reklama

Hejt w internecie. Słowa ranią bardziej niż nóż

Opublikowano:
Autor:

Hejt w internecie. Słowa ranią bardziej niż nóż - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościSłowa potrafią wzbudzić w nas całą gamę uczuć. Jednych uszczęśliwić, a innych zranić, a rany zadają głębokie. Często przekonują się o tym ofiary cyberprzemocy.

Czasami jedno zdarzenie zaważa na całym naszym życiu. Tak było w przypadku Piotra*, który od listopada ubiegłego roku boryka się z problemem hejtu w internecie. Pod artykułem o nim na jednym z lokalnych portali pojawiły się obraźliwe komentarze. Gehenna trwa do dziś.

 

- Gdy po raz pierwszy zobaczyłem te wszystkie wpisy, zdenerwowałem się – wspomina. - Napisano o mnie nieprawdę i odbiło się to na życiu mojej rodziny. Dzieci zaczęły przychodzić do domu ze szkoły z płaczem. Nie chciały do niej chodzić. Były ośmieszane i wyzywane, że mają takiego, a nie innego ojca. I od tego czasu cokolwiek by się nie działo, winą obarcza się mnie.

 

Piotr próbował walczyć ze złośliwymi wpisami, ale, jak mówi, to walka z wiatrakami.

- Oprócz wpisów w internecie, zaczęły pojawiać się również napisy na budynkach i przystankach pod adresem moim i mojej rodziny – dodaje. - Interweniowałem, żeby je zamazano, ale one znowu się pojawiały.

W tym trudnym dla mężczyzny czasie, nikt z pracy nie udzielił mu pomocy.

- Każdy się odwrócił, a widzieli, jakie wpisy pojawiają się pod moim adresem. Mogłem się załamać i zrobić coś głupiego. 

"Hejt" negatywnie odbił się na jego zdrowiu i życiu.

- W ciągu roku schudłem dwanaście kilo, cierpię na bezsenność, posiwiałem i postarzałem się – mówi. - Zdarza mi się płakać z bezsilności. Pojawiały się też myśli samobójcze. Z pracy przeszedłem na emeryturę. Chciałem odpocząć od tego wszystkiego, ale widzę, że się nie da, bo nagonka trwa cały czas. Czuję się jak wrak człowieka.

Najboleśniejsze dla Piotra jest to, że komentarze piszą osoby, które go nie znają osobiście, a wiedzę o nim czerpią z opowieści innych ludzi. Często są to mocno podkoloryzowane historie. Opinia o nim to gra wyobrażeń, a nie trzeźwych osądów.

- Kiedyś rozmawiałem z mężczyzną, który opowiadał mi o mnie, nie wiedząc o tym - mówi. - Nie brakowało obraźliwych słów. Uśmiechnąłem się do niego i pomyślałem: człowieku nie znasz mnie, a takie rzeczy opowiadasz. Odwróciłem się i odszedłem.

Teraz po roku czasu, gdy inne środki zawiodły, Piotr zapowiada walkę z hejtem na drodze sądowej. Siłę do walki znajduje w swojej rodzinie, przede wszystkim w małym synku.

- Chcę uświadomić ludziom, że piszą nieprawdę – mówi. - Rzetelnie wykonywałem swoje obowiązki, nie wszystkim się to podobało. Obraźliwe wpisy typu: ty c*uju, pisanie mojego nazwiska z błędami, nakręcanie całej sytuacji przez media sprawia przykrość nie tylko mnie, ale przede wszystkim moim najbliższym.

Jak zaznacza, osoby, które piszą obraźliwe dla niego komentarze, są tchórzliwi i mściwi.

- Jeśli mają coś do mnie, niech przyjdą i powiedzą mi to prosto w twarz, a nie ukrywają się pod inicjałami – twierdzi. - Nie sztuką jest napisanie głupoty i zranienie nią drugiej osoby. Muszę żyć dalej z tym wszystkim. Mam nadzieję, że to kiedyś ucichnie, a ludzie zapomną.

 

 

 *Imię zostało zmienione

 

 

 

 

 

Hejter nie jest anonimowy

 

 

 

 

Magdalena, mieszkanka powiatu sanockiego, udziela się w różnego rodzaju akcjach społecznych i eventach. Podkreśla swój związek z rodzinną miejscowością i promuje organizacje, w których działa. W ubiegłym roku, mimo pewnych obaw jak zostanie to odebrane przez lokalne społeczeństwo, zdecydowała się uczestniczyć w pewnej akcji.

- Pojęcie hejtu nie było mi obce. Zetknęłam się z nim niejednokrotnie – mówi. - Nigdy jednak nie sądziłam, że dojdzie do spotkania "twarzą w twarz" z tym zjawiskiem...

Przez pierwsze kilka dni od publikacji przez nią informacji o przebiegu akcji, na jej prywatnym profilu na portalu społecznościowym pojawiło się wiele miłych słów, gratulacji i wyrazów uznania opatrzonych imieniem i nazwiskiem osób wypowiadających się.

- Okazało się to na tyle ciekawym wydarzeniem, że otrzymałam propozycje opowiedzenia czegoś więcej o całym zamyśle akcji, o organizatorach, przebiegu, moich wrażeniach i odczuciach - wspomina. - Za namową administratorów jednego z lokalnych portali informacyjnych, udzieliłam krótkiego wywiadu zaopatrzonego w zdjęcia z akcji.

To, co zdarzyło się zaledwie w kilkanaście minut po publikacji materiału, na długo pozostanie w jej pamięci. Jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać komentarze zupełnie nie przypominające tych sprzed kilku dni ...

- Jak się wtedy czułam? Na początku był smutek i pytanie "dlaczego?" Z czasem jak komentarzy przybywało, a tylko nieliczne były pozytywne bądź neutralne, zaczęłam myśleć, że może faktycznie skoro tyle ludzi ma tak samo złe zdanie o tym, w czym brałam udział, to musi coś w tym być - mówi Magda. - Zaczęło się, jak to określam "samobiczowanie", podczas którego przeklinałam dzień, w którym zgodziłam się wziąć udział w akcji. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to z tymi hejterami jest coś nie tak - cały czas szukałam winy w sobie. Całe szczęście w odpowiednim momencie zareagowały bliskie mi osoby, które nieco wyprostowały punkt widzenia skrzywiony przez tych wszystkich anonimowych "życzliwych" komentatorów. Przyszedł więc czas na zasłużony gniew i złość. Tylko właściwie na kogo miałam się złościć? Na "Miejscowego" czy "Uważnego Obserwatora"?

 

Więcej przeczytacie w aktualnym numerze Korso Gazety Sanockiej.

 

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo