Edward Kołomyja - leśnik, który kocha konie

Opublikowano:
Autor:

Edward Kołomyja - leśnik, który kocha konie - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Bieszczady Drugim kandydatem do tytułu "Bieszczadzkiego Leśnika" w plebiscycie Korso Gazety Sanockiej jest Edward Kołomyja, leśniczy leśnictwa Tarnawa w Nadleśnictwie Stuposiany.

Pan Edward z Nadleśnictwem Stuposiany jest związany już ponad 20 lat. Zawód leśnika wybrał ze względu na zamiłowanie do pracy w gospodarstwie i w lesie.

- Jeszcze w szkole podstawowej zapowiedziałem, że zostanę leśniczym i tak się stało - mówi. - Leśniczym był również mój dziadek.

Swoją karierę rozpoczął w 1986 roku od pełnienia funkcji gajowego w leśnictwie Rosochate w Nadleśnictwie Lutowiska. Później objął stanowisko podleśniczego. W 1992 roku wyjechał na kontrakt do Niemiec i tam pracował jako pilarz przy ścince drewna. W 1993 roku wrócił do kraju i przez ponad trzy lata prowadził zakład usług leśnych. 1 maja 1997 roku objął funkcję podleśniczego w Nadleśnictwie Stuposiany. 1 stycznia 1999 roku przeniesiono go do straży leśnej, a 1 lipca 2001 roku awansował na leśniczego w leśnictwie Tarnawa, liczącym 1 452 hektary. 

Praca w lesie sprawia mu ogromną satysfakcję z jednego powodu. - Moje decyzje mają realny wpływ na las, taki jaki jest teraz i jaki będzie w przyszłości - tłumaczy. - Efekt podjętych przeze mnie decyzji można zaobserwować dopiero po kilku latach i to jest piękne. Przede wszystkim cieszy mnie, że tam, gdzie kiedyś były grunty polne, nieużytki, teraz rosną zdrowe, piękne młodniki.

Przez 20 lat udało mu się wyhodować około 300 ha nowego pokolenia lasu. Pan Edward zaznacza, że planowane jest zainicjowanie kolejnych 100 ha młodników. - Udaje nam się prowadzić zrównoważoną gospodarkę leśną, dzięki temu na naszym terenie występuje coraz więcej chronionych gatunków roślin, owadów i zwierząt - mówi.

Las nie zna planów
Zapytany o dzień z życia leśniczego, pan Edward odpowiada, że nie da się dokładnie zaplanować każdego dnia. Do jego obowiązków należy przede wszystkim takie prowadzenie gospodarki, żeby po jego działalności drzewostany, fauna i flora pozostały w jak najlepszej kondycji, aby jego następcy mogli kontynuować te zadania. - W lesie oprócz prac typowo gospodarczych, związanych z użytkowaniem lasu, prowadzimy hodowlę i ochronę lasu, a także, co dzisiaj jest dość popularne, w pewnym stopniu trudnimy się działalnością turystyczną, czyli udostępniamy lasy dla społeczeństwa.

Pan Edward tłumaczy, że leśnicy prowadzą, projektują i budują ścieżki edukacyjne, punkty widokowe, czy miejsca, które kiedyś były związane z gospodarką leśną. - Przed wojną lesistość terenu wynosiła 45%, teraz 98% - mówi. - Ciekawe zakątki z tamtego okresu dobrze byłoby wyeksponować, a naszym zadaniem jest poprowadzenie prac w taki sposób, żeby to było widoczne dla społeczeństwa.

W leśnictwie Tarnawa w tej chwili istnieje jedna ścieżka dla "Piechurów", która prowadzi na punkt widokowy, z którego można zobaczyć najwyższe szczyty Bieszczad. Pan Edward dodaje, że w planach jest kolejna, która ma za zadanie pokazanie turystom przebiegu dawnej kolejki wąskotorowej podchodzącej aż pod Krzemień. - W obrębie leśnictwa istniały przysiółki po dawnej wsi Tarnawa Niżna, po których pozostały fragmenty zabudowań, studnie, resztki fundamentów i pozostałości ze sprzętu domowego - mówi. - W przyszłości chcemy utworzyć również szlak ukazujących zakres prac prowadzonych w leśnictwie.

Oko w oko z wilkiem
W ciągu ponad 20 lat na straży leśnictwa Tarnawa panu Edwardowi przydarzyło się całe mnóstwo przygód i epizodów z dzikimi zwierzętami. Jedna taka historia to spotkanie z wilkiem chorym na wściekliznę. - Drapieżnik przyszedł do samochodu, gdzie rozładowywano drewno - wspomina. - Pracownicy zauważyli go wcześniej i uciekli na samochód. Podszedłem bliżej, wilk wyszedł zza pojazdu i prosto na mnie. Nie bałem się jednego osobnika, więc wziąłem kołek i próbowałem go odstraszyć. Warknął na mnie, odskoczył i uciekł. Wszystko dobrze się skończyło, a wilk decyzją ministra został odstrzelony. 

W swoich wędrówkach po lesie pan Edward często natyka się na żubry, jelenie, łanie, sarny, niedźwiedzie czy wilki - to taki chleb powszedni. Ale stara się nigdy nie ingerować. - Jeżeli coś się dzieje, to natura sama musi sobie poradzić - twierdzi. - Na przykład jeżeli zauważam młode, to staram się nie zbliżać do nich, bo wiem, że matka znajduje się w pobliżu. Wyjątek może być wtedy, gdy matka została zagryziona lub padła. Jednak taka sytuacja mi się nie przytrafiła.

Raz przez przypadek uratował jelenia przed wilkiem. - Jeleń biegł na wprost mnie, zatrzymał się parę metrów przede mną. Gdy się odchyliłem, okazało się, że za nim stał wilk. Jeleń złapał haust powietrza, odskoczył na bok i uciekł. Wilk już za nim nie poszedł.

Konna pasja
Z żoną połączyła go miłość do koni. Razem zainicjowali nieformalne spotkania koniarzy w nieistniejącej wsi Krywka, w pobliżu Lutowisk. To stąd wzięła się idea reaktywacji słynnych targów końskich, które skupiają koniarzy. Pan Edward z żoną i dziećmi uczestniczą w nich każdego roku, a w 2017 roku przewodzili paradzie konnej. Razem prowadzą ośrodek jeździecki. Pan Edward w siodle wędruje po Bieszczadach już od ponad 40 lat. Raz z synem udało mu się wjechać konno na Tarnicę. Konną pasją zaraził już wnuka.

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE