Ks. Tomasz Grzywna urodził się 20 grudnia 1970 r. w Nowej Sarzynie. Pochodził z Grodziska Dolnego. Święcenia kapłańskie otrzymał 27 maja 1995 r. Pracował w parafiach: Jaćmierz 1995-1996; Targowiska 1996-1998; Wołkowyja 1998-1999; Korczyna 1999-2001; Jarosław kolegiata 2001-2003. Wszędzie pełnił obowiązki wikariusza i katechety. Był nauczycielem mianowanym.
Do parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Sanoku przybył 1 lipca 2003 r. Do jego obowiązków należało m.in. przygotowywanie dzieci z SP nr 2 do I Komunii Świętej. Organizował coroczny konkurs piosenki religijnej w Sanoku, redagował także gazetkę parafialną "Góra Przemienienia".
Ks. Tomasz Grzywna w czwartek, 21 września, wieczorem odprawił jeszcze swoją ostatnią mszę świętą. Potem poczuł się źle i pogotowie ratunkowe zabrało go do szpitala. Jeszcze około 22.30 odwiedzili go księża wikarzy z fary. Rozmawiali z lekarzem i z ks. Tomaszem, który następnego dnia miał zostać wypisany do domu. Tymczasem w piątek, 22 września, około 9 rano dotarła wiadomość o jego śmierci.
Przyczynę zgonu wskażą wyniki wtorkowej sekcji zwłok. Decyzję w tej sprawie podjął brat zmarłego, który jest lekarzem.
Wiadomość o tragedii rozeszła się błyskawicznie wśród mieszkańców Sanoka i okolicznych miejscowości. Przyjmowana była z niedowierzaniem. Ludzie spontanicznie wstępowali choć na chwilę modlitwy do kościoła, składali kwiaty przed fotografią zmarłego wystawioną przed ołtarzem, modlili się za jego duszę po każdej mszy świętej w niedzielę, 24 września.
W środę, 27 września, księdza Tomasza Grzywnę pożegnała sanocka parafia pw. Przemienienia Pańskiego, której poświęcił ostatnich kilkanaście lat życia. Ponad stu kapłanów koncelebrowało uroczystą mszę świętą, na którą przybyły tłumy wiernych, w tym dzieci pierwszokomunijne ubrane w alby. Następnie ciało zmarłego przewiezione zostało do rodzinnej miejscowości - Grodziska Dolnego w powiecie leżajskim. Tu w czwartek, 28 września, po mszy świętej pogrzebowej zostanie złożone na miejscowym cmentarzu.
Ostatnie kazanie
Ksiądz Tomasz swoje ostatnie kazanie, którego już nie zdążył wygłosić, zamieszczone w gazetce "Góra Przemienienia" na niedzielę, 24 września, zatytułował "Niech Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele". Zakończył je następująco: "A gdy nadejdzie śmierć,`nasza siostra`, jak mówił św. Franciszek z Asyżu, zakończy się możliwość `uwielbiania Boga w ciele". Wtedy będziemy mogli widzieć Boga z bliska i uwielbiać Go przez całą wieczność. Ale aby tak się stało, musimy sobie na to zasłużyć". Uzupełnia to rozważanie wcześniejsze o tydzień, z 17 września, które nosi tytuł "Nikt z nas nie żyje dla siebie" i kończy się słowami: "tylko miłość ocaleje i tylko miłość da nam przepustkę do nieba".
Będzie nam go brakowało
- Ks. Tomka Grzywnę poznałem w 1989 r., kiedy przyszedł do seminarium jako kleryk - mówi ks. dr Andrzej Skiba, proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Sanoku. - Pracowałem tam wówczas i przez 6 lat byłem jego profesorem i wychowawcą. Po święceniach Tomek poszedł na parafię i w 2003 r. przyszedł do sanockiej fary. Był to kapłan wielkiej gorliwości, ogromnie sumienny. Potrafił myśleć naprzód, zabiegał o to, żeby wszystko było na czas i żeby wszystko było dokładnie określone. Człowiek ogromnej skromności, ale jednocześnie głębokiej wiary i niemałej wiedzy. Pasjonat sztuki, co raczej rzadko spotyka się w gronie kapłańskim - dość swobodnie "przechadzał się" wśród rozmaitych stylów malarskich, rzeźbiarskich, architektonicznych. Człowiek o szerokich horyzontach; kochał przyrodę, wyjazdy. Jednak nade wszystko był oddany dzieciom, katechezie. Widać było, ile wysiłku i serca wkładał w to, żeby te dzieciaki, czasem niesforne, przygotować jak najlepiej do pierwszej spowiedzi i I Komunii Świętej. Potrafił swoje ukryte talenty, nieśmiało wyjawiane, przelewać na papier, kiedy pisał artykuły do naszej gazetki parafialnej. Napisał ich mnóstwo, zważywszy, że samych wydań gazetki było 733. Znajdował na to wszystko czas. Był też człowiekiem głębokiej wiary. Wiele razy widywałem go w kościele przed Najświętszym Sakramentem, modlił się w zwyczajny dzień, często po cywilnemu. Nie ulega wątpliwości, że będzie nam go brakowało. Trudno zrozumieć tę śmierć, tak nagłą i niespodziewaną. Odszedł w szpitalu wtedy, gdy się wydawało, że będzie dobrze... Opatrzności Bożej polecamy to wszystko.
Człowiek o wielkim sercu
Jako współpracownika zmarłego kapłana wspominają nauczyciele i pracownicy Szkoły Podstawowej nr 2 im. św. Kingi w Sanoku.
- Był człowiekiem o wielkim sercu i hojnie obdarzał nim wszystkich, a przede wszystkim dzieci, które z radością towarzyszyły mu podczas pobytu w szkole - mówią. - Był człowiekiem wielkiej skromności i pokory wobec siebie, a nade wszystko pełnym miłości do ludzi. (...) Z dużą starannością i sumiennością podchodził do powierzonych mu obowiązków, jak również zadań, które podejmował z własnej inicjatywy. A było ich wiele. Wspomnieć należy chociażby cykliczne i z niezwykłą dokładnością i starannością organizowane przez ks. Tomasza wycieczki śladami patronki szkoły – św. Kingi czy współorganizację szkolnych rekolekcji. (...) Do wielu z tych działań oprócz poświęcania własnego czasu i sił - angażował także swoje środki finansowe.
Grono pedagogiczne wspomina też o wrażliwości ks. Tomasza na los potrzebujących. Bardzo chętnie wspierał wszystkie akcje charytatywne. Celebrował msze święte z okazji różnych uroczystości szkolnych. Spieszył też zawsze z kapłańską posługą podczas pogrzebów członków rodzin pracowników szkoły.
Kapłan maryjny
- Bardzo go lubiliśmy, choć rzadko się spotykaliśmy - wspominają Maria i Jacek Lipińscy, parafianie z sanockiej fary. - Czasem do nas przychodził, bo przyjaźnił się z naszym synem Piotrem. Traktowaliśmy go trochę jak naszego syna; był niewiele starszy od naszej najstarszej córki.
Państwo Lipińscy wspominają wspólne wyjazdy do Zakopanego, do sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach.
- W czasie tych wyjazdów rodziły się nabożeństwa pierwszych sobót. Sprowadziliśmy też figurę Matki Bożej z Fatimy. Odkąd przyszedł do nas, zaczął prowadzić nabożeństwa i nowennę przed setną rocznicą objawień w Fatimie, ściśle według zaleceń Matki Bożej. Dostawał materiały z Krzeptówek, które są takim polskim centrum tej duchowości. Był bardzo zaangażowany w tę nowennę fatimską. Znamy go jako kapłana bardzo maryjnego, "różańcowego". Znamienne, że odszedł w stulecie Fatimy. Można powiedzieć, że wykonał swoją pracę i Matka Boża go zabrała. Bardzo chcielibyśmy, żeby jego "fatimskie" kazania zostały wydane.
Życzliwy i skromny
- Jego pasją były podróże, fotografowanie oraz pisanie - wspomina pani Joanna Katyńska, której rodzina przyjaźniła się ze zmarłym. - Pamiętał spotkanych na swej drodze ludzi, dla których zawsze potrafił znaleźć czas, chociażby na krótką rozmowę. Umiał słuchać. Pamiętał o życzeniach świątecznych, pozdrowieniach z wakacji, drobnych upominkach. Dbał o utrzymanie nawiązanych kontaktów. Był niezwykle gościnny. Cieszył się z każdych odwiedzin, podczas których dzielił się wrażeniami z podróży, rekolekcji, pracy w szkole. Ulotne chwile utrwalał na zdjęciach posortowanych w licznych albumach.
Pani Joanna przypomina sobie sytuację, kiedy podczas losowania karteczek z prawidłowymi odpowiedziami na zadane pytanie roratnie ks. Tomasz wybrał o jedną za dużo i nie miał już więcej nagród. Odłożył karteczkę na ołtarzu, a następnego dnia przyniósł do szkoły symboliczny upominek dla nienagrodzonego wówczas dziecka.
- Zastanawiał się też nad tym, czy nie powinien przestać nosić przy sobie słodkości, którymi częstował dzieci, ponieważ ostatnio pojawili się w przedszkolu mali rabusie, którzy z jego teczki potrafili zabrać co nieco. Jednak nie chciał zostać zapamiętany jako ksiądz, który wszystkiego zabrania - dodaje.
Ks. Tomasza wspomina też dr Monika Brewczak, muzyk:
- Był opiekunem zespołu SOUL przez 14 lat. Zawsze starał się przychodzić na nasze piątkowe próby, aby porozmawiać z młodzieżą i wspólnie się pomodlić. Było to dla nas wszystkich ważne, bo czułyśmy że jest Osoba - Opiekun, który wspiera nas modlitwą. Teraz, gdy Go zabrakło, jeszcze bardziej doceniamy czas, który nam poświęcał... Mamy nadzieję i bardzo wierzymy, że teraz tam z góry też będzie nas wspierał swoją modlitwą już nie z nami, ale właśnie za nas, za cały zespół SOUL.
Człowiek Wspaniały
- tak z kolei pisze o ks. Grzywnie na swoim Facebooku Mateusz Burczyk.
- Nigdy nie zapomnę lekcji religii, gdy jak zawsze przynosił żelki:), wszyscy zajadaliśmy się jakbyśmy je pierwszy raz zobaczyli. W podstawówce, gdy odpytywał z Małego Katechizmu, przed Pierwszą Komunią Świętą. Gdy organizował wycieczkę "pokomunijną" do Leżajska i swojej rodziny, gdy kopał z nami piłkę. Gdy organizował i robił zdjęcia na każdym Festiwalu Piosenki Religijnej, gdy ze znajomymi siedzieliśmy u Niego i przeglądaliśmy albumy pełne zdjęć. Nigdy nie przeszedł bezinteresownie obok człowieka, zawsze zagadał, uśmiechnął się, pogłaskał po główce i popukał w nią:), potrafił poprawić najbardziej skwaszony wyraz twarzy. Zawsze pytał: "Co tam u Burczyków słychać?":) Lubił się droczyć i przekomarzać. I wymyślał świetne wierszyki o każdym. Był moim bardzo dobrym znajomym i spowiednikiem, a nawet przyjacielem. Nie pożegnał się może tylko dlatego, bo nie chciał nas smucić... Nigdy Go nie zapomnę i na zawsze pozostanie w moim sercu.