Wtedy też najbardziej hardzi żużlowcy porzucali żużel na rzecz lodu, przeistaczając się w prawdziwych „gladiatorów”. Ale fani żużla, tego na lodzie, nie powinni jeszcze rzucać flag w kąt i odtwarzać sobie co lepszych powtórek z poprzedniego sezonu, bo być może taki turniej odbędzie się już w marcu.
Inaczej sprawa ma się na drogach. Tam turniej na lodzie odbywa się już obecnie, ale mistrzem nie zostaje ten, kto dojedzie najszybciej, ale ten, kto w ogóle dojedzie do celu. Nie, nie narzekam na drogowców, bo – choć są oni często inspiracją niewybrednych dowcipów lub po prostu są niedoceniani – to robią co mogą, żeby jakoś się jeździło. I – mimo że zdarzają się odcinki tras, na których, chcąc nie chcąc, można się poczuć jak w filmie „Szybcy i wściekli” trochę bardziej niż na innych odcinkach, to zima i jazda samochodem zawsze pachnie sportem ekstremalnym.
Ale żużel to nie wszystko. W tak skrajnych warunkach jest też szansa na inny sport – slalom gigant pomiędzy drzewami – jeśli ktoś ma szczęście. No właśnie, po co komu te drzewa przy drodze? To powiew historii.
Nie za blisko ta natura?
Drzewa sadzono przy drogach w dawnych czasach nie tylko z uwagi na walory estetyczne, ale przede wszystkim – nomen omen – z uwagi na bezpieczeństwo kierowców. Na rozległych, otwartych terenach, gdzie przestrzenie były przecinane przez wiatr, zawieje śnieżne, promienie słońca i inne deszcze nie spokojne, które targają sad. Takie właśnie drzewa przyjmowały na siebie – czy jakby to poetycko ująć, chwytały niebezpieczeństwo w swoje korony niczym naturalna poduszka powietrzna – wszystkie mniejsze i większe katastrofy pogodowe. Tyle tylko, że było to w czasach, kiedy samochody nie rozwijały kosmicznych prędkości, a kto miał samochód, był szczęściarzem i bogaczem – i nawet niekoniecznie kierowcą. Ale zwyczaj pozostał.
Zwyczaj zazwyczaj tłumaczony przez ekologów tym, że drzewa od razu niwelują nadmiar zanieczyszczeń, pyłów i metali ciężkich, które samochodowy generują. Zapewne, choć nie muszą one przecież rosnąć tuż przy trasach, na których zwykle rozwija się nieco większe prędkości. Drzewa chronią też okolicznych mieszkańców przed hałasem, jednak przeważnie za pasem drzew rozciąga się pusta przestrzeń aż za horyzont.
Kierowco, zacznij od siebie
Dlatego, kiedy kierowca nie tylko jest kierowcą wprawionym, ale też szczęściarzem i w niespodziewanej sytuacji (poślizg, pęknięcie opony, zwierze wyskakujące na drogę) zareaguje sprawnie i ominie drzewo, jeszcze czeka na niego rów. W każdym razie, żeby jednak nie zrzucać wszystkich win świata na infrastrukturę, trzeba pamiętać o zachowaniu ostrożności i przypomnieć na przykład o sprawdzaniu alkoholu we krwi. Zimą drogówka jest jeszcze bardziej wyczulona na punkcie nietrzeźwych kierowców (i słusznie). To niby oczywiste – „piłeś, nie jedź”.
Taki wstępny stan naszej trzeźwości może już wykonać nawet wirtualny alkomat, który cierpliwie wysłucha i oceni wszystkie dane, którymi się z nim podzielimy (o naszej wadze, wzroście czy naturalnie ilości wypitego alkoholu). Natomiast, jeśli chcemy mieć stuprocentową pewność, oczywiście musimy sięgnąć po manualny alkomat, który można kupić w specjalistycznych sklepach.
A więc, z uszanowaniem zdrowia i życia naszego, innych użytkowników dróg, jeszcze innych ludzi oraz drzew, przetrwajmy tę zimę tak, żeby już w marcu móc spokojnie dojechać na Ice Speedway Sanok Cup.