reklama

Ostatnie marzenie Chmiela

Opublikowano:
Autor:

Ostatnie marzenie Chmiela - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościWywiad, który nagrałam ze swoim mężem 8 stycznia, miał na celu zapowiedź publikacji, śpiewnika – obiektu marzeń Przemka. Nie wiedziałam, że jest to ostatnie nagranie, jakie pozostanie mi po Przemku. Długo nie byłam w stanie go odsłuchać i próbować przepisać. W momencie, gdy Libra wydała Śpiewnik, musiałam wziąć się w garść i zrobić to, o co mnie Przemek prosił, na czym mu zależało.

Dzielę się z wami ostatnim słowem Przemka, a dla was Chmiela.

Kim był Przemek w Bieszczadach na początku drogi?
- Na początku byłem człowiekiem od imprez plenerowych. Grałem piosenki Starego Dobrego Małżeństwa, byłem takim ogniskowym showmanem, opowiadaczem. Ale nagle próg naszej wynajmowanej chałupy w Górzance przekroczył poeta z Iwonicza Zdroju - Mirek Welz. Z jego poezją wybuchnęło coś w mojej głowie. Brałem gitarę i nie wiadomo, skąd pojawiały się nuty, w różnych okolicznościach, w różnych sytuacjach, przy piecu, na wędrówce z psem. Cały ten klimat pokoleniowej wspólnoty cerkiewnej, minionej, ale też z tego, co widziałem teraz, i poezja Mirka wszystko to spowodowały, że w ciągu 7 lat wydałem 7 płyt. Ale nie był to taki okres, że co rok płyta. Nie. Tak naprawdę w ciągu 5 lat wydałem 7 płyt.

Poezja Mirka jest dla ciebie drogowskazem życiowym?
- Mirek pisał teksty często pod moim kątem, pod moim adresem i z myślą o mnie, o sobie, o nas, o naszej przyjaźni, o naszych perturbacjach i perypetiach życiowych, szczęściu i marzeniach. Dzięki temu my wraz z autorem przeżywamy wrażliwość i dźwigającą z kolan jego poezję. Naprawdę chciałem, by moje nuty w każdym utworze Mirka były wypełnieniem tego, co dopowiadam w wierszu nutami, a co jeszcze rozwija dodatkowo w zespole Andrzej Szal swoimi aranżacjami muzycznymi. Solówkami, akordeonem, gitarą czy harmonijką ustną jeszcze bardziej wzbogacają całość, którą chcemy wszystkim przekazać. To wszystko pobudza wyobraźnię. I stało się to moją muzyczną drogą. Odnalazłem się w tym i dzieliłem się tym.

Kim jest Chmielu?
- Chmielu najbardziej jest Muszkieterem Marzeń, który wędruje sobie na Połoninę Wetlińską ze swoją kochaną córką, ze swoją żoną, pomimo takiej ludzkiej, zwyczajnej samotności, w którą człowiek popada, od której ucieka, ale której się nie da pozbyć. Idziemy na szlak, by trzymać się za ręce. Ale jest moment, gdy zapatrzymy się na starego buka i nam się przypomni, że chcemy być wtedy ze swoimi dobrymi aniołami, ale chcemy też odpędzić nasze złe demony. I może nie chcemy właśnie w tym smutnym momencie, by ktoś właśnie wtedy patrzył na nas, na naszą smutną twarz człowieczą. To Chmielu, ale wewnątrz Przemek. Dlatego czasem się od siebie oddalamy, ale dla mnie Bieszczady powodują to, że ludzie jednak zbliżają się do siebie, zapominają o płytkich rzeczach, a rzeczy proste stają się ważnymi i istotnymi w życiu. Przypominają się, że takie rzeczy nadają życiu sens. Nie widok karty płatniczej czy zasobnego portfela, ale właśnie spocona koszulka na szlaku, dłoń w czyjejś dłoni czy rzucone pogodne „cześć” spotkanemu przygodnie turyście, pozdrowienie „do rychłego niebawem” staje się takim dobrym hasłem, które nie tylko na spotkanie wkrótce, ale na spotkanie z sobą samym jako innym człowiekiem. Najważniejsza w życiu jest obecność drugiego człowieka. Nie ma życia bez drugiego człowieka.

Spełnisz wkrótce swoje marzenie Przemku. Ukaże się śpiewnik, o którym już od jakiegoś czasu myślałeś.
- Już niedługo Mirek Welz i ja wydajemy „Śpiewnik Chmiela”. Pragnę, by wśród tych wspaniałych publikacji literackich bieszczadzkich twórców: Zdzisława Pękalskiego, Ryśka Szocińskiego, Andrzeja Potockiego, Wiesi Kwinto-Koczan, Mirka Welza znalazł swoje skromne miejsce i mój śpiewnik.

Co chcesz przekazać tym śpiewnikiem?
- Wychowywałem się na piosenkach SDM, Tosi Krzysztoń, Mirka Czyżykiewicza, Wolnej Grupie Bukowina, tak teraz widzę i się cieszę, że swoją muzyką, interpretacją i utworami, które w całości stworzyłem osobiście, widzę, że dostarczam wam radości i momentów odreagowania, oderwania od codzienności i pogoni, i codziennego wyścigu szczurów. I chciałbym, by ten śpiewnik był uzupełnieniem dla tych, którzy nie mogą mieć mnie tutaj w Bieszczadach na co dzień.

Walczysz z chorobą, ale jesteś pełen wiary.
- Zmagam się teraz z chorobą poważną, śmiertelną, nie wiem, ile mi jeszcze czasu pozostało. W każdej chwili mogę odejść. Bardzo się boję, ale w tym moim strachu Bieszczady i ludzie tutaj, obecność Matki Boskiej Łopieńskiej, całego klimatu i magii, religii dają mi siłę. W oczekiwaniu na to, co ma nadejść, na to nieuchronne, staje się radością, że człowiek umie się odnaleźć, pogodzić i zrozumieć z Panem Bogiem. Pójdę, gdy zawezwie czas, ale teraz już jestem bardziej do tego przygotowany. Walczę i mam nadzieję, że będę jeszcze mógł odśpiewać piosenki z moja córką, które chciałem poświęcić kultowi Maryi. Matce Bożej Pięknej Miłości, która łączy uczucia wszystkich ludzi. Wszystkich na terenie Podkarpacia od wieków. Jesteśmy dziećmi jednego wielkiego naszego Reżysera ubranego tylko w inne szaty wiary. I chciałbym na koniec właśnie oddać swe podziękowanie w pieśni, właśnie Matce Boskiej Łopieńskiej i Panu Bogu.

Przemek nie zdążył zaśpiewać z córką pieśni, do której się z Julią przygotowywał - „Matka Boska Łopieńska” Mirosława Welza. Śpiewajmy ją my.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo