Tomasz Terlikowski to znany publicysta, pisarz i działacz, w latach 2014-2017 redaktor naczelny Telewizji Republika, obecnie dyrektor programowy tej stacji. Bywa nazywany, trochę złośliwie, katolickim talibem. Jego żona jest osobą mniej rozpoznawalną z racji tego, że zrezygnowała z pracy zawodowej (była dziennikarka radiową) i zajmuje się wychowywaniem pięciorga dzieci. Sanok odwiedzili po raz pierwszy, choć bywają często w niedalekiej Kalwarii Pacławskiej.
Małżeński duet
3 czerwca była okazja, aby zobaczyć i posłuchać ich razem, od strony prywatnej, gdy mówili o porannym pośpiechu przed wyjściem do szkoły i przedszkola, podróży samochodem z córką, która ma chorobę lokomocyjną, problemach z nastolatkiem, który wkurza rodziców buntem lub beztroską. Znakomicie się uzupełniają, jedno dopowiada wątek rozpoczęty przez drugie, jakby mieli scenariusz rozpisany na dwa głosy. Nie ma przy tym wątpliwości, że jest to świadectwo spontaniczne, pełne życia i humoru, choć zarazem całkowicie serio. Opowiadali o tym, jak znaleźli wspólnie, jako małżeństwo i rodzina, swoje miejsce we Wspólnocie Emmanuel i jak związane z tym codzienne uwielbienie zmienia ich życie.
Pierwszy ich kontakt z modlitwą i śpiewami uwielbienia był dość burzliwy. Małgorzata opowiadała:
- Miałam ochotę wstać, kopnąć krzesło, przyłożyć komuś. Rozpierała mnie taka agresja, że mówiłam: "Tomasz, zabierz mnie stąd. Przyprowadziłeś mnie do jakiegoś domu wariatów". Miałam poczucie, że to absolutnie nie jest moja bajka.
Stopniowo jednak przełamywali ten opór, zwłaszcza dzięki poznanym we wspólnocie - jak mówią - "całkiem fajnym" ludziom, z którymi zaczęli łapać bardzo dobry kontakt. Tomasz przyznał, że uwielbianie Boga rzeczywiście w każdej sytuacji życiowej, zwłaszcza trudnej, nie jest łatwe, ale przynosi nieoczekiwane skutki.
- Mieliśmy odczucie, że to jest takie obciachowe: ręce wznosić, skakać, tańczyć - wspominał. - To nie dla nas.
Zaczęli jednak tak robić i odkryli, że ma to głęboki sens.
- Włączyły się w to nasze dzieci, razem z najmłodszą 3,5-latką, która nieraz podśpiewuje sobie w przedszkolu te pieśni - opowiadała Małgorzata.
- Za co mam Bogu dziękować? - pytał Tomasz retorycznie. - Za wszystko. Za to, że On mnie stworzył, bo mogło mnie nie być. Przede wszystkim za żonę czy męża, za rodziców. Nie jest to takie łatwe. Jak się prosi nieraz facetów: powiedz coś dobrego o swojej żonie (a z badań wynika, że mężczyźni zazwyczaj lubią swoje połowice i nie zamieniliby ich na inne), to mówią: "Eeee... W porządku babka jest". No to, facet, wznieś ręce i pomyśl, za co chcesz konkretnie podziękować: za to, że jest fantastyczną mamą, że tworzy wspaniały dom... Wymieniaj i uwielbiaj Boga. Za to, co się dzisiaj wydarzyło dobrego i złego.
Gość opowiadał też o modlitwie, która odmienia cały dzień. Jeśli wydaje się, że nie ma na to absolutnie czasu, to trzeba wziąć swój kalendarz i zobaczyć, ile czasu traci się na rzeczy nieistotne: oglądanie telewizji, przeglądanie Facebooka, na Instagram, Tweetera.
- Nie ukrywam, że mam problem z tą medytacją mojego męża wobec porannego pośpiechu w domu - przyznaje Małgorzata. - Ale czytałam kiedyś rozmowę dwóch 40-letnich facetów, w której padło ważne dla mnie zdanie: Ten czas jest mężczyźnie potrzebny, ale nie tylko dla niego samego. Modląc się, robi to także dla swojej rodziny. Powierza w tym czasie swoją żonę i swoje dzieci Bogu. To najlepsze, co może dla nich zrobić.
Więcej w 23 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka