Przez przejazd kolejowy w Pisarowcach dziennie przejeżdża średnio kilka pociągów. Od strony Sanoka prowadzi do niego droga przez Zabłotce, w której na pewnych odcinkach dozwolone prędkości oscylują pomiędzy 70 a 90 km/h. Kierowcy korzystają z dobrej, prostej drogi i rozwijają ponadprzeciętne prędkości. Problem pojawia się natomiast po przebyciu zakrętu, który rozpoczyna wzniesienie na samym początku miejscowości Pisarowce. Otóż w momencie wjazdu pod górę, aż do momentu dotarcia na sam jej szczyt nie jest się w stanie dostrzec, czy za górką nie ma korka na np. 10 samochodów, z powodu zamkniętych szlabanów, co jest już prostą drogą do wypadku. Kierowcy nie kryją słów krytyki, a każdy z nich wysuwa jedno żądanie - oznakowanie świetlne na szczycie górki, aby dojeżdżający kierowcy mogli już z daleka widzieć, że szlaban jest zamknięty i za wzniesieniem mogą spotkać się z kolejką stojących pojazdów, co będzie dla nich znakiem - “znacząco ogranicz prędkość”.
Bezpieczeństwo i zdrowie na szali
Znak miejscowości, oznaczający początek terenu zabudowanego, jest sygnałem dla kierowców, że od tego miejsca prędkość dozwolona spada do 50 km/h. Po tym znaku, postawione zostały znaki ostrzegawcze informujące o możliwości korka i ostrzeżenie o wypadkach zdarzających się na tym odcinku. Zdaniem kierowców, nie są one żadnym rozwiązaniem problemu, gdyż nie informują w czasie rzeczywistym o sytuacji za wzniesieniem, która jest, jak opisują, jak ruletka od której zależy bezpieczeństwo ich i innych podróżujących.
A co gdyby...
Rozmawialiśmy z doświadczonym kierowcą, który, mimo jazdy zgodnie z przepisami, doświadczył nieprzyjemnej sytuacji właśnie w tym miejscu. Nasz rozmówca, jadąc 50 km/h zbliżał się do szczytu wzniesienia. Z podobną prędkością dotarł na szczyt, gdy nagle zauważył przed sobą zatrzymany ruch i korek kończący się tuż za nim. Zgodnie z automatyczną reakcją rozpoczął proces hamowania. Całe szczęście, samochód zatrzymał się kilka centymetrów od innego pojazdu, cudem unikając kolizji.
Spekulując, że do kolizji doszło, szkoda nie dotyczyłaby jedynie dwóch samochodów - wjeżdżającego i uderzonego. W momencie długiej kolejki aut, poszkodowanych byłoby co najmniej kilka, co jest już niemałym zmartwieniem.
Irytacja kierowców
Odbyliśmy rozmowy z kilkoma kierowcami, w różnym wieku i uczęszczających drogę z różną częstotliwością. Pierwszy z nich, Pan Andrzej wypowiada się o drodze dość krytycznie.
“Mimo, że praktycznie codziennie tamtędy przejeżdżam, bo jest to moja trasa z pracy do domu i wiem, w którym miejscu są tory, jadąc tamtędy zawsze mam niepewność co zastanę za wzniesieniem. Wyostrzona uwaga w tej sytuacji nie jest pomocna - nawet mimo chęci zwolnienia prędkości do, powiedzmy, 20-30 km/h nie zaryzykuję, że zostanę uderzony przez rozpędzony samochód jadący za mną. Nie ma zatem logicznego rozwiązania tej sprawy. No, tylko jedno - postawić sygnalizację świetlną na lub przed górką od strony Sanoka, żeby kierowcy już z daleka widzieli, że szlabany są zamknięte i pewnie jest spory korek”.
Kolejnym kierowcą, którego mieliśmy okazję zapytać o zdanie był Mateusz - młody kierowca, który także dość często podróżuje na trasie Pisarowce-Sanok i wyrobił sobie pewne zdanie i spekulacje co do sprawy.
“No na tej drodze wiadomo, że większość jeździ dość szybko. Ja też tak robię i po prostu rozwijając tę prędkość 80-90 km/h wjeżdżam na wzgórze, żeby nagle gwałtownie bezcelowo nie hamować. Reszta kierowców z resztą jeździ podobnie, więc nagłe hamowanie mogłoby być ryzykowne dla pozostałych. Miałem już kilka sytuacji, gdy wyhamowałem w ostatniej chwili. A przecież nie zawsze ma się w głowie - teraz redukuję do zera, stwarzając zagrożenie dla jadących za mną, bo nikt nie pomyślał, żeby lepiej oznakować przejazd. I to ruletka - albo będzie zamknięty i słusznie wyhamowałem albo nie i wtedy niepotrzebnie spowolnię ruch.”
Ostatnią rozmówczynią jest Pani Joanna, która codziennie przemieszcza się na trasie Długie-Sanok, zawożąc do przedszkola córkę. Ona także nie kryje irytacji.
“Tak, jeżdżę tędy codziennie i tak, wiem, gdzie są tory. Nie zmienia to faktu, że zawsze z tyłu głowy jest ta niepewność, zwłaszcza, że podróżuję z córką i czasami trafiamy na zamknięty przejazd. Od strony Pisarowiec - nie ma problemu, zdążę się zatrzymać, wszystko widzę już z daleka. Ale w drodze powrotnej z Sanoka - no przecież mam dwie opcje. Zahamować i narazić siebie na stłuczkę, gdy wjedzie we mnie pojazd z tyłu, albo jechać nawet te 50km/h i móc nie zdążyć wyhamować, gdy zaraz za szczytem będzie już korek. Martwi mnie ta sytuacja i trzymam kciuki, żeby została jakoś sensownie rozwiązana.”
Rozdrażnienie kierowców jest widoczne. Nie szczędzą oni słów niezadowolenia, które, jak można sobie wyobrazić, narasta wraz z każdym kolejnym przejazdem przez niebezpieczne wzniesienie. Wszyscy wysuwają jedną zgodną prośbę - oznakować szczyt lub początek wzniesienia, aby nadjeżdżający już z daleka wiedzieli, że za górką mogą napotkać korek, który zmusi ich do zatrzymania pojazdu. To rozwiązanie mogłoby uniknąć przyszłych kolizji i nieszczęśliwych wypadków. Lepiej zapobiegać niż ratować po fakcie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.