Osadzeni mają na swoim koncie różne występki, ale ich obecna postawa, w bardzo dużej mierze ukształtowana przez pracowników aresztu: wychowawców, psychologów, funkcjonariuszy pozwoliła im wyjść na wolność i podjąć pracę poza murami więzienia.
- Zatrudnienie jest jedną z najważniejszych form resocjalizacji – uważa mjr Jerzy Kmietowicz, dyrektor Aresztu Śledczego w Sanoku. - Przynosi ono korzyści zarówno kontrahentowi, jak i zatrudnionemu. Na przykład pracodawca może starać się o zwrot kosztów zatrudnienia czy dofinansowanie na pozyskiwanie miejsc pracy. Z kolei skazani uczą się przede wszystkim nowych umiejętności i systematyczności, bo
wiadomo, że wcześniej czy później wyjdą na wolność. Zdarzają się nawet przypadki, że po wyjściu z więzienia kontrahent zatrudnia ich później u siebie. Nie ma więc lepszej i skuteczniejszej formy resocjalizacji niż praca – podsumowuje mjr Kmietowicz.
Praca sprawia im radość
W Areszcie Śledczym w Sanoku obecnie pracują trzy grupy więźniów, którzy są zatrudnieni w systemie bez konwojenta. Codziennie rano mężczyźni wychodzą do pracy i później sami powracają do zakładu. Pracują w parafii pw. Chrystusa Króla oraz w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sanoku, w Szkole Podstawowej nr 2 oraz w Samorządowym Przedszkolu Publicznym nr 1 w Sanoku. Za swoją pracę
nie pobierają wynagrodzenia. Jak zdradza nam dyrektor Jerzy Kmietowicz, od listopada dodatkowo trzech więźniów skorzysta z odpłatnego zatrudnienia w Mlekovicie.
- Pracujemy, żeby się czegoś nauczyć – mówi Michał, który w areszcie przebywa od pięciu miesięcy. – Przyzwyczaiłem się do codziennego wstawania, dlatego najgorsze są dla mnie weekendy, bo wtedy nie pracujemy i bardzo ciągnie nam się czas.
- Nie przeszkadza nam, że pracujemy za darmo – dopowiada Andrzej, który do aresztu trafił za kradzieże. – Wolę pracować niż siedzieć w celi. Praca sprawia mi przyjemność.
Skazani chodzą do pracy ubrani w zielone stroje i pomarańczowe, odblaskowe kamizelki. Są zadowoleni, że przechodnie nie zwracają na nich uwagi, nie zaczepiają, nie wytykają palcami. Pomimo że więźniowie nie mają dozoru, nie myślą o ucieczce.
- Zdajemy sobie sprawę, jakie konsekwencje nam grożą, jeśli oddalimy się i nie powrócimy do aresztu – mówi mężczyzna, który chce zachować anonimowość. - Poza tym funkcjonariusze zaufali nam i dlatego musimy być wobec nich w porządku - dodaje.
Więcej w 45 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka