Kierujący pojazdem marki Volkswagen, wykonując manewr nawracania na parkingu przyblokowym przy ulicy Langiewicza 5, wjechał w zatoczkę garażową, aby wycofać. Nagle stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewał, usłyszał zgrzyt a później zaraz trzask bitych szyb w samochodzie.
Jego zdziwienie było ogromne.
- Nie wiedziałem kompletnie, co się stało. Wysiadłem przerażony z samochodu i dopiero zauważyłem leżący na ziemi drut stalowy i wyrwanymi z muru jego mocowaniami.
- opowiada mężczyzna.
Jak się okazało, kierowca najechał na kompletnie niewidoczną stalową linkę, która była rozpostarta od jednego budynku do drugiego. Linka nie była niczym oznakowana ani zabezpieczona. Z pojazdu w ogóle jej nie było widać. Po naprężeniu w czasie kiedy na nią najechał, po prostu wystrzeliła jak z procy, uderzając z impetem, wyrwanymi hakami w tylne szyby pojazdu.
- Jak można coś takiego robić? Przecież gdybym kogoś wiózł na tylnim siedzeniu to silne uderzenie mogło by go po prostu zabić. Kto mądry w ten spsób działa? A gdyby ktoś jechał na rowerze? Jakby dziecko tam wbiegło? Czy ktoś myśli zanim coś zrobi czy nie można było tej linki jakoś oznakować tasmą?
- pyta rozgoryczony kierowca.
Jak się dowiedzieliśmy, wjazd prowadzi do garaży administracji Sanockiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Na miejsce zdarzenia wezwany został patrol policji, sporządzono dokumentację. Postępowanie w tej sprawie prowadzi KPP w Sanoku.
Do sprawy powrócimy.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.