Reklama

Pomaganie to iskierka radości

Opublikowano:
Autor:

Pomaganie to iskierka radości - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości W tym roku Jolanta Czaplińska-Kornasiewicz przechodzi na emeryturę. Po ponad czterdziestu latach pracy w szkole podstawowej zdecydowała się na zakończenie swojej wieloletniej działalności pedagogicznej. Minione lata były dla niej czasem ogromnego wysiłku zarówno tego nauczycielskiego, jak również społecznego. Bo pani Jola jest nie tylko nauczycielką z powołania, ale również społecznikiem z zamiłowania.

Swoją pracę społeczną poświęciła przede wszystkim dzieciom. Jako nauczycielka ma ciągły kontakt z uczniami. A nic nie sprawia jej takiej satysfakcji, jak wywoływanie radości wśród dzieci. W  wieloletniej działalności organizowała liczne wyjazdy, akcje, zbiórki i loterie. Wszystko po to, aby pomóc drugiemu człowiekowi. Angażuje się w życie szkolne, parafialne i kulturalne beskiego środowiska. Jak mówi, iskierka pracy społecznej na rzecz drugiego człowieka kiełkowała w niej od bardzo dawna. Pomaganie innym to dla niej najzwyklejsza rzecz pod słońcem.

Spełniając marzenia
 
Można powiedzieć, że pani Jola nadała zupełnie inny kształt życiu kulturalnemu swojej miejscowości. Na przygotowywane przez nią spektakle zawsze przychodzi liczne grono wiernych odbiorców. Swoją pasję rozwija od kilku lat, a sama określa siebie mianem "wiejskiego reżysera". Jej przedstawienia mają różną tematykę i są przeznaczone zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.

W przeciągu ostatnich lat pani Joli udało się wystawić cztery misteria Męki Pańskiej, w tym jedną plenerową, pięć przedstawień jasełkowych oraz pięć spektakli bajkowych z okazji Dnia Dziecka ("Czerwony Kapturek", "Brzydkie kaczątko", "Kopciuszek", "O rybaku i złotej rybce" i "Szewczyk Dratewka"). Oprócz tego dwa lata temu w 30. rocznicę śmierci ks. Popiełuszki z grupą teatralną wystawiła spektakl poświęcony księdzu Jerzemu. Było to dla niej wzruszające przeżycie, gdyż zagrała matkę ks. Popiełuszki.

Bardzo często jej spektakle są doskonałym uzupełnieniem imprez organizowanych na terenie gminy Besko. Niezwykłe w tych przedstawieniach jest to, że biorą w nich udział osoby dorosłe.

- Występują mieszkańcy, strażacy, gospodynie z KGW - mówi pani Jola. - Tylko kilka razy zdarzyło mi się, że ktoś mi odmówił. Zazwyczaj ludzie podchodzą do tego chętnie i z humorem. W pamięci zapadł mi szczególnie występ baletowy panów w samonośnych pończoszkach i spódniczkach z zarośniętymi torsami w "Szewczyku Dratewce" - wspomina.

W przedstawieniach występuje ponad trzydziestu dorosłych. Spektakle spotykają się z bardzo pozytywnym odzewem ze strony społeczeństwa.

- W innych miejscowościach trudno byłoby znaleźć tyle osób do występu, bo trzeba, mimo wszystko, mieć do siebie dystans - zaznacza Czaplińska-Kornasiewicz. - W przedstawieniach biorą udział osoby, które potrafią śmiać się same z siebie.

Za udany pani Jola uważa także występ pań z Koła Gospodyń Wiejskich w Besku na imprezie z okazji 90-lecia ich istnienia.

- Było to przedstawienie pod tytułem "Teleexpress. Ranczo Beskowyje". Później powtórzyliśmy je w Bażanówce. Panie dały z siebie wszystko. Występ uważam za fenomenalny - chwali aktorów.

Teatr jest jej pasją. Skrytym marzeniem zawsze była możliwość zagrania Horpyny w "Ogniem i mieczem". Do teraz nie udało się go urzeczywistnić, ale pani Jola w inny sposób spełnia swoje teatralne pasje.

Z miłości do dzieci
Drugą rzeczą, która od zawsze pochłaniała panią Jolę, była praca z dziećmi. Dzięki niej wiele z nich przeżyło wspaniałe chwile pełne radości. Na początku nowego Millenium zorganizowała akcję sprowadzenia do Polski dzieci z Ukrainy, która miała zrekompensować to, że nie pozwolono jej przygarnąć dzieci po trzęsieniu ziemi w Armenii w 1988 roku.

Uczniowie szkoły polskiej działającej przy Towarzystwie Kultury Polsko-Ukraińskiej w Dubnie w wieku od 5 do 14 lat przebywały w naszym kraju dziesięć dni, poznając kulturę, tradycje, zwiedzając i zaprzyjaźniając się ze swoimi rówieśnikami. To były dla nich niezapomniane chwile. A jak to się rozpoczęło?

- Podzieliłam się uwagą o tym, że życie na Wschodzie jest bardzo trudne ze znajomym księdzem Tadeuszem Bernatem, który powiedział, że zna dyrektorkę szkoły z Dubna na Ukrainie - wspomina. - Postanowiłam spróbować sprowadzić uczniów tej placówki do Polski.

Pani Jola rozpoczęła przygotowania i wysłała zaproszenia. Gdy dzieci przyjechały, zakwaterowano je w rodzinach nie tylko z Beska, ale równie spoza, np. z Sanoka. Apel z prośbą o ugoszczenie ukraińskich uczniów pani Jola ogłaszała w Radiu Bieszczady.

- Akcja spotkała się z ogromnym odzewem - wspomina. - W Besku było wiele rodzin, również takich, które chciały ugościć dzieci, ale nie mogły, bo ich zabrakło.

U pani Joli zamieszkały trzy nauczycielki i trójka dzieci. Program dziesięciu dni okazał się bardzo napięty. Uczniowie zarówno szkoły podstawowej w Besku jak i w Dubnie uczestniczyły w zajęciach szkolnych, uczyły się polskich tańców, jeździły na basen w Gorlicach oraz do Instytutu Zootechniki w Odrzechowej, gdzie prowadzono zajęcia hipoterapii. Zostali również zaproszeni do Generalnego Konsulatu Ukraińskiego w Krakowie. Głównym wydarzeniem był koncert na sanockim rynku, w czasie którego sanoczanie zobaczyli przygotowane przez panią Jolę jasełka.
- To było wydarzenie kulturalne na szerszą skalę - mówi. - Przeszliśmy przez Sanok w korowodzie, a nasza orkiestra grała kolędy.

W tym czasie zbierali również wolne datki. Za uzyskane środki kupiono książki i pomoce dydaktyczne dla uczniów szkoły w Dubnie.

- Dzieci były bardzo szczęśliwe - mówi. - Nie wiedziały, że można tak żyć. Rodziny, które się nimi opiekowały, podarowały im mnóstwo prezentów. Jedna z nich wszyła dzieciom do kurtki kilka dolarów. Korespondencja między niektórymi rodzinami trwa do dzisiaj.

Radość widziana u ukraińskich dzieci sprawiała pani Joli ogromną przyjemność. Sporo wzruszenia wywołał telefon od babci jednego z uczniów, która dziękowała, że wnuki mogły zobaczyć Polskę.
- Była bardzo wdzięczna. To było wzruszające. Utwierdziło mnie w przekonaniu, że akcja okazała się potrzebna.
Za zorganizowanie tego wyjazdu pani Jola otrzymała podziękowania od Mariusza Grudnia z Rzeszowskiego Oddziału Stowarzyszenia "Wspólnota Polska".

Przyjazd ukraińskich dzieci nie był jedyną taką akcją zainicjowaną przez panią Jolę. Przez te wszystkie lata udało jej się: przygotować paczki mikołajkowe dla dzieci z pogotowia opiekuńczego i domu dziecka w Sanoku oraz wystawić przedstawienie jasełkowe dla pacjentów sanockiego szpitala.

- Przyszło mnóstwo pacjentów, odzew był ogromny - wspomina. - Odwiedziliśmy także uczennicę, która przechodziła chemioterapię, aby wnieść w jej życie odrobinę radości.

W czasie ferii pani Jola organizowała dzieciom różne formy wypoczynku: kuligi, dyskoteki integracyjne i zimowiska w szkole.

W ubiegłym roku uczniowie szkoły podstawowej w Besku dzięki prowadzonym przez nią pozaszkolnym zajęciom przygotowały prezenty dla Polski z okazji Trzeciego Maja. Dzieci przygotowały orzełki i biało-czerwone flagi. Razem wysłali je prezydentowi RP, Andrzejowi Dudzie, który przesłał im podziękowania.

- To był miły gest i bardzo wychowawcza lekcja dla dzieci i ich rodziców – mówi pani Jola. - Każde dziecko otrzymało kserokopię podziękowania do domu.

Śpieszyć z pomocą
Pani Jola zawsze chętnie i z sercem pomagała innym. Jednej rodzinie umożliwiła kupno pralki automatycznej i bojlera, drugiej - krowy. W ubiegłym roku podjęła się przygotowania loterii fantowej dla dzieci, których mama zmarła na raka.

- W pierwszym odruchu pojawiły się różne pomysły, jak pomóc tej rodzinie - mówi. - Nie chciałam, żeby skończyło się tylko na słowach. Zwróciłam się więc do Urzędu Celnego w Krośnie. Umotywowałam swoją prośbę i otrzymałam zgodę. Wyznaczono kwotę, jaką możemy zebrać.

Za uzyskane w ten sposób pieniądze kupiono dzieciom nowy sprzęt komputerowy i szkolne wyprawki.
- Uważam, że tak trzeba było - twierdzi pani Jola. - Nic mnie to nie kosztowało oprócz kilku telefonów i paręnastu wyjazdów. Nikt nie odmówił nam pomocy. Cieszę się i widzę, że dzieci są wdzięczne. Chodziło mi o to, żeby w tej trudnej sytuacji miały także troszkę radości oraz odskoczni i przekonały się, że zawsze mogą do kogoś zwrócić się o pomoc.

Ogromne wsparcie uzyskał również od niej pan Jan, mieszkaniec Beska, który w pożarze stracił cały swój dobytek.
- Pana Jana zapraszałam do siebie na każdą wigilię i śniadanie wielkanocne od kilku lat - mówi. - Jest przyjacielem domu. Gdy w dniu pożaru, zobaczyłam go rozdygotanego, tylko w bieliźnie, bo tyle mu zostało, i jego przerażoną twarz, gdy okazało się, że będzie musiał zamieszkać w schronisku dla bezdomnych, postanowiłam wziąć go do siebie. Czułam, że tak trzeba, wzbudził we mnie współczucie.

Pani Jola podarowała panu Janowi ubrania i przysłowiowy kąt do spania.

- Nie widzę w tym niczego nadzwyczajnego - mówi. - Mógł u mnie mieszkać. W końcu znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Jest uczciwy i lubiany, nigdy nikomu nic złego nie zrobił. Zawsze mu powtarzam, że jak zechce przyjść do nas, to zawsze jest mile widziany.

Bryczka z karawanu
To tylko najważniejsze społeczne zasługi pani Joli. Mniejszych jest o wiele więcej. Warto wspomnieć o niektórych z nich. Czaplińska-Kornasiewicz organizowała powitanie pierwszej wiosny w Nowym Tysiącleciu w powiecie sanockim, festyny rodzinne na pożegnanie wakacji, wycieczki dla dzieci na Węgry i nad polskie morze, Dzień Babci i Dziadka, w czasie którego przeprowadzano zawody na Mister Dziadka i Miss Babcię, założyła i prowadziła szkolny sklepik, współpracowała z parafią, szyła kostiumy dla uczennic, gościła u siebie zespół kleryków, gdy mieli zadbać o oprawę muzyczną w czasie uroczystości poświęcenia kościoła w Besku i na kilka dni zaopiekowała się córką kobiety, którą wyrzucono z wynajmowanego mieszkania. Przygotowała także kilkanaście spotkań wigilijnych dla ludzi samotnych, niepełnosprawnych i wykluczonych. Uczestniczyło w nich nie mniej niż 200 osób.

Jej działalność społeczna zawsze jednak najbardziej kręciła się wokół dzieci. To z myślą o swoich uczniach zainicjowała wspólne ognisko i gotowanie zupy nad Przełomem w przededniu zakończenia roku szkolnego, co stało się już pewnego rodzaju tradycją.

Jedną z najbardziej nietypowych akcji, które przeprowadziła, było odrestaurowanie starego karawanu i przemienienie go w bryczkę, której używano do przejażdżek np. w czasie dożynek.

- Niektóre osoby były zgorszone, najpierw karawan, teraz bryczka - śmieje się pani Jola. - Środki na przerobienie karawanu przyszły z Fundacji Wspomagania Wsi w Warszawie, bo wygraliśmy konkurs. Napisałam również drugi pozytywnie rozpatrzony wniosek na odlewy gipsowe niedostępne w Polsce, które trzeba było sprowadzić z Włoch - dodaje.

Pomysłów pani Joli nigdy nie brakowało. Jest ciepłą i uczynną osobą, która zawsze miała na uwadze dobro innych.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE