- Szczypie mrozem i na rzece koniecznie trzeba rąbać lód, żeby się do wody dobrać, by ją poświęcić. Na wieczną pamiątkę owej chwili, kiedy to Jezus wszedł w Jordanu wody, by przyjąć chrzest z rąk Jana Chrzciciela, a z niebios spłynęła biała gołębica i zawisnęłą nad Jezusa głową, a zebrane rzesze usłyszały głos z nieba: Ten jest Syn mój miły, w którem upodobał sobie (św. Mateusz, rozdz. III)
– pisał w latach 30. XX wieku dr Edmund Słuszkiewicz, dziennikarz i poeta sanocki, opisując uroczystości święta Chrztu Pańskiego, popularnie zwanego Jordanem.
To jedno z najstarszych i najważniejszych świąt w Kościele wschodnim, nazywane również świętem Teofanii lub Epifanii, czyli Objawienia Pańskiego.
To wyjątkowe święto. Obchodzą go wierni obrządku prawosławnego i greckokatolickiego, a od wielu lat ma ono charakter ekumeniczny. Nie bacząc na mróz, uczestnicy Jordana kroczą w procesji, z zaciekawieniem przyglądając się liturgii. Niektórzy także i po to, aby zaczerpnąć poświęconej wody. Tak jest w Sanoku, Przemyślu oraz w całej diecezji przemysko-nowosądeckiej Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego.
„Szczedrij weczir”
Główne uroczystości święta Chrztu Pańskiego, przypadającego dotychczas na dzień 19 stycznia, poprzedza wigilia „Jordanu”, zwana „Szczedrij Weczir”. Jest to taka pora czuwania i modlitwy. Rano, z odrobiny święconej wody (jaka pozostała sprzed roku) i pszennej mąki, wierni robią papkę i malują nią na drzwiach, oknach i ścianach domów znak krzyża, wierząc, że dzięki temu złe moce nie będą miały do nich wstępu. Pod wieczór wszyscy zasiadają do wieczerzy wigilijnej. Do stołu podaje się dwanaście potraw, tak jak w wigilię Bożego Narodzenia, ale w wigilię „Jordana” pije się święconą wodę. Tradycja każe, by każdemu gościowi, który przychodzi w ten dzień, podarować prezent, bo jest to oznaka szczodrości. W „szczedrij weczir” po domach chrześcijan wschodnich chodzą kolędnicy zwani „szczodrakami”. Śpiewają wierszowane życzenia dla wszystkich domowników.
Święta woda
W święto Jordanu sprawowana jest Boska Liturgia, czyli msza święta według Liturgii św. Bazylego Wielkiego, którą odprawia się tylko dziesięć razy w roku. W czasie nabożeństwa kapłani święcą chleb, wino, olej i wodę, po czym wierni w procesji udają się nad rzekę. Tak było jeszcze kilka lat temu. Aby przypomnieć sobie tamte „Jordany”, sięgnijmy znów do opisu pochodzącego z połowy lat 30. XX wieku;
…Zwolna wynoszą chorągwie, feretrony, trójramienne świece i rozmaite cerkiewne godła. Wychodzą kapłani z chórem. Oddział wojska sprezentował broń i zastygł w kamiennym bezruchu. Orszak księży z godłami i chorągwiami wysunął się naprzód. Ujęty pomiędzy dwa zwarte szeregi żołnierzy utworzył główny trzon procesji i ruszył ku Sanowi, który nam dzisiaj Jordanem będzie…
Nabożeństwo odprawiane było przy ołtarzu, którego rolę pełnił niewielki stolik zaścielony białym obrusem, na którym stał krzyż i płonące świece w lichtarzach. Księża śpiewali ewangelie, a wtórował im chór: „Hospody pomyłuj… Hospody pomyłuj” roznosiło się daleko wśród gór. Następnie biskup podchodził ku wodzie, zanurzał w niej płonącą trójramienną świecę zwaną „tryjcia” i kropił nią zgromadzony tłum. Potem drugi ksiądz i trzeci powtarzali to samo, aż w końcu jeden z nich, najczęściej ks. proboszcz parafii prawosławnej w Sanoku Jan Antonowicz – zanurzał w wodzie drewniany krzyż i nim kropił we wszystkie strony świata. Na pamiątkę wejścia Chrystusa do wody, trzy razy pogrążał krzyż w wodach Sanu.
...Wtenczas ludzie, ci nieruchomi dotychczas, w wodzie stojący, zda się na lód skostnieli, ożyli, jakby na rozkaz jakiś rzucili się z naczyniami ku przerębli. Jeden przez drugiego biegł, spieszył się, żeby prędzej zaczerpnąć, żeby pierwszy. I zanurzali naczynia, dzbany, dzbanki, flaszki, głęboko, żeby zaczerpnąć najczystszej wody, z głębiny. A każdy brnął aż do samego otworu, by stamtąd, wprost z tej poświęconej krynicy, nabrać wody, bo to lekarstwo dla ludzi i dla bydła – na zażegnanie choroby, na odczynienie uroku, na przepędzenie wszelkiego l i c h a. I sami zaraz tam na miejscu pili łykami wielkimi, choć woda zimna szczypała w usta i zda się mrozem piekącym spływała do żołądka…
Wszyscy nabierali święconej wody do naczyń, by po powrocie poświęcić nią swe domostwa. Wodę tę stawiali na stołach obok chleba i soli podczas różnych świąt, jako ochronę przed złymi mocami. Niektórzy pili ją w czasie choroby bądź przecierali nią bolące miejsca.
Uroczystość na rzece skończona. Tłumy ruszyły w drogę powrotną. Ale nie płynęły już jedną wielką falą, lecz rozbiły się na małe strumienie, rozpływając się na wszystkie strony, niknąc w ulicach. Szli do swych domów, aby świętować „Jordana”.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.