reklama

Tajniki bieszczadzkiej roślinności

Opublikowano:
Autor:

Tajniki bieszczadzkiej roślinności - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościAdam Szary - botanik, pracownik naukowy Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Jest autorem książek poświęconych miejscowemu światu roślin, takich jak: "Tajemnice bieszczadzkich roślin" czy "Bieszczadzkie motywy roślinne". Publikacje mają charakter etnobotaniczny, są bowiem połączeniem wiedzy o roślinach z różnymi aspektami duchowej kultury i materialnej tradycji.

Autor opisuje związki człowieka ze światem dzikich roślin na konkretnych przykładach, ze szczególnym uwzględnieniem ich zastosowania w regionalnej kuchni, ludowej medycynie, gospodarstwie domowym i magiczno-religijnej obrzędowości, a także wskazuje na żywotność roślin w literaturze, poezji i sztuce. Ogniskuje się na świadomości ludów zamieszkujących Karpaty i Podkarpacie, w szczególny sposób uwzględniając tradycję bieszczadzkich Łemków i Bojków.

Adamie, skąd zamiłowanie do biologii?
- Biologia jako nauka o życiu jest kierunkiem poszukiwań zorientowanych na jedną z największych tajemnic naszego istnienia. A zarazem daje sposobność do kontemplacji tej tajemnicy w każdym miejscu, bo wszędzie przecież otacza nas życie: trawa pod nogami, ptak na parapecie, mucha na stole.... Biologia doskonale wpisuje się w penetrowanie naszej egzystencji poprzez szeroki kontekst istnień, jakie nam towarzyszą – i przez zgłębianie naszego do nich stosunku...

Jak rozwijały się twoje pasje?
- We wczesnej młodości chciałem być weterynarzem. Wybrałem więc technikum hodowlane, w dalszych planach zamierzając studiować weterynarię. Szkoła o takim profilu była dla mnie, mieszczucha, pociągającą egzotyką – w tamtych czasach szybko jednak odsłoniła też drugie, mniej ciekawe dno. Przechodząc praktyki w PGR-ach, gdzie dało się odczuć totalny marazm i degrengoladę, doszedłem do wniosku, że to jednak nie to...

Praca ze zwierzętami nie była tym, czego w życiu szukałeś?
- Wybrałem studia filozoficzne, ale zabrakło mi punktów. Dziś wiem, że to było tchnienie Opatrzności. Wtedy właśnie zmuszony zostałem do nowych poszukiwań. Chłopak, który nie dostał się na studia, w czasach komuny był od razu zgarniany przez wojsko. Od tej służby reklamowała praca w kopalni, szpitalu czy szkole. Zgłosiłem się więc jako pielęgniarz do szpitala psychiatrycznego, ale mnie wyśmiano, bo miałem przecież tylko dyplom hodowcy zwierząt (śmiech). Przypadek sprawił, że otrzymałem etat nauczyciela, gdyż były wówczas kadrowe deficyty w tym zawodzie. Nie trzeba było mieć nawet ukończonych studiów – wystarczyła matura. Uczyłem więc biologii, odkrywając z czasem, że praca z młodzieżą to coś wspaniałego, bo stwarza ciągłe wyzwania. Uczy przełamywania sztywnych szablonów i twórczego podejścia do nauki, kształtuje empatię i ciekawość życia. A przede wszystkim daje sposobność do odkrywania nowych światów – nie tych galaktycznych, ale tych, które są obok nas, bo przecież każdy człowiek to odrębny kosmos.

Więcej w 12 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo