Kiedy na świecie szaleje pandemia, w Kraju nowy układ walczy ze starym, a za wschodnią granicą ważą się losy niewielkiego narodu (który kiedyś stanowił z nami wspólnotę państwową), Kościół polski, a więc i sanocki prowadzi wojnę z ideologią. Jakiś czas temu był to liberalizm, potem totalizm w nowej odsłonie, współczesny marksizm a ostatnio LGBT, którą jeden z biskupów nazwał „tęczową zarazą”. Ponieważ „ideologia” to pojęcie abstrakcyjne, niemające odpowiednika w rzeczywistości, jest to walka z ludźmi – na razie propagandowa...
W ostatnią niedzielę (16 maja, br.) w kościele farnym na wszystkich mszach można było usłyszeć półgodzinną prelekcję – trudno to bowiem nazwać kazaniem – o tym, że w świecie ma miejsce rewolucja neomarksistowska. Ma ona zniszczyć wartości uosabiane przez Kościół i tradycję katolicką, a więc: polską rodzinę, normalną kobietę i normalnego mężczyznę, niewinne dzieci i młodzież, a nawet starców, którym przed śmiercią nie będzie miał kto „zmienić pampersa”… Siłą rzeczy Sanoczanie znaleźli się w stanie wojny, której celem jest zniszczenie cywilizacji chrześcijańskiej. Pójdą na nią po przewodem Maryi!
Kaznodzieja zmieszał: wydarzenia dziejowe, religię, politykę aktualną i historyczną oraz propagandę polityczną uprawianą przez Wiadomości, TVP Info tudzież polskie radio. Wyszła z tego mikstura przypominająca wykłady WUML (patrz: Wikipedia), co zauważyli wierni, którzy mogliby być rodzicami kaznodziei… Sprawny język, pseudonaukowa frazeologia, częste mijanie się z prawdą oraz manipulacja tą wartością, stosowanie reguły pars pro toto (część podawana jako całość), granie na emocjach, operowanie strachem i poczuciem zagrożenia – oto niektóre środki wyrazu artystycznego „kazania”, któremu nie sposób odmówić retorycznej zręczności, wszak mówca to człowiek z tytułem naukowym… Włosi w takich wypadkach biją brawo; Polacy zgodnym chórem mówią: Bóg zapłać! – tym mocniej, im mniej zrozumieli… Na marginesie: dziesięć lat temu ksiądz na Posadzie agitował od ołtarza, by głosować na nieżyjącego już prezydenta. Jedna z kobiet wyszła wtedy z kościoła, a niektórzy wierni do dziś pamiętają stukot jej obcasów w nawie głównej…
Osobnym wątkiem kazania w farze była kwestia homoseksualna, od paru miesięcy znajdująca się na szczycie politycznej agendy. „Przecież nikt ich nie prześladuje…” – mówił kaznodzieja, choć telewizje pokazywały, jak policja unieruchamia młodego człowieka sposobem amerykańskim (kolanem do ziemi). „Jeden z nich został nawet europosłem…” – dodawał, choć wszyscy wiedzą, że może zostać również księdzem, biskupem, a nawet kardynałem... Wystarczy sięgnąć po stosowną książkę (np. Sodoma Frederica Martela), a nie karmić się oficjalnym przekazem propagandy albo hejtem, czyli mową nienawiści z Internetu… „Jeśli ktoś jest homoseksualistą, poszukuje Pana Boga, ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby go osądzać?”– pytał nie tak dawno papież Franciszek.
Jak widać, polski Kościół zamiast z narodem idzie z partią; stał się przybudówką władzy świeckiej – nie tylko w działaniach bieżących, ale również w kreowaniu prawa, przygotowywaniu ustaw, indoktrynacji dzieci i młodzieży (także studiującej) czy klerykalizacji życia codziennego, którą krytykuje sam papież! A przede wszystkim w umacnianiu swojej pozycji materialnej poprzez wszelkiego rodzaju dotacje państwowe i unijne, czego wyrazem jest imperium biznesowo-religijne nieformalnej głowy polskiego Kościoła – duchownego z Torunia.
To, co się dzieje w Polsce, jest zaprzeczeniem słów Chrystusa: „królestwo moje nie jest z tego świata”, albo innych: „pójdźcie do mnie wszyscy (…), którzy utrudzeni jesteście…”. Podważa też autorytet moralny instytucji, która zamiast być „tajemnicą wiary” (jak mówi Credo) – powoli upodabnia się do wielkich korporacji, jakie organizują nam życie. Zdejmując z ludzi odpowiedzialność za indywidualny los, przekształcają ich w masę, stado owiec, za które myśli pasterz, polityk, lobbysta, menadżer, oligarcha – świecki czy duchowny – to bez znaczenia…. Kościół polski, który lepiej lub gorzej odpowiadał na pytanie: jak żyć?, teraz podpowiada, jak się urządzić? Kiedyś był znakiem sprzeciwu wspólnoty wobec zła; teraz uczy zachowań akceptowanych przez władzę oraz własnego, dobrego samopoczucia.
W czasie, kiedy jedni Sanoczanie słuchali tej homilii, inni – w sporej liczbie (zapewne ponad 100 osób) – uczestniczyli w „pikniku rodzinnym”, który odbywał się na placu przy kościółku św. Maksymiliana, nie dawno ogołoconym z drzew na potokiem. Starsi siedzieli przy zastawionych stołach, młodzi snuli się z kiełbaskami na tackach, śpiewali, tańczyli, grali na instrumentach dętych; impreza przypominała wesele… Dzieje się to w czasie, kiedy statystyki zachorowań na COVID-19 oscylują między 600 a 800 osób dziennie, a zgonów – między 10 a 20. Współorganizatorem zabawy był Urząd Miasta!
I pomyśleć, że polityka, którą w Polsce zawłaszczyły władza świecka i duchowna – według najstarszych definicji oznacza sztukę przetrwania…
Ps. Wrażliwy higienicznie Czytelnik o ksywie NIK powinien być zadowolony, bo znak podpaska, zapowiadający ruch okrężny przed wjazdem do Sanoka, został zastąpiony znakiem ronda. Zamiana znaków drogowych ma charakter symboliczny, ponieważ rondo nadal jest podpaską…