A więc: mamy takiego prezydenta, na jakiego zasługujemy. Dosłownie i bez żadnych podtekstów! Wybrali go nasi rodzice i dziadkowie; młodzi jeszcze się nie obudzili; a części z nich polityka nie interesuje. Skoro tak, to przez najbliższe pięć lat polityka zainteresuje się nimi! Starsi dobrze pamiętają slogany: „Partia kieruje, rząd rządzi”; albo: „Partia z narodem, naród z partią!”. Doszły do nich nowe hasła: „Damy radę!” oraz „Te pieniądze nam się należały!” Roczniki 60 i 70 plus wzięły je dosłownie; wszak w ostatniej chwili prezydent obiecał im bon turystyczny. Ale go nie dostaną, bo brakuje pieniędzy. Po wyborach powinni siedzieć cicho; wystarczy, że znowu mają swego prezydenta…
*
Stary/nowy prezydent, który dopiero co szydził z kontrkandydata, w wieczór wyborczy, o godz. 23:00 chce mu podać rękę i zaprosić do pałacu. Szkoda, że przegrany na to nie poszedł; przecież nocą, w siedzibie głowy państwa działy się rzeczy ważne. Odbywano tajne spotkania, zaprzysięgano sędziów, podpisywano ważne akty prawne. Może i tym razem stałoby się coś epokowego? Mogłoby – na przykład – dojść do unii personalnej (duumwirat); bo obaj są prezydentami – jeden państwa, drugi miasta… Mogłaby na tym skorzystać Europa; przecież unia polsko-litewska to prababka Unii Europejskiej. Polacy jako jej protoplaści mają mnóstwo pomysłów: np. jak zreformować ten niewydolny twór polityczny? Trzeba się tylko z nami liczyć, dawać pieniądze i nie przeszkadzać w urządzaniu własnego kraju, według woli jednego człowieka – nie prezydenta...
*
Prezydent ma szczęście do wywiadów! W ostatnim momencie przed wyborami przeprowadził z nim rozmowę religijny oligarcha z Torunia. Wywiad polegał na tym, że „wywiadowca” mówił przez 9 minut, a prezydent pokornie słuchał ze skupioną miną. Nie było pytań, tylko kategoryczne stwierdzenia, pretensje i rady dla głowy państwa, jak rządzić tym bogobojnym i nierozgarniętym krajem. Dzień po wyborach prezydent również udzielił wywiadu – tym razem sekretarzowi generalnemu ONZ, który się podszył pod dwu rosyjskich komików. Odpowiedzi prezydenta były uprzejme, rzeczowe i kompetentne, jak mówi jego dwór, a także obóz polityczny. Część społeczeństwa widzi w tej rozmowie nie tylko kompromitację głowy państwa, ale bezradność, albo lepiej bezbronność Kraju wobec…żartów naszego wielkiego sąsiada. Co będzie, kiedy sąsiad przestanie żartować?
*
Premier, który jest nie tylko wybitnym politykiem (szczególnie historycznym), ale i wytrawnym dyplomatą, już drugi raz nazwał swoich unijnych kolegów „grupą skąpców”, choć oni wolą o sobie mówić, że są „oszczędni”, zwłaszcza że do unijnej kasy wpłacają najwięcej … Nazywanie „skąpcem” kogoś, od kogo chce się pieniędzy, to szczyt dyplomacji dziadowskiej. Jest to zachowanie biedaka, któremu pieniądze należą się ex definitione, czyli z zasady. Premierzy unijni jeszcze tego nie wiedzą, ponieważ dopiero przerobili lekcję skąpstwa, w czym pomógł im francuski komediopisarz Moliere. My z kolei, dzięki Mickiewiczowi, mamy za sobą lekcję dziadostwa. Porozumienie dwu stron, które dzieli taka przepaść moralna, może być niemożliwe, tym bardziej że współczesną politykę cechuje pragmatyzm.
*
Do Sądu Najwyższego wpłynęło ponad dwa tysiące protestów wyborczych. Sąd z pewnością nie będzie miał czasu na ich rozpatrzenie. Na marginesie warto odnotować naruszenie ciszy wyborczej w Sanoku, gdzie zapewne jakaś bojówka czy młodzieżówka zniszczyła wszystkie plakaty Rafała Trzaskowskiego. Nie było to zerwanie banerów, tylko odcięcie ich górnych mocowań, skutkiem czego z kontrkandydata została tylko druga strona, czyli biała plama, a w jej sąsiedztwie łagodnie uśmiechnięty „mój prezydent”. Trzeba tu stwierdzić znaczny postęp, bo plakaty prezydenta Warszawy można było zniszczyć, podrzeć, pociąć na kawałki. A tak – zostały nienaruszone i może się jeszcze do czegoś przydadzą – jako surowiec wtórny i krok w stronę ochrony środowiska tudzież jako zachowanie proekologiczne.