reklama

Bieszczadzka szeptucha

Opublikowano:
Autor:

Bieszczadzka szeptucha - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościRozmowa z p. Stanisławą Lewicką, 83-letnią mieszkanką Średniej Wsi (powiat leski), która zajmuje się ziołolecznictwem, a o której często się mówi „ostatnia bieszczadzka szeptucha”. Pani Stanisława pali włókna lnu i przykłada rozgrzaną tkaninę na czerwone plamy – w ten sposób leczy np. Takie schorzenie jak różę czy bolesne zmiany na skórze.

Od kiedy zajmuje się pani ziołolecznictwem? 
- Miałam 15 lat, kiedy moja mama zaczęła mnie uczyć tego typu leczenia. Nie chciałam, uciekałam od tego, ale mama powiedziała, że to przyda się i mnie, i ludziom. Musiałam więc to jakoś pojąć. Moja mama umiała leczyć ludzi, kiedy nie było jeszcze na wsi lekarzy. Odbierała porody, miała po prostu taki dar.

Jakie schorzenia Pani leczy?
- Przywożą do mnie dzieci tuż po porodzie, by dobrze zawiązać pępek. Pojawiają się też kobiety, które długo do siebie nie mogą dojść po urodzeniu dziecka. Potrafię wyleczyć różne choroby skórne i każdą dolegliwość, z którą ktoś do mnie przychodzi. Wszystko, co złe, ustaje, z czego się cieszę.

Więcej w 37 numerze tygodnika Korso Gazeta Sanocka

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo