reklama
reklama

Sanoczanie wspominają Edytę Bieńczak. Nikt nie przeszedł obojętnie koło jej grobu [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Każda śmierć jest ogromnym ciosem i nigdy nie będziemy na nią gotowi. Jednak, gdy odchodzą ludzie młodzi, to odejście porusza nawet tych, którzy nie znali osobiście zmarłego. Nie możemy uwierzyć, że nie ma wśród nas kogoś, dla kogo życie dopiero nabierało rozpędu i smaku. Tyle słów niedopowiedzianych, tyle rzeczy do zrobienia...
reklama


Tak sanoczanie odebrali wiadomość o nagłej śmierci krajanki Edyty Bieńczak. Najpierw niedowierzanie, a później ogromny żal i smutek. Odeszła tak wspaniała osoba, która miała tak wiele planów, w której kręgu ludzie czuli się ważnymi i lepszymi. 

Pokochali ją od pierwszej chwili

Edyta urodziła się i wychowała w Sanoku. Tu dorastała i tu również narodziła się jej ogromna miłość do hokeja. Do redakcji  RMF FM  dołączyła w 2008 roku. Radio uruchamiało wówczas program stażowy i o miejsce w nim starało się wielu młodych ludzi. Edyta była najlepsza i wygrała ten wyścig. Redakcja RMF przyjęła ją bardzo serdecznie, można powiedzieć, że to była odwzajemniona miłość.

- Precyzyjna, konkretna, mądra - chcieliśmy ją mieć w zespole. I ona chciała nas. Wielokrotnie dawała nam odczuć, że radio jest jej drugim domem. Była pracowita, dokładna, stawiała na swoim, potrafiła znaleźć najmniejszy błąd. Także u siebie. Była podporą zespołu, dyżur z nią stawał się o połowę lżejszy. Lubiła trudne tematy i wyzwania. Ważyła każde słowo, była niezwykle precyzyjna, a z planu musiał być zrealizowany każdy punkt.

- pisali koledzy o Edycie. 

Była dumna z Sanoka

Edyta silnie związana była ze swoim Sanokiem. Zawsze kiedy tylko mogła, wsiadała w autobus i pędziła w swoje rodzinne strony. Dodatkową motywacją do przyjazdów były mecze hokeja i oczywiście jej ulubionej sanockiej drużyny Ciarko STS Sanok. Kochała hokej. Za każdym razem mocno dopingowała swoich ulubieńców, do tego stopnia, że wracając do Krakowa, miała często zdarte gardło. Wszystkim o Sanoku opowiadała, oprócz hokeja wymieniała oczywiście mistrza Beksińskiego i jego sanocką galerię. Mogła mówić bez przerwy o tym, jak jej miasto rodzinne pięknieje i jak jest z niego bardzo dumna. Koledzy z RMF FM wspominają, że z każdego wyjazdu do Sanoka coś im dobrego przywoziła...

W jej sercu pojawił się Kraków

Drugim domem Edyty była Nowa Huta. W pracy spędzała mnóstwo czasu, często tego nadprogramowego. Lubiła wszystko dopiąć na ostatni guzik, poprawić tak, aby było na jak najwyższym poziomie. Była perfekcjonistką. 

- Wybrała to miejsce, albo ono ją wybrało. Najpierw zachwyciła się intensywnością zieleni, zdumiał ją ten "las" w industrialnym ośrodku. A potem ukochała te bloki, tę historię, miejscowych ludzi. Dużo czytała na ten temat. "To niesamowite, ale tematem ostatniej naszej rozmowy w poniedziałek była nowohucka powieść "Halny" Igora Jarka. Była zachwycona, szczęśliwa, że ją przeczytała. Jednak tego nie da się opisać słowami. Trzeba było to widzieć, z jakim zaangażowaniem Edzia potrafiła przekazywać swoje przemyślenia i emocje. Ona mówiła jakby "całą sobą".

- czytamy we wspomnieniach kolegów z RMF. 


 Cześć, do jutra. Do zobaczenia

Pożegnała się w poniedziałek jak zawsze. Wyszła po prostu z pracy. Zadzwoniła we wtorek po południu do pracy i powiedziała, że źle się poczuła i musi zostać w szpitalu. - Wiesz trochę źle się czuję, potrzymają mnie tu dwa, trzy dni i wracam do pracy – wyszeptała. Nikt nie przypuszczał wtedy, że jutro nie nadejdzie. Nie wróciła. Kraków i Sanok okrył smutek i żałoba. Przejmujący ból, dotknął rodzinę i przyjaciół Edyty, ale nie tylko. W Sanoku bardzo dało się odczuć smutek osób, które nigdy jej nie poznały...Taki przejmujący żal, który mieszał się z pretensjami do Pana Boga. Jak to możliwe? Dlaczego? Przecież to był dopiero początek jej życia... Dzień pogrzebu, był przejmująco wzruszający. Zgromadził rzeszę ludzi. Przyszli ci, dla których Edyta była bliska, ale i ci, których ta śmierć poruszyła. Ich twarze zastygły, a po policzkach płynęły łzy. Gdy rozbrzmiała piosenka "Płoną góry, płoną lasy" nie było mocnych...

To, jak bardzo dotknęła i utkwiła w pamięci sanoczan ta śmierć, było widać wczoraj na cmentarzu. Nie widzieliśmy osoby, która by w zadumie nie przystanęła przy kolumbarium, gdzie spoczywają prochy Edyty. Przystawali i w ciszy patrzyli na jej zdjęcie, nierzadko ocierając łzy. Jedna kobieta powiedziała półgłosem  - Dlatego trzeba żyć tak jakby jutra miało nie być i kochać ludzi, bo nie wiemy, czy nie widzimy po raz ostatni...

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama