Z taką informacją zadzwoniła do nas zbulwersowana czytelniczka.
- Kobieta, którą to spotkało, trzęsła się ze zdenerwowania. Mówiła, że gdyby zrobiła krok do przodu, byłoby już po niej - relacjonowała.
Na miejscu okazało się, że chodzi nie tyle o samą lampę, co o jej plastikową obudowę, niemniej jednak uderzenie w człowieka z wysokości kilku metrów mogłoby okazać się bardzo niebezpieczne. Sprzedawca z jednego ze stoisk mówi, że tynk odpadający z tego samego sufitu porysował mu samochód, którym przywozi towar.
Antoni Pielech, administrator hali targowej z ramienia SPGM, jest zaskoczony tą informacją. Twierdzi, że nikt mu nie zgłaszał tego zdarzenia i obiecuje, że natychmiast sprawdzi wszystko na miejscu. Zapytany o sprawę stanu technicznego hali odpowiada:
- W tej chwili naprawia się na bieżąco awarie, jeśli takie się zdarzają, usuwa usterki, ale remontów na razie nikt nie przewiduje. Nie wiem, co miasto myśli zrobić dalej z halą: sprzedać czy też zmienić jej przeznaczenie. Czasem się zdarzy, że coś się oderwie czy spadnie. Po hali hula wiatr na wszystkie strony. Ze starości coś mogło się skruszyć i odpaść, np. klosz ze świetlówki. Dbamy, żeby wszystko działało, ale zawsze coś nieprzewidzianego może się zdarzyć.
Na razie, do czasu rozstrzygnięcia losu obiektu, kupcom i sprzedającym pozostaje nadzieja, że po feralnym zdarzeniu administracja hali dokona dokładnego przeglądu i naprawy wszystkiego, co znajduje się nad ich głowami, aby zapobiec takim wypadkom na przyszłość.