Odwiedzamy neolityczne grobowce, piramidy, miejsca pochówku na Wawelu, w Egipcie lub w wielu miejscach turystycznie atrakcyjnych – gdzie oprócz przekazywania informacji, po prostu „robi się kasę”. Tam nie ma znaczenia, czy ktoś był dobrym czy złym władcą, liczy się popularność.
Tymczasem cmentarze rodzimych mieszkańców ziem w Bieszczadach zarastają zielskiem, zapadają się w ziemi, niszczeją nagrobki. Dlaczego? Przecież na każdym cmentarzu jest gdzieś zapomniana mogiła, o której się jednak pamięta. Pamiętają choćby ci, którzy przyjadą tylko na 1 listopada lub Wielkanoc – zapalą świeczkę, uporządkują miejsce spoczynku czasem osoby zupełnie nieznanej.
Trafiłam do Szymona Modrzejewskiego, człowieka pełnego wiary i pasji ze Stowarzyszenia Magurycz. Spotkałam go na cmentarzu w Bystrem, gdzie wraz z maleńką grupą wolontariuszy remontował sędziwe nagrobki.
Więcej w 37 numerze tygodnika Korso Gazeta Sanocka