Wieść o rozpoczęciu wojny nie wzbudziła w Besku zaniepokojenia. Mieszkańcy pamiętali jeszcze siły austriacko-niemieckie, traktowane jak miejscowe i odnoszące się na ogół bez zarzutu do ludności cywilnej Galicji. Wszyscy wierzyli w szybki koniec działań - jeszcze przed zimą...
Trudny wrzesień 1939
Okrutną twarz wojny jako pierwsi ujrzeli młodzi ludzie z Beska, którzy powołani zostali do zasadniczej służby wojskowej: Piotr Szajna (2 Pułk Strzelców Podhalańskich w Sanoku), Józef Ciepły (2 Pułk Strzelców Podhalańskich w Sanoku), Stanisław Zajączkowski ( Batalion Obrony Narodowej w Sanoku, pod dowództwem kpt. Tadeusza Kuniewskiego), Grzegorz Kielar (2 Pułk Strzelców Podhalańskich w Sanoku), Jan Smolik, Franciszek Kwiatkowski, Adam Królicki, Stanisław Szałankiewicz (2 Pułk Strzelców Podhalańskich w Sanoku), Paweł Zubik (2 Pułk Strzelców Podhalańskich w Sanoku), Stanisław Czupiej (2 Pułk Strzelców Podhalańskich w Sanoku), Józef Kielar, Kazimierz Żółkiewicz, Józef Wielobób, Andrzej Ziemiański (Batalion Obrony Narodowej w Sanoku) oraz Franciszek Zakorczmenny.
Po rozpoczęciu działań wojennych zmobilizowani zostali: dzierżawca majątku Jerzy Myczkowski jako ochotnik (pisze na ten temat w publikacji "Moja droga do adwokatury" jego syn Lesław), Leon Banek, Józef Zajączkowski, Michał Deńko i inni. Do tzw. forszpanu pojechało wielu mieszkańców Beska, którzy trafili do Truskawca, gdzie zatrzymali ich Niemcy. Po wielu przygodach prawie wszyscy wrócili do Beska - nieznany jest natomiast los Stanisława Smolika, który poległ podczas służby.
Niebawem wojna dosięgła również Besko - most na Wisłoku zajęło wojsko. Zbombardowano lotnisko w Krośnie, więc na łąkach zarszyńskich utworzono zapasowe lotnisko, na którym ulokowano kilkanaście maszyn.
Nerwowość udzieliła się także mieszkańcom Beska. Dwór wezwał do ucieczki. Doszło do ewakuacji na wschód, za Dniestr. Razem ze szlachtą uciekali chłopi (m.in. Grzegorz Czupiej, Jan Mermer, Stanisław Mermer). Niestety, Ukraińcy traktowali ich niezbyt dobrze. Szczegóły na ten temat znaleźć można w relacjach chłopów, którzy szybkiej ucieczce zawdzięczają życie. Ten fakt, jak i wołyńskie ludobójstwo (w trakcie którego zabito w bestialski sposób ok. 60-80 tys. Polaków) na dziesiątki lat tworzy mur między obydwoma narodami, które wcześniej żyły w pokoju.
Tysiące ludzi uciekało przez Besko na wschód. Uciekinierzy, przyjmowani na ogół gościnnie przez tutejszych chłopów, mówili o błyskawicznych pochodach niemieckiej armii. Czasami pojawiał się też oddział wojska.
W Besku dało się usłyszeć, jak niemieckie samoloty zbombardowały stację kolejową we Wróbliku Szlacheckim. Miejscowy proboszcz, ks. Andrzej Witko, zabronił bić w dzwony kościelne ze względów bezpieczeństwa.
Aby opóźnić przemarsz nieprzyjaciela, polscy żołnierze wysadzili drewniany most na Wisłoku. Był tam wówczas żelazny most kolejowy. Besko różniło się od dzisiejszego - w miejscu "Pawilonu" były drewniane domy, stojące z obu stron biegnącej środkiem drogi z Krosna do Sanoka, na której nie było asfaltu, tylko kamienie i żużel. Nadal niektórzy nazywają ją "Drogą Cesarską" lub "sztreką".
Więcej w 36 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka