkowej, o zarządzaniu małymi przedsiębiorstwami, o mieście, regionie itp. Do niedawna Ukraińcy traktowali nas jako wzorzec własnych przemian ustrojowych, teraz mogą – co najwyżej – uczyć się gospodarki...

A skoro tu są i współtworzą nasz dochód narodowy, nie należy ich ignorować i traktować jak obcych, lecz okazać im polską gościnność (jeśli taka istnieje i nie jest pustym frazesem!). Dla Sanoka to historyczna szansa; mógłby dać przykład innym miastom i w ten sposób przeciwstawić się stereotypom, które nieraz  w historii potrafiły zatruć "krew pobratymczą" – że po raz drugi odwołam się do Henryka Sienkiewicza.

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE