Czy to już naprawdę koniec? Ci, którzy są blisko hokeja i miasta są pełni czarnych myśli. Tylko optymiści proszą o spokój i tłumaczą, że w zasadzie tak było od zawsze, a od co najmniej dekady to na pewno. Niestety, coraz bliżej mi do tej pierwszej grupy, choć jeszcze nie tak dawno dałbym sobie głowę uciąć, że sanocki hokej nie zginie, gdyż jest czymś ogromnie ważnym, jedną z ikon Sanoka. Co zatem stało się takiego, że ikona stanęła nad przepaścią?
Gorsze wyniki w firmach sponsorujących sanocki hokej, a także - nie ukrywajmy tego - brak sukcesów sportowych, sprawiły, że ci, na których opierała się ta dyscyplina, zaczęli się wycofywać. Ich przygoda ze sportem, w niektórych przypadkach dość kosztowna, przestała dawać im radość i satysfakcję. Na pieniądze z miasta, tak jak jest to w przypadku wszystkich klubów ekstraligowych i nie tylko ekstraligowych, nie można liczyć. Dziś już wiadomo, że doprowadzone do dramatycznej sytuacji finansowej, zadłużone na ponad 150 milionów złotych miasto, aby przetrwać, co najmniej przez kilka najbliższych lat, będzie musiało oszczędzać na wszystkim. Na czym najprościej?
Oczywiście, na sporcie! Wyrazem tego jest wstrzymanie dotacji na rozwój sportu młodzieżowego, co w latach poprzednich kosztowało miasto skromne 400 tys. złotych rocznie. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale wcale bym się zdziwił, gdyby tak ze względów oszczędnościowych zdecydowano się na wstrzymanie mrożenia lodu. Wiem, jakie byłoby wówczas tłumaczenie. Tyle miast w Polsce nie ma hal lodowych, torów łyżwiarskich i jakoś tam ludzie żyją. A poza tym, to by w zasadzie rozwiązało problem utrzymania się hokeja na powierzchni. Szybko zniknąłby pod lodem, podobnie zresztą jak łyżwiarstwo szybkie i short track.
Zanim jednak ktoś odważy się na taki ruch, pozostańmy przy dramatycznym apelu pani prezeski spółki „Sportowy Sanok”. Zwraca się w nim do wszystkich, którym na sercu leży sanocki hokej o dobrowolne datki, które pozwoliłyby dotrwać do końca sezonu i dały nadzieję, że nie trzeba składać broni. Sytuacja na dziś jest o tyle gorsza, że jeszcze rok temu miasto skromnie, bo skromnie, ale wspierało sport młodzieżowy i wysyłało sygnały, że wspomoże też seniorski hokej ze środków przeznaczonych w budżecie na promocję. Mówiono o kwocie ponad 500 tysięcy złotych. Dziś już wiadomo, że na żadną pomoc miasta liczyć nie można.
Ten apel jest zaproszeniem do pospolitego ruszenia, które może być ostatnią szansą na uratowanie Sanockiej Republiki Hokejowej przed całkowitą katastrofą. Od jednego z największych jej fanów usłyszałem: „Gdyby tak 2 tysiące sanoczan wpłaciło po 50 złotych, byłby to 1 milion! Powiększony o drugi milion, pochodzący od sponsorów, stanowiłoby to jakieś minimum, z którym można startować do sezonu!” Boję się, że ta pierwsza liczba, te 2 tysiące, może okazać się li tylko pobożnym życzeniem. Ale może się mylę?
Zastanawiam się, jak zorganizować taką zbiórkę, żeby miała ona charakter powszechny. Może warto byłoby pomyśleć o czymś w rodzaju „Wielkiej Orkiestry Hokejowej Pomocy”! Pozwoliłaby wyzwolić emocje, stworzyć atmosferę i puścić w świat komunikat, że „miłośnicy hokeja w Sanoku wzięli sprawy we własne ręce!” Umożliwiłaby też włączenie się do hokejowej Orkiestry sanoczan zamieszkałych poza Sanokiem, w kraju i zagranicą. Może chwyciłaby za serce Ministra Sportu i Turystyki, Marszałka województwa. Może…
Pamiętam lata, kiedy w sytuacjach, gdy hokej miotał się bez pieniędzy, burmistrz zapraszał do Sali Herbowej przedsiębiorców i dyrektorów co ważniejszych instytucji na tzw. „szczyt hokejowy”. Prosił wszystkich uniżenie o pomoc, o rzucenie sanockiemu hokejowi koła ratunkowego. Czy pomogło? I tak i nie. Tak, bo znaleźli się tacy, którzy na apel odpowiedzieli „wchodzę!” Tak, bo organizując szczyt hokejowy, wysyłał tym samym do mieszkańców sygnał, że hokej jest czymś ogromnie ważnym dla sanockiego grodu. Nie, bo nie przyniosło to wsparcia rzędu kilkuset tysięcy złotych. Ale może warto byłoby skorzystać z tego pomysłu? Byłaby to też okazja do przeproszenia mieszkańców, że miasto nie wesprze sportu ani jedną złotówką!
Czując katastrofę, z okrętu czmychają czołowi zawodnicy drużyny Texom STS. Pierwszy opuścił pokład obrońca Jonathan Karlsson, powracając do Finlandii, następnie bramkarz Dominic Salama, który zamienił Sanok na Kraków, a ostatnio lider pierwszego ataku Lauri Huhdanpaa, dostrzeżony przez mistrza Polski, oświęcimską Unię. Podobnie było przed rokiem, kiedy w końcówce rozgrywek, ze względów finansowych, rozstano się z wszystkimi obcokrajowcami. Pożegnaliśmy wtedy takich zawodników jak m. in.: bracia Elliot i Johan Lorraine, Mark Viitanen, Niko Ahoniemi, Marcus Kallionkieli, Kalle Valtola i Ville Heikkinen. Dwaj ostatni do dziś są podporą aktualnego mistrza Polski – oświęcmskiej Unii, Viitanen gra w GKS-ie Tychy, a Kallionkieli jest podstawowym zawodnikiem katowickiej Gieksy. I pomyśleć, co znaczyłby dziś Texom STS, gdyby dysponował tymi hokeistami.
Stała się rzecz jeszcze gorsza. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy drużynę opuszczają swoi wychowankowie. Zaczęło się od bramkarza Filipa Wiszyńskiego, a dziś nadeszła kolejna fatalna informacja: zrezygnował z gry w drużynie obrońca Kacper Rocki, 19-latek, reprezentant Polski U20. Chodzą głosy, że niebawem to samo chcą zrobić bracia Jakub i Krzysztof Bukowscy. Dramat. Co może powstrzymać tę falę? Na pewno widoczna stabilizacja finansowa w klubie, zapewniająca pełne zabezpieczenie potrzeb i gwarantująca utworzenie zespołu walczącego na równi z innymi drużynami.
Czy w ogóle jest szansa, aby coś takiego było możliwe? Źle się stało, że odszedł Karlsson, że opuścili Sanok: Salama i Huhdanpaa. Jest obawa, że kiedy zobaczą, jak jest w innych klubach, szybko zapomną o Sanoku. Nie pozostaje nic innego, jak zawołać za Sienkiewiczem: „Dla Boga – (sanoczanie) – Larum grają!”
Na krawędzi. Wielka Orkiestra Hokejowej Pomocy?
Opublikowano: Aktualizacja:
Autor: Marian Struś | Zdjęcie: M.Korzeniowska
foto M.Korzeniowska
reklama
Przeczytaj również:
WiadomościSanocka Republika Hokejowa w potrzasku. Nie ma pieniędzy na hokej, nawet w dziecięco-młodzieżowym wydaniu. Z tonącego okrętu uciekają najlepsi zawodnicy, inni zapowiadają odejście po zakończeniu sezonu, czyli tuż, tuż. Prezeska spółki „Sportowy Sanoka’ Marta Przybysz wysyła sygnały S.O.S., prosząc tych, którym nie jest obojętny los sanockiego hokeja, o wsparcie. Nie tak wyobrażała sobie przyszłość spółki, do kierowania której została namówiona przez rządzących tym miastem. Dość szybko zorientowała się, że na żadną instytucjonalną pomoc nie może liczyć. Do niedawna była pewna, że ma na głowie „tylko” zespół seniorów. Teraz już wie, że cały hokej, od przedszkolaków do juniorów młodszych.
reklama
reklama
reklama
reklama
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ
Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM
e-mail
hasło
Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE
reklama
reklama
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.