Taka inicjatywa nie jest nowością w gminie Zarszyn, gdyż jeszcze przed wojną istniał w Długiem dzieciniec letni.
- Przed wojną za sanacji to się nazywała półkolonia - opowiada Kazimiera Haniak, działaczka społeczna. - Rodzice szli w pole, a dziecko miało opiekę. Zapewniony był obiad i podwieczorek. Nauczycielka uczyła dzieci śpiewu, gdyż na koniec półkolonii wystawiano przedstawienie. Towarzystwo Przyjaciół Dzieci przeznaczało pieniądze na ten cel, ale potrzebne były dodatkowe pieniądze. Tak to wyglądało już za komuny. Zachęciłam młode matki, żeby na czas działania dziecińca wpisały się do koła gospodyń wiejskich. Zrobiły to, ale nie było sprzętu czy zastawy np. talerzy. Wpadłam na pewien pomysł. Zaproponowałam imprezę i wymyśliłam kelnerki. Zrobiłyśmy elegancką zabawę, rozesłałyśmy zaproszenia i zarobiło się 5 tys. zł. To była duża kwota i miałyśmy z czego nakarmić dzieci. Posiłki przygotowywała opłacona kucharka. Wychowawczynie też dostawały wynagrodzenie. Młode nauczycielki przychodziły na praktykę do dziecińca jako osoby przygotowane. Matki nabrały chęci robić kolejne zabawy i z koła się nikt nie wypisał. Dzieciniec istniał aż do powstania Solidarności. Wtedy za marny grosz wszystko wyprzedali - kwituje.