Rodowita Sanoczanka z domu Pankiewiczówna. Wychowała się na Posadzie w rodzinie robotniczej. Jej matką była Albina Pankiewicz (z domu Bogaczewicz), ojciec Józef z zawodu elektryk, pracował w Autosanie. Był żołnierzem polskiego września i robotnikiem przymusowym III Rzeszy. Po maturze w Gimnazjum Żeńskim w Sanoku studiowała stomatologię na Akademii Medycznej w Krakowie.
Życie zawodowe związała z praktyką dentystyczną – najpierw w Autosanie, a potem w przychodni dla pracowników służby zdrowia przy Szpitalu Miejskim; przez jakiś czas także w prywatnym gabinecie, przy ul. Głowackiego.
Jej mężem był inż. Karol Gajewski, syn – Adama, Sybiraka i uczestnika Bitwy pod Monte Cassino. Miała z nim dwu synów – Grzegorza, polonistę i medioznawcę (dyrektora kilku ośrodków TVP i producenta filmowego) oraz Jakuba, farmaceutę i przedsiębiorcę w branży sanitarnej.
Swe długie życie – poza okresem studiów – związała z Sanokiem, miastem Beksińskiego i Szubera, z którym się przyjaźniła i pozostawała w stałym kontakcie. Podobnie było z pacjentami, którzy – zarówno robotnicy, jak i lekarze czy pielęgniarki – przez lata okazywali Jej wdzięczność i szacunek.
Zawsze pełna życia, pogodna, wyrozumiała dla ludzi, zarażała ich swoim optymistycznym podejściem, zwracając uwagę, by starali się być dla siebie życzliwi i wyrozumiali – „bo życie krótkie, a tego, co złe nie warto pamiętać...”. Lubiła taniec, zabawę; z okien Jej domu letnią porą często rozbrzmiewał śpiew.
Wczesne wdowieństwo dr. Gajewskiej (mąż zmarł w 1977 r.) stanęło pod znakiem wychowania i wykształcenia synów. Kiedy poszli w świat, przez lata pomagała osobom potrzebującym – swoim i obcym, udzielając im schronienia w dużym domu; przecież „nie będzie stał pusty… ma służyć ludziom” – mówiła.
Ostatnie lata Zmarłej naznaczyła nieuleczalna choroba, której miała świadomość – jako pacjent i lekarz. Wiedziała, że zbliża się moment odejścia; czasem można było odnieść wrażenie, że jest już zmęczona tym czekaniem. Skrócił je nieszczęśliwy wypadek, jakiemu uległa na niedalekim przystanku kolejowym. Potknęła się o stary beton przy krawężniku, którego nie usunięto podczas remontu niewielkiego ronda obok toru. Wielokrotne złamania, pobyt w trzech szpitalach oraz towarzyszące temu komplikacje przyspieszyły koniec tego długiego, pracowitego życia, które zawsze było otwarte na innych.
Oby pani dr Wanda Gajewska jak najdłużej pozostawała w naszej pamięci.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.