Wjeżdżając do Zarszyna od strony Sanoka, warto zwrócić uwagę na deskal, który został namalowany po lewej stronie na starym, drewnianym budynku. To praca Arkadiusza Andrejkowa, sanockiego artysty, która przedstawia młodą twarz Rudolfa Probsta. Żołnierz Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej mieszkał w tym domu w latach 1932-44.
Urodził się 23 marca 1923 roku w Jaśliskach. Jego rodzina przeprowadziła się do Zarszyna, gdy miał 10 lat. Wspólnie z rodzicami i bratem zamieszkał w drewnianym domu niedaleko stacji kolejowej. Przed wojną uczęszczał do Gimnazjum Męskiego im. Królowej Zofii w Sanoku. W szkole bardzo dobrze nauczył się języka niemieckiego.
Wymagający belfer zrobił doktorat w Wiedniu i cisnął uczniów ile wlezie. Uczyli się setek słówek i gramatyki. Z tą Rudek miał od początku problemy i już na pierwszy semestr przy jego nazwisku w dzienniku widniała dwója jak bas. Ale chłopak wziął się ostro do roboty. Godzinami ślęczał nad podręcznikiem do niemieckiego i po kilku miesiącach był już prymusem. I tak zostało do końca gimnazjum.*
Rudolf Probst z uczniem z liceum w Radzyniu Podlaskim/fot. prywatne archiwum Krystyny i Rudolfa Probstów
Po wybuchu II wojny światowej wraz z rodziną Rudolf uniknął wywozu na przymusowe roboty do Niemiec. Wszystko dlatego, że jego ojciec i brat zdecydowali się podpisać folkslistę, czyli zadeklarowali przynależność do narodu niemieckiego. Nie powstrzymało to Rudolfa od rozpoczęcia walki z okupantem. Wstąpił do Związku Walki Zbrojnej. Uczestniczył m.in. w wykolejeniu pociągu towarowego między Zarszynem a Nowosielcami.
Kilka dni później na pobliskich stacjach kolejowych rozbrzmiały dzwonki alarmowe, bo pociąg towarowy wiozący na wschód uzbrojenie i amunicję wykoleił się za Nowosielcami. Minęło kilkanaście godzin, zanim mógł ruszyć dalej. Niemcy bezskutecznie szukali odpowiedzialnych za tę akcję. Kamień w wodę! A chłopcy triumfowali.
Oprócz tego Rudolf uczestniczył w kolportażu zakazanej prasy czy przemycie broni. Jednak to w 1943 roku, gdy był już żołnierzem Armii Krajowej, czekało na niego najważniejsze zadanie. Jako 20 -latek został wytypowany do roli wtyczki w sanockim gestapo. Nadawał się do tego ze względu na swoje niemiecko brzmiące nazwisko i doskonałą znajomość języka niemieckiego. Przyjął pseudonim „Weksler”. W szeregi gestapo został przyjęty jako tłumacz.
Dyplom ukończenia studiów Rudolfa Probsta/fot. prywatne archiwum Krystyny i Rudolfa Probstów
W czasie swojej pracy był świadkiem brutalnych przesłuchań.
Tłumaczył pytania przesłuchujących i odpowiedzi zatrzymanych, często przerywane świstem bykowca, jękami i histerycznymi krzykami. Przy każdym uderzeniu zaciskał dłonie i czuł ucisk w żołądku. Bezsilność i złość odreagowywał, kiedy wracał wieczorem do pokoju.
Jednocześnie ostrzegał żołnierzy AK przed planowanymi łapankami, tworzył listę donosicieli, rozpracowywał funkcjonariuszy gestapo, m.in. Leo Humeniuka. Dzięki swoim działaniom uratował wiele osób, jak chociażby swojego szkolnego kolegę w trakcie łapanki w Rymanowie.
Jako tajny agent działał w gestapo przez kilka miesięcy. W 1944 roku został zdekonspirowany i cudem uniknął zatrzymania dzięki przypadkowemu odebraniu telefonu.
- Dzwonię z więzienia – w głosie rozmówcy słychać było napięcie. – Jest szef?
- Nie ma go już, wyszedł godzinę temu. Czy coś przekazać? – Rudek niczego jeszcze nie podejrzewał.
- No… nie wiem… Wolałbym osobiście – ten po drugiej stronie wyraźnie się wahał.
Niecodzienne zachowanie strażnika wzbudziło w Rudku niepokój. Dotychczas zawsze bez problemów przekazywano informacje wydobyte od więźniów. Dyżurni zapisywali je do specjalnego zeszytu i rano oficerowie gestapo mieli je na swoich biurkach.
- Jutro rano szef wyjeżdża do Tarnowa. Możecie go nie zastać, to może jednak przekażę, jak to coś ważnego.
- To przekaż, ale jeszcze dziś. Macie w gestapo wtykę!
Rudolf uciekając, zabrał ze sobą listę konfidentów i broń. Z siedziby gestapo wyszedł po pretekstem kupna papierosów. Wskoczył do pociągu w kierunku Zarszyna i ukrył się chwilowo w zarszyńskim browarze. Później przeniósł się do Rymanowa. Niemcy wysłali za nim list gończy, a jego rodziców wywieźli do Niemiec.
Rudolf Probst z wnuczką Laurą Barszczewicz/fot. prywatne archiwum Krystyny i Rudolfa Probstów
Po wojnie Rudolf spotkał się z represjami w stosunku do żołnierzy AK. Dodatkowo był uważany za zdrajcę – w trakcie okupacji widywano go w niemieckim mundurze. Nie każdy wiedział o jego misji w gestapo i o tym, że uratował wiele żyć.
Chcąc wszystko wyjaśnić, złożył na siebie samego donos do sądu w Jaśle. Wezwany, tłumaczył, że pracował dla gestapo na polecenie Armii Krajowej. Jego słowa poświadczyli m.in. członkowie Gminnej Rady Narodowej w Zarszynie.
Zamykając drzwi do przeszłości, rozpoczął studia na wydziale biologii w Lublinie. Na stałe osiadł w Radzyniu Podlaskim, gdzie pracował jako dyrektor miejscowego liceum, a później nauczyciel.
Grupa przyjaciół: od prawej Stanisław Rysz, Rudolf Probst/fot. prywatne archiwum Krystyny i Rudolfa Probstów
W 2012 roku jego historią zainteresowała się Lidia Zielonka, nauczycielka języka polskiego i mieszkanka Zarszyna.
- Usłyszałam o Rudolfie podczas wystawy historycznej ,,Dzieje Zarszyna i Posady Zarszyńskiej w dokumencie i fotografii utrwalone – czasy do II wojny światowej”. Zobaczyłam wtedy jego zdjęcie i krótki życiorys. Zaciekawiło mnie to i dowiedziałam, że ten bohater jeszcze żyje
– mówi.
Pani Lidia skontaktowała się z Rudolfem telefonicznie.
– Naszych rozmów było bardzo wiele. Zadawałam mnóstwo pytań, notowałam jego opowieści. Niestety Rudolf Probst zmarł w 2015 roku. Na jego pogrzebie poznałam Laurę, jego wnuczkę, która zdradziła mi, że chciałaby napisać książkę o dziadku. Zaprosiłam ją do Zarszyna. Chciałam, żeby przeszła śladami swojego dziadka i poczuła jego historię.
Wspólnie rozpoczęły pisanie książki o życiu bohatera. Praca nad publikacją pod tytułem „Pseudonim "Weksler". Opowieść o Rudolfie Probście” trwała dwa lata. Laura jest również pomysłodawczynią i fundatorką deskalu na domu w Zarszynie.
Od lewej Lidia Zielonka i Laura Barszczewicz podpisują egzemplarze swojej książki w bibliotece w Zarszynie/fot. Facebook/Biblioteka w Zarszynie
W książce wojenne losy Rudolfa przedstawiła Lidia, zaś powojenne - w formie pamiętnika - Laura. Część napisana przez wnuczkę bohatera to przede wszystkim jej subiektywne wspomnienia na temat dziadka.
Z biura akowców Dziadek zazwyczaj powracał w doskonałym nastroju. Wyjście do ludzi, żarty, rozmowy przy kieliszku – były to chwile, kiedy odżywały w nim wspomnienia. Teraz też było widać, że zyskał nieco wigoru. Po krótkiej drzemce poobiedniej wstał i żwawym krokiem podszedł do szafki pod telewizorem. Otworzył szufladę, w której trzymał pamiątki z czasów wojny i ważne dokumenty z późniejszych lat życia. Kątem oka zobaczyłam, że sięga po odznaczenia.
- Chodź, coś Ci pokażę – życzliwym gestem zaprosił mnie na wyprawę w przeszłość.
Książka zawiera również pamiątkowe fotografie zarszyńskiego bohatera.
*Artykuł napisany na podstawie książki Laury Barszczewicz i Lidii Zielonki „Pseudonim "Weksler". Opowieść o Rudolfie Probście”. Z publikacji pochodzą również zawarte w tekście cytaty i zdjęcia. Książka jest dostępna m.in. w bibliotece w Zarszynie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.