reklama

Uliczny mortal kombat

Opublikowano:
Autor:

Uliczny mortal kombat - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościCentrum miasta Sanoka. U styku dwóch ulic, które codziennie przemierzają dziesiątki pieszych i tyle samo jedzie aut, ludzie zmuszeni są do niebywałej ostrożności, żeby nie doszło do kolizji lub bardzo poważnego wypadku.

Żeby skrócić sobie drogę od przychodni przy ulicy Lipińskiego i nie objeżdżać sporej części miasta, kierowcy decydują się jechać wąską drogą wzdłuż ulicy Kołłątaja. Ulica ta przechodzi w kolejną ulicę Wesołą, która następnie zbiega się z ulicą Konarskiego. Malutka ulica Wesoła administrowana jest przez miasto, a długa prawie na półtora kilometra ulica Konarskiego przez Starostwo Powiatowe w Sanoku. Zbieg obu dróg usytuowany jest dodatkowo tuż za budynkiem Medycznej Szkoły Policealnej. Obok  mieści się malutki parking. W tym miejscu w ciągu dnia rozgrywają się dantejskie sceny.

- Żeby nie ryzykować jazdy przez "ten" zakręt - opowiada mieszkaniec - kierując się od strony ulicy Jagiellońskiej, od razu skręcałem w lewo przed budynkiem szkoły medycznej. Wybierałem mniejsze ryzyko jazdy pod "prąd". W końcu, niestety, zapłaciłem mandat. Aż strach pomyśleć, że muszę do domu jeździć przez Konarskiego na Wesołą.

Mieszkańcy opowiadają, że aby pokonać feralny odcinek, dla bezpieczeństwa trzeba dosłownie zatrzymać samochód, wysiąść i sprawdzić, czy nic nie nadjeżdża z naprzeciwka. Widoczność dodatkowo zasłania ciemny parkan postawiony przez właściciela działki na styku obu ulic oraz niebezpiecznie zaparkowane samochody, tuż przy zakręcie lub przy budynku szkoły, mimo widocznego znaku zakazu zatrzymywania się. Ponadto przy ulicy Konarskiego brak chodnika utrudnia poruszanie się pieszym. Muszą oni korzystać z jezdni, co stwarza dodatkowe ogromne niebezpieczeństwo.

- Bardzo często korzystamy z tego odcinka drogi - relacjonuje Robert Dudek, dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowaczego, który znajduje się w sąsiedztwie niebezpiecznego zakrętu. - Jak poruszamy się busem (od strony przychodni) z naszymi podopiecznymi, kierowca zatrzymuje auto, wysiada i dokładnie się rozgląda. Gdy idziemy w grupach około dziesięciu osób, zmuszeni jesteśmy chować się za każdym razem, kiedy nadjeżdża samochód. Nie ma chodnika, więc korzystamy z jezdni albo decydujemy się na dłuższą drogę w okolicach "starego" szpitala, gdzie ruch pojazdów jest jeszcze większy. Tak czy owak za każdym razem musimy być wyjątkowo czujni.

Cały tekst przeczytasz w najnowszym wydaniu Korso Gazety Sanockiej.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo