Opisując jej piękno, można sypać sloganami jak z rękawa. Pierwszy cud stworzyła natura, a drugi człowiek. Tym drugim, lokalnym cudem i jest CR7, czyli Cristiano Ronaldo, który mając lat 35, doczekał się tu muzeum i dwóch pomników. Jest właścicielem hotelu i sklepów. Nawet jedyne na wyspie lotnisko, od roku 2016 nosi jego imię. Przedtem patronką tego cudu techniki była św. Katarzyna. Teraz, jak żartują Maderczycy, jest św. Ronaldo.
Wyspa ma zdrowy, leczniczy klimat; panuje tu wieczna wiosna – nie jest ani zbyt gorąco, ani zbyt zimno. Kiedyś leczono choroby płuc, gruźlicę, nerwice i depresje. Tu, na najdłuższym swoim urlopie (3,5 miesiąca) przebywał marszałek Józef Piłsudski, leczyła się cesarzowa Austrii Sissi, zbierał siły po chorobie Winston Churchill. Według legendy na Maderze zakończył swoją odyseję Władysław Warneńczyk, który podobno wcale nie zginął pod Warną (1444 r).
Dzisiaj przybywają tu turyści z całego świata – by zjeść pałasza z zapiekanym bananem w sosie marakujowym, napić się ponchy (miejscowego bimbru z sokiem owocowym i miodem), czy wędrować po górach. Częstym gościem bywa tu Magda Gessler (ale nie robi kuchennych rewolucji).
Oto czym zachwyca się Polak na Maderze, ale jest jeszcze coś, czego zazdrości jej mieszkańcom – to kultura miejscowych kierowców. Maderczycy podróżują niezbyt chętnie, rzadko opuszczają wyspę, stąd obcych wzorców nie mają zbyt dużo. Drogi są tu trudne; wzniesienia, spadki, tunele, kaskady, strome podjazdy i zjazdy, wąskie przejazdy i ostre zakręty.
Obojętnie jak karkołomna, z dużym stopniem nachylenia i stroma byłaby droga pod górę – jeśli jest na niej przejście dla pieszych, każdy kierowca się zatrzyma; nie zdarza się aby wymuszał pierwszeństwo. Jazda tamtejszych kierowców to kunszt posługiwania się hamulcami i gazem. Zawsze spokojni i opanowani. Piesi turyści (nie wszyscy) ze zdziwieniem i niedowierzaniem zatrzymują się przed przejściem i nie wiedzą co robić, czekać czy przechodzić...
Maderczycy mają temperament – jak Portugalczycy na lądzie. Zatem to nie geny porządnych Szwajcarów czy obowiązkowość Niemców są przyczyną takich zachowań. Także turyści wypożyczający samochód, respektują przepisy i zachowują się jak rodowici mieszkańcy wyspy. Można? Można!
O czym myśli i marzy Sanoczanin na Maderze? Żeby podobnie jeździło w jego mieście, w Bieszczadach, nie mówiąc o całej Polsce, Tu i tam są góry, u nas nawet niższe, a drogi nie tak strome. Chociaż i u nas można znaleźć kilka dobrych przykładów. Pierwszym jest skrzyżowanie ulicy Mickiewicza z ulicą Kościuszki w Sanoku; najbardziej newralgiczny punkt dla pieszych i kierowców w centrum miasta. Tu często „rządzą” piesi i słusznie. Kierowcy, dając im pierwszeństwo, umożliwiają równocześnie innym kierowcom wyjazd z ul. Mickiewicza. Nie wiem co tu działa? Spryt kierujących, którzy wiedzą, że tylko dzięki pieszym uda im się szybciej wjechać w Kościuszki? A może kultura jazdy?! Takie zachowania napawają optymizmem!
Drugim przykładem jest główna ulica w Ustrzykach Dolnych. Na krótkim odcinku tej trasy są dwa przejścia dla pieszych i na nich – dziwo! piesi mają, pierwszeństwo. I tu respektuje się ustawowe pierwszeństwo pieszego przed samochodem. I tu kierowcy z miejscową rejestracją (sic!) zachowują się wzorowo, natomiast ci z Polski już niekoniecznie. A jest to ulica przelotowa, o wielkim nasileniu ruchu. Można? Można!
Ale nie wszędzie jest tak pięknie. W piątek byłam świadkiem kompletnego braku kultury jazdy na przejściu dla pieszych koło hotelu Bona w Sanoku. Młoda mama z wózkiem, chcąc przejść od strony Sanu na stronę hotelową, czekała cierpliwie aż przejedzie 10 samochodów. Zatrzymał się dopiero 11! No cóż, Sanok to nie Madera ….
Napoleona został wysłany na wyspę Świętej Heleny, na wygnanie. A może by tak Polaków wysłać na Maderę – po naukę jazdy?