W turnieju wystąpiło 6 drużyn podzielonych na dwie grupy. Na stadionie w Zagórzu rywalizowali Osława, Czaszyn i Łukowe, a w Porażu Juventus, Tarnawa i zespół Gminy Zagórz. W fazie grupowej czas gry wynosił 2 x 20 minut ze zmianami hokejowymi, natomiast w finale rozegranym w Porażu 2 x 30 minut z limitem sześciu zmian. W zespołach mogli wystąpić zarejestrowani zawodnicy bądź grający na co dzień w innych klubach, ale pochodzący z danej miejscowości. Dlatego m.in. Zagórz mogli wspomóc Jakub Czura (Grabowianka) i Igor Hydzik (Stal Sanok), a Łukowe Piotr Laskowski (Cosmos) i Dawid Gąsior (Stal).
Obaj finaliści łatwo w grupie nie mieli, choć wyniki Juventusu tego nie pokazują.
Z Tarnawą gospodarz turnieju zwyciężył 4:0, ale doszło do niepotrzebnych przepychanek. Nerwy puściły piłkarzom obu drużyn i w ruch poszły pięści. Posypały się czerwone kartki. Pomijając to, że do takich sytuacji nie powinno dochodzić w ogóle, dziwne jest, że – bądź co bądź – towarzyski Puchar wzbudził tyle negatywnych emocji. Większość zawodników podeszła do turnieju na luzie.
Drugiego rywala, zespół Gminy Zagórz, Juventus pokonał wyraźnie, ale w męczarniach.
– Wyszliśmy na ten mecz jacyś ospali – mówi Piotr Kowalski, grający trener Poraża. – Zadowoliliśmy się skromnym prowadzeniem i myśleliśmy, że truchcikiem dowieziemy wynik do końca. Tymczasem urwał nam się "Czuczu" i doprowadził do wyrównania. Mieliśmy problem, żeby odzyskać prowadzenie. Udało się dopiero w końcówce po dwóch błędach w obronie rywala.
Mecze Osławy kosztowały Piotra Stawiarskiego, jej trenera, sporo nerwów. Najpierw prowadząc grę z Czaszynem, jego zespół dał wbić sobie gola w dość głupi sposób. Udało się wyrównać, ale to już na początku skomplikowało sytuację w kontekście drogi do finału.
Wysoko poprzeczkę zawiesiło Łukowe. Przy odrobinie szczęścia mogło wygrać. Arkadiusza Mindura, bramkarza Osławy, dwa razy uratował słupek, świetnie uprzedził też wychodzącego z nim sam na sam Laskowskiego. Wyglądało na to, że zespoły podzielą się punktami. W tym wypadku Łukowe mogło jeszcze powalczyć z Czaszynem, dla Osławy drugi remis praktycznie zamykał wrota do finału. Rzutem na taśmę wyrównującą bramkę zdobył wchodzący z ławki rezerwowych Rafał Fal. Wydawało się, że dośrodkowanie Czury z rzutu rożnego jest za głębokie. Jednak nikt z obrońców nie przeciął lotu piłki, a dopadł do niej Fal i wpakował głową w okienko z dwóch metrów.
To nie oznaczało, że Zagórz już był pewien swego. Jeżeli Czaszyn ograłby Gabry większą różnicą bramek, to zespół Andrzeja Łukowskiego zameldowałby się w finale. Każdy inny wynik promował Osławę. Łukowe zagrało honorowo i nie podłożyło się rywalowi. Bramkarz Czaszyna wyczyniał cuda w bramce, wyciągając piłki zmierzające w okienko, ale skapitulował po wyjściu sam na sam z Laskowskim. Zawodnicy Gabrów mieli więcej sytuacji, ale niemiłosiernie pudłowali. Tymczasem Czaszyn wyrównał. Jednak jedna bramka to było wszystko, na co było go stać w tym meczu. Mimo że Łukowe zmarnowało m.in. sytuację, w której zawodnik nie trafił do pustej bramki z dosłownie 2-3 metrów, w końcu odzyskało prowadzenie. Dzięki temu Osława awansowała do finału.
Więcej w 28 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka