Ten system rządów albo raczej rządzenia wykształcił się w starożytnej Grecji, którą tworzyły państwa-miasta, a więc stosunkowo niewielkie wspólnoty, gdzie władzę sprawowano w sposób bezpośredni. Na rynku zwanym agorą ustanawiano prawa, zapadały wyroki (tam też je wykonywano), uchwalano podatki, wypowiadano wojny, zawierano pokój etc. Wzorcowy model starożytnej demokracji prezentowały Ateny; w Sparcie, Troi czy i innych greckich państewkach rządzili królowie (arystokracja), bogacze (oligarchia), a kiedy do władzy dochodził tłum, czyli motłoch, ich rządy to ochlokracja.
Ustrój demokratyczny był możliwy tam, gdzie obywatele cieszyli się wolnością. Niewolnicy byli wyjęci albo wyłączeni spod praw; można ich było sprzedać, wymienić czy pozbawić życia. Wolność obywatelska łączyła się z odpowiedzialnością, ta zaś wymagała dojrzałości – stąd Rada Starszych (areopag) w Grecji i senatu w Rzymie. Nota bene słowo senat wywodzi się do łacińskiego senex, czyli stary, doświadczony, rozsądny... Raz, kiedy obywatele Aten dali się zmanipulować – wszak manipulatorów nigdy nie brakuje – na śmierć skazany został jeden z ich najwybitniejszych obywateli – Sokrates, który musiał wypić cykutę (trucizna). Współczesne demokracje, ponieważ obejmują wielkie państwa, mają charakter pośredni. Obywatel ma wpływ na władzę, kiedy idzie do wyborów i głosuje na tego czy innego swego przedstawiciela (radnego, posła, senatora). Jak nasz przedstawiciel zachowuje się przyzwoicie, wybieramy go ponownie; jak nie – w skrajnym przypadku można go odwołać, a w następnym głosowaniu wybrać innego.
Angielski polityk i mąż stanu Winston Churchill, który nie uważał demokracji za ustrój idealny, podkreślał jednak, że lepszego nie wynaleziono... Większość państw naszego kręgu kulturowego uważa się za demokratyczne i zachowuje zgodnie z regułami tego ustroju nawet wtedy, kiedy na ich czele stoją królowie (Anglia, Hiszpania, Holandia). Ale za demokrację uważa się też Rosja pod rządami Putina, Turcja, którą spacyfikował ostatnio Erdogan, Białoruś z baćką Łukaszenką czy Węgry, gdzie pełną władzę ma Orban. Wszędzie tam odbywają się wybory, są rozmaici kandydaci na posłów, toleruje się opozycję, resztki niezależnych mediów itp.
Polska nie ma zbyt mocno ugruntowanej tradycji demokratycznej. Wprawdzie chwalimy się demokracją szlachecką, ale zapominamy, że był to ustrój zarezerwowany dla 8 do 10% obywateli. Reszta, czyli chłopi i mieszczanie, żyli w systemie niewolniczym albo pod rządami rodzimej tyranii. Nie chcemy też pamiętać, że ówczesna polska demokracja, określana niekiedy jako ustrój republikański, dość szybko wyrodziła się w anarchię. Ta zaś forma rządów, przez swą niewydolność ustrojową oraz niechęć sąsiadów, zakończyła się upadkiem ogromnego państwa.
A dzisiaj? Formalnie ciągle jesteśmy krajem demokratycznym, faktycznie jednak ewoluujemy w kierunku jakiejś formy ustroju autokratycznego albo autorytarnego. Mają one wiele cech wspólnych; a więc są to rządy jednego człowieka i skupionej wokół niego grupy osób, nie uznają trójpodziału władz, czyli niezależności parlamentu od władzy wykonawczej oraz sądownictwa. Aktualna większość sejmowa, nie będąc większością konstytucyjną, obchodzi Konstytucję przy pomocy ustaw. To, co uchwali Sejm, natychmiast wciela w życie rząd, który ma obowiązek rozwiązywać sprawy państwa, ale na nienotowaną dotąd skalę wziął się za samorządy... Większość parlamentarna powołała atrapę Trybunału Konstytucyjnego; to samo zrobiła z Krajową Radę Sadowniczą. Trzecim krokiem w dziele demontażu sądownictwa było wysłanie na emerytury sędziów Sądu Najwyższego – chwilowo zatrzymane. Media publiczne bezpodstawnie określane narodowymi, stały się tubą władzy; dociekliwymi dziennikarzami coraz częściej interesuje się prokuratura, obcina się fundusze organizacji pozarządowych, itd., itp. Wszystko to jest możliwe dzięki demokratycznym procedurom, które już nieraz w historii doprowadziły do tego, że społeczeństwa i narody w majestacie prawa same pozbawiały się wolności, własności, zdrowia, życia... Wywoływały wojny, dokonywały podbojów, dewastowały to, co wcześniej same budowały przez dziesięciolecia.
Rządzący jak mantrę powtarzają: Demokracja w Polsce ma się dobrze! Powołują się na suwerena, czyli lud, oraz na legitymację wyborczą. Ale był to mandat zaledwie 19,4% obywateli, którzy oczekiwali zmiany rządów, a nie zawłaszczania państwa i zmiany ustroju. Kto uważnie obserwuje naszą rzeczywistość, a nie daje się zwieść propagandzie, wie, że słowa władzy przeczą jej czynom. Demokratyczny porządek w Polsce znalazł się na ostrym zakręcie, z którego trzeba go bezpiecznie wyprowadzić.
Warunkiem udanej demokracji, który zarazem stanowi jej niedogodność, jest stałe uczestnictwo w życiu publicznym, patrzenie na ręce władzy wszystkich szczebli, kontrola jej poczynań poprzez opinię i niezależne media. Jeśli ograniczymy się do udziału w jednorazowym akcie wyborczym, powtarzanym co cztery lata, nie będziemy podmiotami demokracji; ale sprowadzimy się do jej przedmiotów. Możemy się obudzić w zupełnie innym, niedemokratycznym ustroju.