Wyraża się to na różne sposoby – np. zalewem disco polo, wzrostem rekonstrukcji historycznych, festynami religijnymi, w których sacrum miesza się z profanum, coraz gorszą rozrywką telewizyjną (np. w kabaretach jest wrzask i śmiech „jak głupiego do sera” – tak się dawniej mówiło).
Z tym większą satysfakcją i uwagą trzeba odnotować ostatnią, jedenastą z kolei Harasymiadę, jaka odbyła się w Komańczy, w dniach 6 i 7 września br. W kontekście aktualnego życia politycznego i społecznego miała zaskakujący tytuł – Na ścieżkach łagodności. Pierwszy dzień spotkania, które odbyło się w Restauracji Pod kominkiem, rozpoczął cykl prelekcji; najpierw mgr Marii Kościelniak o wierszach Harasymowicza, które stały się piosenkami. Inspirowały poetów – Józefa Barana, Adama Ziemianina i zmarłego młodo barda gór Wojciecha Belona. W tym zacnym gronie zabrakło mi Janusza Szubera – wielkiego miłośnika podkarpackiej krainy. Młoda badaczka zaproponowała, aby Jerzego Harasymowicza uczynić patronem piosenki turystycznej, co chętnie popieram, mając w uszach piosenkę biesiadną, która staje się powoli dodatkiem do grillowania…
Interesujący był wykład miłośnika i znawcy polskich spraw, zasłużonego tłumacza naszej poezji na język niemiecki prof. Aloisa Woldana z Uniwersytetu Wiedeńskiego, który mówił o ukraińskich przekładach Harasymowicza. Gość z Wiednia od lat propaguje literaturę polską w obszarze niemieckojęzycznym. Bada współżycie różnych kultur w monarchii habsburskiej, o czym świadczy jego ostatnia książka polskojęzyczna pt. Studia galicyjskie, wydana w prestiżowym krakowskim wydawnictwie Universitas, w roku 2019. Tom erudycyjnych tekstów austriackiego badacza o regionie, który Polacy traktują ze szczególnym sentymentem, pozwala skorygować nie jeden emocjonalny osąd i rozsmakować się w analizie porównawczej (metoda komparatystyczna), rzadko dotąd stosowanej w badaniach dziejów Galicji
Prelekcje zamykała wypowiedź dr. Roberta Księżopolskiego, osnuta na kanwie rozprawy Alana Weissa o „poetyckim żywocie” piewcy Bieszczadów, łemkowszczyzny i Beskidu Niskiego. Były też recytacje dzieci, występy zespołów artystycznych Arete, Pawła Orkisza oraz spotkanie z harcerzami.
W programie drugiego dnia spotkania na Przełęczy Wyżnej było złożenie kwiatów w miejscu upamiętnienia Jerzego Harasymowicza, gdzie również recytowano jego wiersze. Miało się tam odbyć Narodowe Czytanie – zapewne tego samego, co w całej Polsce, a potem rajd na Połoninę Wetlińską i ognisko. Brak czasu nie pozwolił mi na uczestnictwo w tych wydarzeniach.
Fakt, że Harasymiada odbywa się jedenasty raz dobrze świadczy o lokalnej społeczności, która ma świadomość, że podtrzymuje pamięć o ważnej postaci naszej literatury, dla której zarówno krytyka literacka jak i ‘polityka kulturalna’ nie zawsze miały zrozumienie. Dziedzictwo wybitnego poety nie jest ani łatwe, ani proste. Tym cenniejsze jest to, że wspomina się o nim z dala od kulturalnych centrów, na wyludniającym się Podkarpaciu. Ważne, że słyszą o nim i uczestniczą w tym dziedzictwie dzieci i młodzież, które mają okazję się dowiedzieć, że poza wirtualną rzeczywistością smartfonów i tabletów jest inny świat – poezji i wyobraźni.