Od kiedy zajmuje się pani ziołolecznictwem?
- Miałam 15 lat, kiedy moja mama zaczęła mnie uczyć tego typu leczenia. Nie chciałam, uciekałam od tego, ale mama powiedziała, że to przyda się i mnie, i ludziom. Musiałam więc to jakoś pojąć. Moja mama umiała leczyć ludzi, kiedy nie było jeszcze na wsi lekarzy. Odbierała porody, miała po prostu taki dar.
Jakie schorzenia Pani leczy?
- Przywożą do mnie dzieci tuż po porodzie, by dobrze zawiązać pępek. Pojawiają się też kobiety, które długo do siebie nie mogą dojść po urodzeniu dziecka. Potrafię wyleczyć różne choroby skórne i każdą dolegliwość, z którą ktoś do mnie przychodzi. Wszystko, co złe, ustaje, z czego się cieszę.
Więcej w 37 numerze tygodnika Korso Gazeta Sanocka