Reklama

W trosce o lokalną historię

Opublikowano:
Autor:

W trosce o lokalną historię - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Maria Grabowska jest rodowitą mieszkanką Długiego. Z miejscowością związana jest rodzinnie, w jej rodowodzie można znaleźć stare dłużańskie nazwiska jak Pańko, Bieleń czy Tutak. Od kilkunastu lat interesuje się dawnym i dzisiejszym życiem wsi. Angażuje się w różne inicjatywy i działa aktywnie na rzecz lokalnej społeczności.

Pani Maria po ukończeniu studiów w warszawskiej Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego pozostała na uczelni i poświęciła się pracy naukowo-badawczej związanej głównie z doświadczalnictwem przyrodniczo-rolniczym. Pracując na uczelni, opanowała w dobrym stopniu język angielski, który służył do zapoznawania się z zagraniczną literaturą naukową.

Nauczycielski trud
W 1989 roku wszystkie szkoły wprowadziły nagle język angielski. Brakowało nauczycieli, więc dyrekcja jednej ze szkół średnich poprosiła panią Marię o pomoc.

- Nie odmówiłam i tak się zaczęła moja pedagogiczna przygoda - wspomina. - Dodatkowe wykształcenie filologiczne i metodyczne uzupełniłam na Uniwersytecie Warszawskim. Język angielski stał się moim "oknem na świat," gdyż wraz z nim nastąpiło poznanie angielskiej i amerykańskiej kultury, czyli świata zewnętrznego, innego niż nasz ówczesny. Świetne metodycznie podręczniki brytyjskie dawały ogromną satysfakcję nauczycielowi i uczniowi.

Przez kilka lat uczyła w jednej szkole z rodowitym Anglikiem.

- Do dzisiaj pozostał moim najlepszym kolegą - mówi. - Nie wspominając już o korzyściach, które wynikały z codziennej konwersacji w jego ojczystym języku.

Pani Maria uczyła w warszawskich szkołach średnich i wyższych przez ponad 20 lat. Pracowała również przez 5 lat w Sanoku.
- Pracę w mieście mojej młodości traktowałam jak misję specjalną - zaznacza. - Lubiłam sanocką młodzież, była inna. Dawałam z siebie bardzo wiele, żeby wraz z językiem nauczyli się czegoś więcej, a potrzeby były ogromne. Praca z młodzieżą dawała mi ogromny zastrzyk energii.
Nie obyło się zatem bez dalszego rozszerzania swoich zainteresowań przez panią Marię. Wybór padł na historię regionu i etnografię. Od 2007 roku pracuje w sanockim skansenie jako przewodnik. Jest to dla niej wielka przygoda. Oprowadza głównie grupy zagraniczne, anglojęzyczne. Poznaje ludzi z całego świata. Opowiada im o wspaniałej, wielokulturowej i skomplikowanej przeszłości, o grupach etnicznych, których już nie ma i o tym, jak żyli ludzie w dawnych czasach.

- Tu zawsze pojawiają się prawdziwe historie, które dobrze pamiętam - mówi. - Wychowałam się w domu dziadka - kuchnia, izba, komora i stajnia. Takich domów w skansenie jest dużo, czuję się tam jak u siebie z czasów dzieciństwa. Jest moja babka, która w dzieży mięsi ciasto na chleb, jest rodzina z czwórką dzieci jedząca z jednej miski, jestem ja sama jako dziewczynka zmagająca się  z "maśniczką." Te tzw. "true stories" są bardzo autentyczne i znajdują zainteresowanie wśród słuchaczy.
Jak zaznacza pani Maria, zagraniczny turysta przyjeżdża dobrze przygotowany. Na ogół wiele wie, wiele widział, i wie, co chce tu zobaczyć.

- Bardzo lubię również kontakt z potomkami naszych dawnych emigrantów - mówi pani Maria. - Ich zainteresowanie krajem przodków jest godne podziwu. Mamy sobie zawsze wiele do powiedzenia - przy okazji sama też bardzo dużo się dowiaduję.
W realizowaniu zainteresowań pomogło jej przejście na emeryturę w 2010 roku. Przyznaje jednak, że z dużym bólem rozstała się ze studentami.

- Moi dwaj synowie, jeszcze będąc studentami Politechniki Warszawskiej, byli bardzo samodzielni i nie obciążali mnie zbytnio swoimi sprawami, a wręcz przeciwnie, do tej pory wspierają we wszystkim, co robię. Najwięcej czasu poświęciłam swojej mamie, którą opiekowałam się na starość. Dla niej wróciłam do miejscowości mojego dzieciństwa.

Jak zaznacza pani Maria, ciągłe studiowanie, zgłębianie wiedzy spowodowało pewne jej nagromadzenie i potrzebę uporządkowania. Zaczęła więc pisać artykuły - historyczne, wspomnieniowe, przyrodnicze, dotyczące różnych wydarzeń, o charakterze lokalnym.

- Jest ich już blisko trzydzieści - dodaje. - Pisanie bardzo sobie cenię, bo zmusza człowieka do przemyśleń, do analizowania, zastanawiania się, wnioskowania, i najzwyczajniej w świecie, rozwija.

Pisanie to dla pani Marii nie koniec prac i obowiązków. Prowadzi jeszcze gospodarstwo, co prawda skromne w porównaniu do tego, co było kiedyś.

- Kontynuuję dzieło dziadka, żeby się na mnie nie gniewał, że pole, tak dla niego kiedyś cenne, leży odłogiem - mówi. - Pracuję w polu, sieję, sadzę rośliny uprawne i warzywa, koszę łąkę, zbieram siano. A poza tym ogródek i sad, a w nim dwupiętrowe jabłonie szczepione przez dziadka, którym "kłaniam się w pas". Cenię sobie miejsce rodzinne, szanuję pracę moich przodków, nie chcę ich zawieść - to jest moim motorem działania.

Pani Maria bardzo lubi pracować w polu, bo tam czuje się blisko przyrody, którą uwielbia – skowronki, bażanty, pachnące głogi, dzikie róże, dzikie kwiatki, pachnąca rozkopana ziemia...

Oprócz historii Sanok dał naszej kandydatce jeszcze muzykę. Forum Pianistyczne jest dla niej corocznym wielkim świętem, do tego jeszcze spotkania akordeonowe i dawniej – gitarowe, po których, jak wspomina, ciągle jeszcze słyszy to niesamowite pianissimo. Muzyka to jej wielkie duchowe wsparcie.

Dla wspólnego dobra
Pani Maria działa również społecznie. To z kolei ma po swoim tacie, Franciszku Tutaku, który dla Długiego poświęcił wiele lat swojego życia.

- Miał ogromną potrzebę ciągłego bycia z ludźmi, a jego wrażliwość (był muzykalny), życzliwość i poświęcenie dla innych przekracza zwykłe wyobrażenie o tych cechach - wspomina.  

Pani Maria ma spory wkład w powstanie Klubu Seniora w Długiem, który założono w czerwcu 2015 roku. Jest jego przewodniczącą. Należy do niego około 50 osób w wieku 55-70 lat. Są to głównie kobiety, ale są też mężczyźni. Klub od samego początku intensywnie działa. Program spotkań, zajęć i wyjazdów jest bardzo bogaty.

- Takie wydaje się być zapotrzebowanie społeczne - mówi pani Maria. - Istnieje potrzeba urozmaicenia życia, wyjścia z domu, rozrywki. Na cotygodniowe spotkania przychodzi około 30-40 osób. Zawsze omawiamy jakiś temat z szeroko pojętych dziedzin - prezentacja jest własna lub zaproszony gość dobrowolnie i bezinteresownie opowiada nam coś na temat swojej pracy zawodowej, społecznej czy zainteresowań. Dużym powodzeniem cieszą się tematy kulinarne, zdrowotne, ogrodnicze, jak również historyczne i kulturalne. Krótka dyskusja, wymiana opinii, daje zawsze pogląd na jakiś temat, uczy, rozwija i jest to z korzyścią dla każdego - dodaje. 

Jak zaznacza pani Maria, dużą popularnością cieszą się wyjazdy, zarówno bliższe, jak i dalsze. Te bliższe dają przekonanie, że niewielkim kosztem i wysiłkiem można poznać najbliższą okolicę, sąsiednią wieś czy jakieś przeurocze miejsce krajobrazowe w okolicy.
- Takich u nas nie brakuje i trzeba je doceniać - mówi.

Dalsze wycieczki też są atrakcyjne. Na przykład ostatni wyjazd do Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie w Dzień Kobiet spowodował lawinę wrażeń i zachwytu nad możliwością posłuchania pięknej muzyki.  

Uzdolnione artystycznie koleżanki z klubu tworzą sekcję rękodzielniczą, gdzie wykonują dowolnymi technikami ozdoby i dekoracje na różne okazje.

- W okresie przedświątecznym wspólnie w klubie robiłyśmy swoje palmy z trzciny, bukszpanu, jałowca i bazi, które w Niedzielę Palmową były święcone - opowiada pani Maria.

Dużo jest też śpiewu i  muzyki.
- Chcemy przypomnieć dawne dłużańskie śpiewanie - mówi nasza kandydatka. - Głośne, energiczne, entuzjastyczne. Śpiewamy głównie stare piosenki ludowe, śpiewane kiedyś przez naszych dziadków i rodziców na weselach, chrzcinach czy zabawach.

Przy klubie powstał Kwartet Dłużański, któremu przewodzi pani Maria. Dobiera repertuar, aranżuje piosenki i gra na gitarze. Taki zespół przydaje się do urozmaicenia specjalnych spotkań, takich jak wieczór andrzejkowy, Dzień Kobiet lub Dzień Niepodległości. Kwartet występuje również co roku na Gminnym Przeglądzie Kolęd i Pastorałek w Zarszynie. W razie potrzeby pani Maria organizuje też nieduży chór, który między innymi wykonuje hymn klubu pt. "Serduszko puka" ze słowami napisanymi przez jej kolegę, Ryszarda Hędrzaka.  

- Przyznam, że w całym tym działaniu klubu widzę cele nadrzędne, którymi są: budowanie wspólnoty, budowanie zżytego ze sobą społeczeństwa, aktywnego, czuwającego nad potrzebami innych - mówi pani Maria. - Można to osiągnąć, jak sądzę, w oparciu o świadomość wspólnej historii, wspólnego dziedzictwa, które należy starać się ocalić od zapomnienia. I powinno to być zachowanie pewnych tradycji i zwyczajów, stworzenie genealogii starych dłużańskich rodów, zachowanie dawnej architektury drewnianej będącej dziełem dłużańskich cieśli. Historia może nie jest najważniejsza wobec problemów aktualnych, ale jest czymś, co nas łączy. Ludność wiejska wskutek ostatnich przemian społecznych straciła swoją tożsamość i stąd pewne poczucie nijakości - dodaje.

Innym problemem, który dostrzega pani Maria, to starzenie się wsi. Jak mówi, seniorzy dzielą się na młodszych - ciągle jeszcze energicznych i aktywnych oraz starszych - często chorych, niedołężnych i co najgorsze - samotnych. Ci ostatni nie mogą pozostać bez opieki, bez pomocy najbliższego otoczenia, sąsiadów i dalszej rodziny.
- O takiej pomocy i takiej wspólnocie trzeba w klubie też pomyśleć - zapowiada. - To są nasze szczytne ideały. Czy możliwe do zrealizowania? Sądzę, że tak. Ważne jest wypracowanie prospołecznych postaw. I to jest nasz cel.
Pani Maria jest również autorką książki "Długie dawniej..." - publikacji wydanej w grudniu 2016 roku w ramach projektu "Ocalić od zapomnienia".
- Gdy tylko mnie o to poproszono, wiedziałam, że jestem do tego przygotowana i mogę natychmiast usiąść i pisać - wspomina. - Założeniem było, że książka ma opowiadać o czasach najdawniejszych, które jeszcze mają w swej pamięci najstarsi mieszkańcy Długiego. Zdecydowałam, że będzie dotyczyć tego, co pamiętamy o swoich dziadkach, o rodzicach oraz o swoim dzieciństwie. W związku z tym opis dotyczył częściowo czasów sprzed I wojny światowej, okresu międzywojennego oraz powojennego – mniej więcej do roku 1960. Pamięć ludzka jest ulotna, niektórych faktów nie dało się ustalić - ci, którzy je znali, już nie żyją i pewnych rzeczy nigdy już się nie dowiemy.

W książce pani Maria opisała wiele miejsc wraz z ich starymi nazwami, wiele budynków, w tym również nieistniejących. A także drogi, pola, przysiółki, zagrody, kapliczki, pomnik dawnych rzemieślników, dłużańskie potrawy, dłużański język, znanych społeczników, muzykantów, zabawy, tańce, śpiew i inne.

- Śmiało mogę przyznać, że w książce wyraziłam podziw i szacunek dla ciężkiej pracy na roli naszych przodków - mówi. - Dawało to im poczucie własnej wartości, nadawało sens ich życiu i wpływało pozytywnie na wychowanie następnych pokoleń.  
Tekst uzupełnia kolekcja starej fotografii, głównie z okresu międzywojennego, gdzie można odnaleźć swojego dziadka i babkę - godnie siedzących na krzesłach przed domem. Tak powstał swego rodzaju wspólny album rodzinny, obejmujący całą wieś.
- Publikacja cieszyła się i cieszy nadal dużym powodzeniem, widocznie było na nią zapotrzebowanie. Prosi o nią bardzo wiele osób mieszkających w innych częściach kraju, mających dłużańskie korzenie. Jest bowiem taka reguła, że do rodzinnej miejscowości - kraju dzieciństwa - będzie się zawsze wracać i tęsknić. Jako autorka otrzymuję słowa podziękowania i jest to szczególnie miłe. Książka każdemu coś dała, coś przybliżyła lub uświadomiła.

Pani Maria liczy na to, że mieszkańców Długiego też bardziej zintegruje i zdadzą sobie sprawę z tego, że są dalszym ciągiem jednej historii. Taki jest świat pani Marii, który ją otacza i którym się interesuje. Czuje się w nim dobrze i ma nadzieję, że inni też.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE