reklama

W Ustrzykach Dolnych istnieje pracownia lutnicza - jedna z dwóch na Podkarpaciu

Opublikowano:
Autor:

W Ustrzykach Dolnych istnieje pracownia lutnicza - jedna z dwóch na Podkarpaciu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościKoniec świata, wszędzie daleko, życie poza sezonem turystycznym zamiera - kto zatem mógłby się spodziewać, że w Ustrzykach Dolnych można znaleźć pracownię lutniczą, w której powstają wysokiej klasy skrzypce, altówki, wiolonczele?

Poza Łańcutem, to jedyna profesjonalna pracownia lutnicza na Podkarpaciu. 23  października odwiedziła ją grupa uczennic - skrzypaczek z Państwowej Szkoły Muzycznej I i II st. w Sanoku, pod opieką Grażyny Dziok, nauczycielki gry na skrzypcach. Pracownię prowadzą Joanna Plęs i Tomasz Linka, małżeństwo, które łączy też wspólna praca i... pasja. Pokazali dziewczynom, jak powstają instrumenty skrzypcowe, ale też, jak są zbudowane, jak je traktować, co może się z nimi dziać i jak zapobiegać uszkodzeniom.

- Jeśli będziecie grać na skrzypcach, to co jakiś czas będziecie mieć kontakt z lutnikami - mówi Tomasz Linka,- z pracowniami takimi jak nasza, bo każdy muzyk musi mieć dla swojego instrumentu takiego opiekuna, który - gdy coś się wydarzy - będzie potrafił wam pomóc.

Przekonuje, żeby nie panikować, jeśli coś się w instrumencie rozreguluje, bo specjalista potrafi pomóc.

- Czasem wystarczy tylko coś poustawiać i instrument brzmi, jak dawniej, a nieraz nawet lepiej - mówi.

Choć pracownia Joanny Plęs i Tomasza Linki mieści się w centrum miasteczka, tuż przy Rynku, z okna widać niemal pionowy stok góry i drzewa w jesiennej szacie. Brak wielkomiejskiego hałasu i ascetyczne wnętrze sprzyjają pracy, która wymaga koncentracji i skupienia.

- Jak się buduje nowe instrumenty, to nie ma znaczenia, gdzie - mówi Joanna. - Pakujemy je do samochodu i zawozimy tam, gdzie potrzeba.
Dziewczyna z Ustrzyk

Joanna Plęs pochodzi z Ustrzyk, tu mieszka cała jej rodzina.

- Od zawsze chciałam grać na instrumentach - opowiada Joanna. - A że w Ustrzykach nie było szkoły muzycznej i możliwości takiej nauki, znalazłam szkołę w Zakopanem. Zdałam tam do Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych, uczyłam się też gry na gitarze.

Studiowała w klasie lutnictwa artystycznego na Akademii Muzycznej w Poznaniu - jedynej uczelni oferującej studia magisterskie na tym kierunku w Polsce (co ciekawe, żeby się na niego  dostać, trzeba przywieźć już dwa wykonane przez siebie instrumenty). Tam poznała kolegę z roku, przyszłego męża, Tomasza Linkę, pochodzącego z Wielkopolski, absolwenta Państwowego Liceum Muzycznego w Poznaniu. Oboje w 2003 r. ukończyli studia, a pracownię w Ustrzykach prowadzą już od 16 lat. Są też członkami Związku Polskich Artystów Lutników. Joanna powróciła w rodzinne strony, a Tomasz przyjechał za nią w samo serce Bieszczadów.

 Swój zawód nazywają niezwykłą dziedziną sztuki. Obejmuje ona budowę instrumentów smyczkowych: skrzypiec, altówek, wiolonczel, kontrabasów oraz instrumentów historycznych takich jak wiole, lutnie czy gitary. Metody pracy nad instrumentami są niezmienne od stuleci. Wymagają jednak wszechstronnych umiejętności w zakresie rysunku, rzeźby, ogólnego wyczucia proporcji. Bardzo ważne jest duże doświadczenie oraz wykształcenie muzyczne, które pomaga sprostać wysokim wymaganiom muzyków. Każdy instrument jest niepowtarzalny, ponieważ lutnik stara się nadać każdemu z nich piętno swej indywidualności.
Tajemnice dźwięku

Tomasz Linka pokazuje słuchaczkom, że zaglądając przez otwór rezonansowy do wnętrza skrzypiec, można dostrzec tzw. sygnaturę, czyli karteczkę z informacją - zgodnie z tradycją, po łacinie - kto, kiedy i gdzie wykonał instrument. Wymienia najsłynniejszego lutnika wszech czasów - Antonio Stradivariego. Opracował on najdoskonalszy model skrzypiec, niedościgniony wzór, który większość jego następców stara się naśladować.

Nie wystarczy jednak wiernie kopiować starych mistrzów, aby osiągnąć taki sam efekt brzmieniowy. Na dźwięk składa się wszystko, począwszy od rodzaju i wieku drewna, którego używa się do budowy instrumentu. Im starsze, tym większa szansa na lepszy dźwięk. Musi ono schnąć w warunkach naturalnych przynajmniej przez 10 lat.

- Mamy i 30-letnie. Kiedyś robiłam instrument z drewna stuletniego. - mówi Joanna - Brzmiał niesamowicie. Zdobył nawet drugą nagrodę na konkursie międzynarodowym.

Przyspieszenie suszenia w sztucznych warunkach sprawia, że mogą się pojawić mikropęknięcia. Drewno jest wtedy niestabilne, nieodporne na zmiany wilgotności.

Na pytanie, z jakiego gatunku drewna zbudowane są skrzypce, słuchaczki nieśmiało wymieniają jawor - z niego zbudowane są spodnie płyty, boczki i główka. Wierzch zawsze powstaje ze świerku. Ta zasada stosowana jest od wieków, nawet w dawnych instrumentach, jak viola da gamba czy viola da braccio, starszych niż skrzypce.

- Tniemy drewno podobnie jak kroi się tort, odpowiednio, żeby nie poprzecinać włókien - objaśnia Joanna. - To jest cięcie promieniste. Później taka płytę sezonuje się przez 3 lata w warunkach trudnych: na zewnątrz, na wietrze i mrozie. Potem przez co najmniej 2 lata drewno przechowywane jest w warunkach pokojowych, żeby się ustabilizowało.

Teraz już wiadomo, dlaczego półki przy wejściu do pracowni założone są kawałkami drewna, które wygląda, jakby czekało na wrzucenie do kominka.

Drewno pozyskuje się zimą, gdy nie krążą w nim soki. Trudno uwierzyć, patrząc na  subtelne sylwetki obojga lutników, że sami je zdobywają i tną na mrozie.

- Można kupić gotowe, ale wtedy jest bardzo drogie, a poza tym nie mamy wówczas pewności, kiedy i jak było ścięte - tłumaczy Joanna.

Więcej w 46 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo