Problemem zainteresowała się pani Grażyna, mieszkanka Sanoka, która do naszej redakcji zwróciła się z prośbą o nagłośnienie sprawy. Na poszkodowane gołębie natrafiła na Placu Miast Partnerskich. Skrępowane nóżki zauważyła u czterech osobników. Pierwszego z nich uratowała wraz z koleżanką, bo miał poluzowaną nitkę. Drugiego pani Grażynie pokazali starsi panowie. Gołąb poruszał się tylko za pomocą skrzydeł. Osłabł do tego stopnia, że kobiecie bez problemu udało się go złapać i zanieść do urzędu miasta. Stamtąd trafił do Fundacji Bieszczadziki, która działa na rzecz Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt w Bukowsku.
- Jeszcze trochę i umarłby z głodu i bólu - mówi pani Grażyna. - Gołębie mają bardzo dużo wrogów. No trudno, skoro są, to nie będziemy ich męczyć, truć czy zabijać - dodaje.
Trzeci z gołębi, który również ma oplątane nóżki, jest jeszcze na tyle silny, że bardzo trudno go złapać. Pani Grażyna i jej dwie koleżanki próbowały go schwytać za pomocą siatki na motyle. Bezskutecznie.
- Gdy rzucamy ziarna, inne ptaki podchodzą, ten jeden trzyma się z boku - mówi.
Ostatni przypadek pani Grażyna zauważyła na własnym podwórku kilka dni temu.
- Serce mi się zakołatało - opowiada. - Gołąb utyka, ma jedną nóżkę skrępowaną nitką. Też zieloną. Widać, że go boli. Musiałby się w coś zaplątać, żebym mogła go schwytać.
Więcej w 37 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka