Grupa Sanoczan zawiązała Komitet Obywatelskiej Inicjatywy Uchwałodawczej, który to wyszedł z inicjatywą uhonorowania wieloletniego dyrektora MBL w Sanoku tytułem Honorowego Mieszkańca Sanoka. Stosowne dokumenty w tej sprawie złożyli na ręce Przewodniczącego Rady Miasta. Przewodniczący jako pierwszy z entuzjazmem poparł tą inicjatywę i podpisał deklarację przystąpienia do Komitetu.
Wspólnie z grupą sanoczan reprezentującą różne środowiska doszliśmy do wniosku, że przyszedł czas, aby uhonorować Pana Jerzego Ginalskiego tytułem Honorowego Obywatela Miasta Sanoka. Założyliśmy Komitet Inicjatywy Uchwałodawczej, w skład którego weszło 16 osób. Korzystając z możliwości, jakie daje nam ustawa o samorządzie gminnym, złożyliśmy do Przewodniczącego Rady Miasta wymagane dokumenty i rozpoczęliśmy zbiórkę podpisów pod tą inicjatywą uchwałodawczą. Spotkaliśmy się z wielką przychylnością, która przekłada się na ogromne poparcie naszej inicjatywy. Zbiórka podpisów przebiega bardzo dobrze, a ciepłe słowa na temat tego pomysłu przekonują nas o właściwej decyzji Komitetu. Niewątpliwie, będzie to chwila bez precedensu, gdyż pierwszy raz uchwała zostanie podjęta z inicjatywy mieszkańców Sanoka. Jeżeli wszystko się uda, to będzie to wyjątkowa uchwała, mająca mocny mandat wśród mieszkańców - mówi członek Komitetu, Radny Miasta Sanoka Sławomir Miklicz.
Zapraszamy wszystkich Państwa do poparcia naszej inicjatywy poprzez złożenie podpisu pod projektem uchwały w Antykwariacie przy ul Mickiewicza 6. Zbiórka podpisów potrwa do 19 marca br.
Jerzy Ginalski
Jako absolwent kierunku archeologia na Uniwersytecie Jagiellońskim od samego początku był związany z zabytkami. Pierwsze kroki w pracy zawodowej stawiał w stanie wojennym. Na początku pracował w urzędzie wojewódzkim w wydziale kultury i sztuki, gdzie zajmował się muzealnictwem i kontaktami z muzeami na terenie województwa krośnieńskiego. Następnie działał w Państwowej Służbie Ochrony Zabytków w Krośnie jako konserwator zabytków archeologicznych. W 1996 roku rozpoczął prace wykopaliskowe na grodzisku "Horodyszcze" w Trepczy. - Gdy zaczynałem badania, nie przypuszczałem, że będę kiedyś pracował w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku - wspomina. - Do Trepczy ściągnęło mnie to, że poszukiwacze skarbów natrafili tam na niezwykle cenne znaleziska. Badania prowadziłem przez kilka lat. Śmiało mogę powiedzieć, że stanowisko to uznane zostało w tamtym okresie za jedno z większych odkryć archeologicznych w Polsce. Tutaj bowiem udało mi się odkryć najstarszy, wczesnośredniowieczny Sanok, wymieniony po raz pierwszy w źródłach w roku 1150.
W czasie, gdy przewodził badaniom w Trepczy, pojawiła się możliwość podjęcia pracy w MBL w Sanoku.
- To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, dlatego że znałem renomę i osiągnięcia tej instytucji - mówi. - Byłem pełen obaw, czy podołam i tak wzorowo prowadzonego gospodarstwa nie zmarnuję.
Zaryzykował i w 1999 roku został dyrektorem MBL. W czasie swojej wieloletniej pracy przeprowadził badania archeologiczne na terenie Dołów Jasielsko-Sanockich i Beskidu Niskiego, rozbudował zaplecze dla turystów na przedpolu parku etnograficznego w Sanoku, zrealizował zabezpieczenia przeciwpożarowe w Skansenie, dzięki niemu przeprowadzono program kompleksowej konserwacji pięciu obiektów sakralnych w parku etnograficznym, wciąż organizuje liczne imprezy kulturalne. Opublikował około 50 publikacji naukowych z zakresu archeologii, muzealnictwa i ochrony zabytków. Otrzymał m.in. Złoty Krzyż Zasługi, medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis, wyróżnienie Honorowy Wolontariusz, Odznakę "Przyjaciel Dziecka", statuetkę "Za szczególną aktywność w rozwoju turystyki i jej promocji". Uczestniczy w ogólnopolskich i regionalnych sesjach naukowych, sympozjach oraz organizuje konferencje naukowe. Przynależy do Związku Muzeów na Wolnym Powietrzu w Polsce, Związku Muzeów Małopolskich, Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich, Stowarzyszenia Muzealników Polskich oraz Polskiego Związku Wędkarskiego.
Pomysłów nigdy za wiele
Jak przyznaje Jerzy Ginalski, pełnienie funkcji dyrektora tak wyjątkowej instytucji nie należy do najłatwiejszych. Jednak po kilkunastu latach pracy na tym stanowisku, decyzja o podjęciu się tego wyzwania wydaje się ze wszech miar trafna i potrzebna.
W ciągu minionych lat Skansen zmienił się nie do poznania. Sporo rzeczy udało się zrobić, ale kilka jeszcze czeka na realizację. Muzeum wciąż się rozwija. Trudne zadanie umocnienia jego pozycji i renomy, którego podjął się dyrektor Ginalski, zostało wykonane dzięki jego poświęceniu i charyzmie. Co ważniejsze, osiągnięto o wiele więcej niż się spodziewano.
- Zawsze powtarzałem, że miałem niesamowite szczęście - mówi. - Poprzedni dyrektorzy muzeum Aleksander Rybicki i prof. Jerzy Czajkowski mieli bardzo wiele wspaniałych pomysłów. Wystarczyło więc, że zacząłem je realizować, oczywiście dokładając coś od siebie - uśmiecha się.
Gdy dyrektor Ginalski rozpoczynał swoją pracę w muzeum, znajdowało się tam pięć sektorów: bojkowski i łemkowski oraz wschodnio-pogórzański, zachodnio-pogórzański i doliniański. W tej chwili jest ich już prawie dziewięć. Pojawiły się bowiem sektory: małomiasteczkowy, dworski, naftowy, w trakcie tworzenia jest pasterski i archeologiczny, a w przyszłości powstanie może i dziesiąty - leśny.
Dla dyrektora Ginalskiego największym wyzwaniem był Rynek Galicyjski, który udało się zrealizować dzięki środkom unijnym.
- To był przysłowiowy strzał w dziesiątkę - mówi. - W pierwszym roku funkcjonowania po raz pierwszy w historii przekroczyliśmy 100 tysięcy zwiedzających. W 2014 roku nasze Muzeum wyróżniono podwójnym laureatem ogólnopolskiego konkursu "Polska Pięknieje 7 Cudów Funduszy Europejskich" – Galicyjski Rynek został zarówno doceniony przez Kapitułę Konkursu zajmując 1. miejsce w kategorii obiekt turystyczny, jak i przez turystów dzięki którym zdobył Główną Nagrodę Internautów, którzy wybrali go spośród blisko 300 projektów!
Do tego doszedł okazały dwór oraz sektor pasterski, którego zrąb stworzył prof. Roman Reinfuss, znawca sztuki ludowej i etnografii Karpat. Obecnie odtwarzane jest stado. W Skansenie zamieszkało już kilkanaście owiec. Za owcami górskimi odmiany barwnej dyrektor Ginalski jeździł aż do Wielkopolski, do Muzeum Narodowego Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie. Do tego dochodzą kozy karpackie pozyskane z Zakładu Doświadczalnego Instytutu Zootechniki w Odrzechowej.
- Nasz Skansen to chyba najbardziej odpowiednie miejsce do prezentacji takich zwierząt - mówi dyrektor. - Tym bardziej, że te zapomniane już dzisiaj rasy były niegdyś bardzo charakterystyczne dla obszarów karpackich. Mamy już przychówek, i powstały pierwsze obiekty na śródleśnej polanie.
Z kolei sektor archeologiczny powstaje na końcu wschodniej części parku, gdzie znajdowały się stanowiska archeologiczne. To miejsce jest szczególnie bliskie dyrektorowi Ginalskiemu ze względu na jego archeologiczne zainteresowania. - To są bardzo cenne stanowiska - osada z okresu celtyckiego z przełomu III i II wieku p.n.e. i osady słowiańskiej z XI i XIII stulecia - mówi. - Ten sektor tworzymy doświadczalnie, wykorzystując kopie narzędzi odkrytych wcześniej na wykopaliskach. Wszystko obrabiamy i wykonujemy ręcznie. Mamy już dwie ziemianki.
W Skansenie została ukończona replika synagogi z Połańca. - Ona również wyróżnia Sanok, gdyż takiej drewnianej bożnicy nie ma w żadnym innym polskim muzeum na wolnym powietrzu - mówi dyrektor. - O tej świątyni mówiło się do tej pory w kategorii science-fiction, gdyż przed powstaniem Galicyjskiego Rynku brakowało odpowiedniego krajobrazu kulturowego.
Wszystko zaczęło się od międzynarodowych warsztatów ciesielskich, w czasie których odtwarzano więźbę dachową i sklepienie synagogi z Gwoźdźca koło Kołomyi. - Pomyślałem sobie, dlaczego u nas nie miałaby powstać cała synagoga i dopełnić tym samym obrazu karpackiej wielokulturowości? - wspomina. - Mamy przecież dwie chałupy żydowskie w naszym miasteczku oraz bogaty zbiór judaików. Zaczęliśmy szukać więc odpowiednich dokumentów, aż natrafiliśmy na kompletną, przedwojenną dokumentację synagogi z Połańca.
Dodatkowy nowy element, o którym warto wspomnieć i który pojawił się na obrzeżach Galicyjskiego Rynku to akcent romski - niewielka zagroda z Kopytowej.
W planach dyrektora znajduje się również sektor leśny. Marzy, aby w Skansenie powstała stara leśniczówka z prawdziwego zdarzenia wraz z kancelarią leśniczego. - Chciałbym zasygnalizować wypał węgla drzewnego - mówi. - Kto będzie wiedział za kilka czy kilkanaście lat o retortach? One w tej chwili już znikają z bieszczadzkiego krajobrazu. Jest jeszcze jeden element z tym związany, a mianowicie wąskotorowa kolejka leśna. Gdyby tak odtworzyć choćby kilkadziesiąt metrów nasypu z torowiskiem i ustawić parę wagoników załadowanych drewnem...
Z sercem do pracy
Każdy dzień rozpoczyna podobnie. Po porannej pracy w biurze, między 10 a 11 odwiedza Skansen i robi wraz z kierownikiem technicznym obchód. Bez przerwy znajduje coś do poprawienia. - Nie ma stagnacji i raczej nie będzie. Musimy coś nowego cały czas tworzyć, bo turysta jest coraz bardziej wymagający.
Jak przyznaje, podejmując się pracy w Muzeum Budownictwa Ludowego, nie spodziewał się, że to miejsce będzie ciągle w budowie i remoncie. Nic w tym dziwnego, Skansen skupia obecnie około 180 obiektów mniejszej lub większej architektury.
- W zasadzie jak kończy się remont jednego czy dwóch obiektów, zaczyna się kolejnych - mówi. - Musimy zachować odpowiednie proporcje – z jednej strony staramy się tworzyć coś nowego, z drugiej zaś musimy też dbać o to, co zostało wcześniej zgromadzone.
Mimo wszystko dyrektor Ginalski nigdy z nikim nie zamieniłby się, bo lubi zmiany. A w Skansenie ciągle one następują. Największą satysfakcję sprawia mu praca z ludźmi zatrudnionymi w placówce.
- W zasadzie mamy tak skompletowaną załogę, że potrafimy zrobić wszystko: od zadokumentowania obiektu, po jego zakonserwowanie, rozebranie, przeniesienie, zestawienie w Skansenie i opracowanie naukowe - zapewnia dyrektor. - U nas trudno czasem rozgraniczyć role cieśli i pracownika merytorycznego, ponieważ jeden i drugi wykonuje bardzo pożyteczną, specjalistyczną pracę. Gdyby nie ta załoga, to byłoby bardzo trudno związać przysłowiowy koniec z końcem. Wiem, że w niektórych muzeach nie ma takich brygad remontowych i konserwatorskich jak u nas. Po prawej stronie Sanu wykonujemy wszelkie prace budowlano-remontowe związane bezpośrednio z obiektami architektonicznymi, tutaj natomiast – prace konserwatorskie przy zabytkach ruchomych. Mamy ponad 30 tysięcy eksponatów. Posiadamy drugą po Muzeum Historycznym kolekcję ikon, około 400, z czego ponad 200 zostało pięknie wyeksponowanych na wystawie w Skansenie. Na uwagę zasługują również bogate kolekcje judaików, zegarów, malarstwa, wyrobów miedzianych, ceramiki, kilimów, oleodruków oraz innych przedmiotów. Utrzymanie tego wszystkiego w należytym stanie kosztuje naprawdę dużo pracy.
Wolna chwila
Jerzy Ginalski mimo całkowitego poświęcenia dla muzeum nie zapomniał całkiem o swojej pierwszej pasji - archeologii. - Od czasu do czasu targają mną wyrzuty sumienia - mówi. - Ktoś powiedział, że archeologia bardziej niż kobieta przywiązuje człowieka aż do śmierci. W wolnych chwilach wracam do wyuczonej profesji i czasami udaje mi się nawet opublikować coś z zakresu moich wcześniejszych badań na trepczańskim grodzisku. Ciągle mam nadzieję, że uda mi się kiedyś wrócić na tę "moją górę", która skrywa z pewnością jeszcze niejedną tajemnicę. Póki co patrzę tylko na nią każdego dnia, bo los sprawił, że zamieszkałem w jej pobliżu.