- Mam za co dziękować, dlatego tu jestem - mówiła 17 lutego u sanockich Franciszkanów Dominika Figurska. - Żeby świadczyć o szczęściu, którego doznaję, i o nieszczęściu, z którego Pan Bóg wyprowadza, bo potrafi uczynić dobro ze wszystkiego złego, a także o cudach, które zdarzają się każdego dnia.
Cud
19 maja 2017 r. Dominika Figurska miała poważny wypadek samochodowy. Wracała po cyklu spektakli z Wrocławia do Warszawy, jak zwykle odmawiając w drodze różaniec. Jadąc dalej autostradą ok.160 km/h zasnęła za kierownicą i zajechała drogę innemu kierowcy, który w nią uderzył. Po kolejnych dwu uderzeniach, m.in. w tira, samochód przeleciał przez autostradę i zatrzymał się na zjeździe na stację benzynową. Bez kół, z urwaną misą olejową nadawał się do kasacji, podobnie jak pojazd, w który uderzył. Nikomu jednak nic się nie stało.
- Mnie nawet kręgosłup nie bolał - opowiada Dominika Figurska. - Lawetą wróciłam do domu i dopiero nazajutrz uświadomiłam sobie, że tego dnia moja rodzina przygotowywałaby się do pogrzebu. A ja żyję. Od tamtej pory każdy dzień jest dla mnie darem. Był to spektakularny cud, którego ja tak naprawdę nie potrzebowałam, bo wierzę, że Bóg jest reżyserem mojego życia. Myślę, że ten cud jest po to, by o Nim świadczyć.
Mężczyzna jej życia
Teatr był jej pasją. Wszyscy mówili: "Figurska na pewno będzie robić karierę". Ale na studiach poznała swojego męża.
- Koleżanki śmiały się: "No to sobie nie poszalałaś" - opowiadała aktorka. - Poszalałam, tylko że z mężem. Było cudownie. Lata studiów to było nasze dość długie narzeczeństwo.
Po ukończeniu uczelni wzięli ślub, rozpoczęli pracę w tym samym teatrze. Dla obojga naturalną koleją rzeczy było dziecko.
- Po urodzeniu pierwszej córki myśleliśmy, że nic się nie zmieni - wspomina Dominika. - Sobie i światu chcieliśmy to udowodnić. Zabieraliśmy dziecko wszędzie, do garderoby i na spotkania z kolegami.
O dalszych kolejach życia znanej aktorki przeczytacie w numerze 8 Korso Gazety Sanockiej.