Jak zaznacza pomysłodawca, głównym celem kampanii jest stanowcze powiedzenie stop dla komunikacyjnego wykluczenia Bieszczadów. I nie chodzi tutaj tylko o likwidowane kursy autobusów, ale również niewystarczającą ilość chodników, brak komunikacji kolejowej itp.
- Pomimo wizji lokalnych i obfitej korespondencji w przedmiotowej sprawie wciąż daleko do kompleksowych, pozytywnych rozwiązań, które w zgodnej opinii lokalnego środowiska trzeba bezwzględnie wprowadzić jeszcze przed oddaniem do użytku sanockiej obwodnicy - zaznacza radny Zuba. - Jeśli idzie o kolejowe cele akcji, to sprowadzają się one do propozycji rozwiązań wyeliminowania lub złagodzenia negatywnych skutków przewidywanych na lata 2017-2020 remontów linii kolejowych 106 i 108. Jeśli ich nie wprowadzimy, to po pozytywnych owocach kampanii społecznej KochamKolej.pl pozostaną jedynie piękne wspomnienia, a finał kolejowych wakacyjnych przejazdów na trasie Rzeszów-Medzilaborce, które będą realizowane w okresie od 1 lipca do 3 września będzie symbolicznym pożegnaniem Bieszczadów z koleją na okres trzech lat.
Zwolenników nie brakuje, ale...
Z komentarzy, które pojawiają się na portalu społecznościowym wynika, że zwolenników akcji jest zdecydowanie więcej niż przeciwników. Wiele osób ma jednak obiekcje co do samej nazwy, która wydaje się dość mocna i wieloznaczna.
- Wyraz "zadupie" funkcjonuje w słowniku języka polskiego jako dosadny synonim zacofania i zaściankowości - tłumaczy Zuba. - Katastrofalny stan transportu publicznego w Bieszczadach i dostępności komunikacyjnej regionu potwierdzają liczne opracowania naukowe, z których bezsprzecznie wynika, iż jesteśmy komunikacyjnym "zadupiem". Tę głęboko niepokojącą sytuację spotęguje dodatkowo komunikacyjny exit firmy Arriva, która zakończy świadczenie przewozów autobusowych w naszym regionie z końcem czerwca. A więc mamy tu do czynienia z poważnym kryzysem, o czym najlepiej świadczy m.in. dramatyczny apel o wsparcie skierowany niedawno przez bieszczadzkich samorządowców do wojewody podkarpackiego - dodaje.
Radny zaznacza, że w takich okolicznościach trzeba nazywać rzeczy po imieniu i działać aktywnie. Od momentu startu kampanii, który nastąpił 1 marca przyłączyło się do niej kilku zagórskich samorządowców.
- Nasz profil na Facebooku ma już blisko 400 fanów, a materiały publikowane na stronie internetowej akcji cieszą się zainteresowaniem mediów oraz oglądalnością mierzoną tysiącami wyświetleń - podkreśla Jerzy Zuba. - Przywołane tu fakty dowodzą, że dosadna retoryka naszej akcji jest adekwatna do skali wyzwań komunikacyjnych stojących przed mieszkańcami Bieszczadów.
Akcja z polityką w tle
Wśród negatywnych komentarzy można się również doszukać oskarżeń wobec radnego, któremu co niektórzy zarzucają robienie sobie poprzez akcję "Bieszczady to nie zadupie" kampanii politycznej.
- W żadnym wypadku nie zamierzam odpierać zarzutów, gdyż od pierwszych dni po uzyskaniu mandatu radnego powiatowego rzeczywiście prowadzę permanentną kampanię polityczną na rzecz poprawy dostępności komunikacyjnej regionu, zwłaszcza na płaszczyźnie kolejowej - tłumaczy jej inicjator. - W walce o przywrócenie godnego miejsca tej strategicznej gałęzi narodowej gospodarki w naszym regionie często muszę wadzić się (na ogół twórczo i konstruktywnie) z własnym środowiskiem politycznym. Na rzecz transportu kolejowego działałem już na długo przed tym, zanim uzyskałem mandat radnego powiatu sanockiego. Kolejowym pasjonatem byłem, jestem i będę bez względu na to, jak potoczy się dalej moja polityczna przyszłość.