Sanok, jak większość polskich miast opustoszał, wyludnił się. Niektórzy mówią, że to z powodu epidemii, ale przecież obydwa rynki, kiedyś tętniące życiem, wymarły dużo wcześniej – za sprawą poprzednich władz, które zamieniły je w puste place. Koronawirus tylko dopełnił dzieła; teraz hula po nich wiatr … Podobnie jest na sąsiednich ulicach; zamknięte sklepy, restauracje, zawieszona działalność, „nieczynne do odwołania” – oto skutki zarazy, która ogarnia także wschodnią część Europy, wbrew naiwnemu przekonaniu: „nasza chata skraja”. W mieście częściowo zawieszono komunikację, by ludzie unikali przebywania w grupach. To dobre posunięcie władz.
Samozachowawczy instynkt, który w takich przypadkach budzi się w człowieku, wsparty apelami fachowców od zakażeń, podpowiada, by unikać zgromadzeń, zostawać w domach, izolować chorych albo tych, którzy źle się poczuli – wszystko to buduje dyscyplinę społeczną, tak potrzebną w chwilach zagrożeń. Okazuje się, że zdrowie to nie jest wyłącznie sprawa prywatna – to sprawa publiczna i każdy ma obowiązek dbać o nie wedle swych możliwości; a w najgorszym radzie – nie szkodzić zdrowiu wspólnoty.
Tymczasem w kaplicy cmentarnej podczas mszy pogrzebowej młody ksiądz rozdaje komunię św. ‘do ust’ – zamiast ‘na dłoń’, jak zaleca episkopat. Żałobnicy – nie myśląc o zagrożeniu – podchodzą jeden za drugim, a kapłan, który powinien wiedzieć więcej, nie zmienia rytuału. Czyżby oglądał tylko te stacje telewizyjne, które nie pokazują setek trumien ze zwłokami? Wywozi się je na południe Włoch, bo krematoria na północy nie nadążają z paleniem. Do zmarłych nie dopuszcza się ani rodzin, ani kapłanów… Inny przykład ze Sanoka – po nabożeństwie Gorzkich żalów wierni dostają do ucałowania relikwię krzyża Chrystusowego. Podchodzą bezmyślnie, nieodpowiedzialnie – jakby nic się nie działo… A przecież św. Michał (patron Sanoka) nie zstąpi nagle z cokołu pomnika i nie rozpocznie walki z szatanem… Teraz jest on groźniejszy niż opozycja, ludzie spod znaku LGBT, rozwodnicy, niewierne żony, narkomani i prostytutki… Namacalny, choć nie widoczny gołym okiem, szatan-wirus zagraża teraz całemu światu. I nie można z nim walczyć za pomocą ceremonii, liturgii, czy rytuałów, ale pragmatycznie, w sposób sprawdzony przez naukowców, lekarzy, epidemiologów, stosując się do ścisłych rygorów i zaleceń.
*
Epidemia paraliżuje życie codzienne, pracę, komunikację, rozrywkę… Bieszczady zostały praktycznie odcięte od świata. Nie ma już połączeń z Krakowem, coraz mniej z Rzeszowem i Krosnem. Od poniedziałku PKS Jarosław, obsługujący nasz region, ogranicza i zawiesza swoje linie. Ludzie nie mają się czym dostać do – i z pracy. Kursują jeszcze szynobusy do Krosna i Jasła oraz pociąg pośpieszny do Lublina przez Rzeszów. Ale nie zatrzymuje się na przystanku Sanok Miasto, skąd byłoby bliżej potencjalnym pasażerom, którym zawieszono, bądź odwołano komunikację autobusową. Ale czy PKP jest dla ludzi? Do niedawna funkcjonował autostop i kierowcy zabierali czekających na poboczu; dzisiaj każdy boi się o własną skórę…
Państwo obiecujące przywrócenie komunikacji lokalnej, już o tym nie mówi. Trzeba więc uruchomić odruch solidarności z tymi, którzy nie mają szans na drodze; np. podwozić ich na tylnym siedzeniu, bez słowa, zakładając maskę… W większych miastach pojawiają się oddolne rozmaite inicjatywy; w Krakowie czy Gdańsku kobiety szyją maseczki i fartuchy medyczne, motocykliści je rozwożą… Restauratorzy dostarczają posiłki lekarzom i pielęgniarkom, pracującym dzień i noc. Przykładów jest coraz więcej… Z jakimi pomysłami wystąpią mieszkańcy Sanoka? Potrzeb będzie przybywać, podobnie jak ofiar epidemii.
*
W tle tego, co spotkało Europę, i co idzie do nas wielkimi krokami, znalazły się majowe wybory prezydenckie. Ale partia rządząca nie chce słyszeć o ich przesunięciu… W Jarosławiu PKW nie zgodziła się na przełożenie wyborów samorządowych! W Polsce mamy już pandemię (nie epidemię!), ale nikt z kręgu władzy nie uznaje tego za sytuację wyjątkową ani stan klęski żywiołowej, gorszej od powodzi i trzęsienia ziemi… Zarazy mogą bez przeszkód doświadczać zwykli obywatele.
Polityk, który o wszystkim w państwie, decyduje z tylnego siedzenia, jest zdania, że przeprowadzenie majowych wyborów to wymóg konstytucyjny; a Konstytucji nie można łamać… Mówi to człowiek, pod przewodem którego przez ostatnie cztery lata regularnie łamano, albo naginano Ustawę Zasadniczą do własnych potrzeb. Wedle obliczeń prezydent złamał Konstytucję siedem razy. Ale co tam siedem; można siedemdziesiąt siedem… podkarpacki wyborca uzna to za rzecz normalną. „Nasz prezydent” – jak głoszą banery – jest dla niego ważniejszy od zdrowia i życia.