Lutowiska, których nie pamiętamy

Opublikowano:
Autor:

Lutowiska, których nie pamiętamy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Lutowiska dzisiaj to niewielkie miasteczko, czy nawet - jak podaje Wikipedia - wieś w jednej z najmniej zaludnionych części Polski, położone przy tzw. Dużej Pętli Bieszczadzkiej. Znajduje się tutaj kościół, szkoła, parę innych urzędów oraz niewielka ilość domów i kilka pensjonatów.

Miasteczko nie wyróżnia się niczym specjalnym. Tymczasem w tym zapomnianym przez Boga i ludzi zakątku skrywa się niezwykle bogata historia, która w okrutny sposób została przerwana i pozostawiła po sobie nieliczne już dziś ślady.

Wieś Lutowiska została założona przed 1565 rokiem, początkowo znana była jako „Litowiska”. Jej nazwa pochodzi najprawdopodobniej od ruskiego słowa „litowysko”, które oznacza miejsce letniego wypasu bydła. Miejscowość pozostawała początkowo w majątku znanej w Bieszczadach rodziny Kmitów, a w okresach późniejszych często przechodziła z rąk do rąk.

Już w roku 1742 Lutowiska otrzymały od panującego wówczas Augusta II prawo organizacji dziesięciu jarmarków rocznie, podczas gdy np. Rzeszów miał prawo do organizacji jedynie trzech z nich. To właśnie owe jarmarki miały wkrótce przynieść Lutowiskom sławę w całej Europie wschodniej i sprawić, że przybywać tu będą handlarze z czterech stron świata, w tym Żydzi oraz bojkowscy gazdowie pragnący sprzedać swoje wypasane na połoninach bydło.

Z biegiem czasu to właśnie wspomniani już Żydzi stali się elementem dominującym w Lutowiskach, czyniąc z nich największą żydowską gminę na terenie Bieszczadów. W 1900 roku samo miasteczko zamieszkiwało 1570 osób wyznania mojżeszowego, z których większość bogaciła się na handlu bydłem sprzedawanym na częstych jarmarkach, bądź dzięki rzemiosłu.

Zagłada Lutowisk rozpoczęła się wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. Po jej rozpętaniu miejscowość znalazła się w strefie wpływów ZSRR. Niebawem po zajęciu tych terenów Sowieci wywieźli część zamożniejszych żydowskich rodzin wraz z przedstawicielami inteligencji polskiej i ukraińskiej w głąb swego terytorium. Kolejnym ciosem było zajęcie Lutowisk 22 czerwca 1942 roku przez Niemców, którzy rozstrzelali około 650 Żydów, Polaków i Romów. Drewniane zabudowania należące do Żydów wraz z dwiema synagogami zostały spalone. Po Lutowiskach zostały jedynie pojedyncze zabudowania wokół ich dawnego centrum. Kilkusetletnia historia miasteczka została zaprzepaszczona.

Po zmianie losów wojny Lutowiska w latach 1944-1951 znajdowały się w ZSRR. Ocalały w miasteczku katolicki kościół pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa i Męczennika został całkowicie zdewastowany. Msze odbywały się wówczas w pozostałej po ludności ukraińskiej cerkwi, znajdującej się na południe od niegdysiejszego centrum miejscowości. Lutowiska powróciły do Polski w roku 1951 w ramach umowy o wymianie granic z ZSRR i do dziś pozostają w naszym kraju.

Jak niegdyś wyglądało miasteczko?

Centrum Lutowisk stanowiły dwa rynki – większy południowy i nieco mniejszy północny. Okalały je drewniane domy żydowskich kupców. Miasteczko nigdy nie urosło ponad tę pierwotną strukturę, nie powstały tutaj dodatkowe ulice czy place.  Ludność innych wyznań niż mojżeszowe zamieszkiwała przylegające do centrum Posadę Dolną i Górną, które na zawsze zachowały swój wiejski charakter z kurnymi chatami.

W Lutowiskach istniały dwie synagogi i cerkiew, która budowana była trzy razy w trzech różnych miejscach, cmentarz żydowski i cmentarz przycerkiewny oraz dwór.

Sofija Parfanowycz w swoim opowiadaniu zatytułowanym „Jarmarok w Litowyszczach” tak pisze o Lutowiskach:
A tam pośród niemal austriackiego piękna przycupnęło żydowskie miasteczko. Gęsto-gęsto drewnianych domków z gankami, przejściami, zajazdami, piętrami i różnymi zakamarkami – schowkami. Coś wschodniego w nich jest, „arabski styl”, wspomnienie orientu, gęste skupisko. Nad nimi panuje wielka murowana bożnica. Kolorowe szkło, kręte, tajemnicze, litery starych ksiąg. Wszystko to aż prosi, by zalało je gorące słońce południa.

Tak z kolei pisał o Lutowiskach Wasyl Sofroniw w jednym z felietonów w gazecie „Diło” w 1934 roku:

Nie potrafi ę sobie wyobrazić naszych małych, brudnych, a jednak sympatycznych galicyjskich miasteczek bez Żydów. Czy w ogóle byłyby wtedy u nas jakiekolwiek miasteczka i czy warto byłoby wtedy wybierać się na jarmark? Jaki czar, jaki koloryt, miałyby Lutowiska, gdyby dookoła spadzistego, wyboistego „rynku” nie było tych powykrzywianych, drewnianych domków, gdyby w każdych drzwiach i każdym oknie i na każdej ławeczce nie było jakiegoś sklepiku (…)?

Co ma bydło do jarmarku

Z biegiem czasu liczba jarmarków w Lutowiskach rosła. Były one słynne w całej Europie środkowo -wschodniej. Handlowano w ich trakcie głównie bydłem wypasanych na bieszczadzkich połoninach. Zwyczajowo jarmark trwał trzy dni. Pierwszy z nich był dniem spędu bydła do Lutowisk, gdzie pojono je w jednym z potoków przecinających miasteczko. Drugiego dnia odbywało się dobijanie targu. Trzeci dzień oznaczał wypędzanie stad zakupionego bydła z Lutowisk. We wspomnianym już wyżej opowiadaniu czytamy na ten
temat: Szarym świtem dzikie pasterskie okrzyki dzień nawołują. Tupot kopyt o ziemię dudni, wzbijając kurz. Szeroką rzeką płyną bydlęce grzbiety, do niej ze wszystkich stron wlewają się dopływy i wszystko płynie na targowicę. (…)

Rzeka bydła i ludzi wcisnęła się w jedną ulicę. Jaka gęstwina! Boki o boki ocierają, rogi o rogi zaczepiają. Jak ławica morskich ryb na morskich wybrzeżach. 

Ludzie czerwono wyszywani, biało odziani, w sirakach. Palicami poganiają, pokrzykują. Kobiety. Mężczyźni. Pomiędzy nimi przeciskają się z miejska ubrani kupcy, przede wszystkim Żydzi. Wszystkich popędza gorączka handlu, niepokój wielkich pieniężnych obrotów. Dwa tysiące osiemset sztuk bydła i pewno dwa razy tyle ludzi. Zalewają plac po brzegi.

Echa dawnej świetności

Po dawnej sławie Lutowisk nie pozostało do dzisiaj prawie nic. Zadbała o to burzliwa historia tych ziem. Tam, gdzie niegdyś stała dostojna cerkiew pod wezwaniem św. Michała Archanioła z 1898 roku, dzisiaj majaczy jedynie krzyż otoczony tymi samymi starymi drzewami, które jeszcze do 1980 roku majestatycznie ją otaczały. Obok pustego wzniesienia po cerkwi odnajdziemy stary cmentarz z kilkoma nagrobkami, a pomiędzy dzisiejszymi zabudowaniami Lutowisk – zbiorową mogiłę osób rozstrzelanych przez Niemców w trakcie wojny oraz wypalone ruiny synagogi leżące obecnie za sklepem spożywczym. W miejscu pierwszej cerkwi w Lutowiskach znajduje się oczyszczalnia ścieków, zaś w miejscu drugiej – szkoła i dom kultury.

Jedno z zachowanych miejsc sprawia chyba największe wrażenie – jest to żydowski kirkut położony na wzgórzu za szkołą i dominujący nad miasteczkiem. W gąszczu traw sięgających do pasa skrywa się podobno około 2000 macew. Część z nich została odsłonięta przez skoszenie porastających je krzewów. Część jest ledwo rozpoznawalna, domyślamy się jedynie ich istnienia dzięki niewielkim kopczykom ledwo wystającym nad ziemię.

Macewy kirkutu w Lutowiskach to istne dzieła sztuki. Widać po nich bardzo wyraźnie, że tutejsza gmina musiała być naprawdę bogata. Płyty ozdobione są przeróżnymi motywami   powtarzają się na nich podobizny zwierząt, szczególnie jeleni i ptaków, złożone w geście modlitwy dłonie, otwarta księga czy świecznik. Niektóre macewy stoją jeszcze prosto. Inne chylą się ku nieuchronnemu upadkowi. Niektóre zauważamy dopiero w ostatnim momencie przed daniem kolejnego kroku w miejscu, które jeszcze sekundę temu zdawało się nam być łąką. W tym odosobnionym miejscu położonym dosłownie na końcu świata, chyba tak, jak nigdzie indziej, możemy przystanąć i zadumać się nad historią, przemijaniem zapomnieniem i znaczeniem życia.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE