Sanoczanin 20 czerwca dotarł na wyspę Bali, na której znajduje się góra Puncak Jaya. To najwyższy szczyt świata leżący na wyspie, mierzy 4884 m n.p.m.
– Przywitał mnie deszcz, ale tutaj to podobno normalne, że pogoda jest nieprzewidywalna – relacjonuje Łukasz. – Zameldowałem się w hotelu o 3:40 nad ranem wraz z pozostałymi trzema wspinaczami z Arabii Saudyjskiej, Singapuru i Ukrainy. Uwzględniając zmiany czasu, aby dostać się tu z Sydney, potrzebowałem prawie dobę! Męcząca są skoki ciśnień przy częstych podróżach samolotem.
Po zaledwie 3,5 godzinach snu i porannej tropikalnej burzy Łukasz dopełnił formalności związanych z pozwoleniem na zdobycie szczytu.
– Jest tu pięknie i bardzo, bardzo duszno – opisuje sanoczanin. – Dookoła mnóstwo ludzi i sprzedawców, którzy na każdym kroku chcą nam coś wcisnąć.
Później podróżnicy przemieścili się do Papui. To miasto do najbezpieczniejszych nie należy. Kierowcy opiekujący się ekipą to w zasadzie ochroniarze z bronią. Jeździli na dwa samochody, a podczas "zwiedzania" jeden z kierowców szedł przodem, drugi zabezpieczał tyły.
21 czerwca o północy czasu polskiego Łukasz wyleciał helikopterem do Carstensz Base Camp. Ekipie ciągle towarzyszył deszcz. Atak szczytowy pierwotnie przewidziano na 25 czerwca. Ze względu na warunki pogodowe trzeba było go przyspieszyć o dwa dni, czego chciał uniknąć Łukasz. Wolał mieć więcej czasu na aklimatyzację.
Więcej w 26 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka