Dla niewtajemniczonych wypada przypomnieć, że pochodzi z III aktu sztuki Hamlet książę Dani autorstwa Wiliama Szekspira. Tytułowy Hamlet przeżywa rozterki duchowe i staje przed zasadniczymi wyborami na swej życiowej drodze. Pozwolę sobie hamletowski dylemat moralny „ Być albo nie być przenieść do realiów występujących na krajowym rynku pracy.
Przeanalizuję to na przykładzie młodych ludzi co roku kończących szkoły i wyższe uczelnie, którzy w zetknięciu z rynkiem pracy muszą rozwiązać, wspomniany dylemat oraz odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytania: Czy być uczciwym i solidnym pracownikiem i tego samego oczekiwać od pracodawcy, czy też nie być uczciwym? Czy w tym drugim wyborze wystąpić w roli cichego kombinatora, poszukującego lekkiej pracy z dużą wypłatą. No i jeszcze dokonać szybkiej oceny, która z tych postaw życiowych może opłacić młodemu człowiekowi.
Biorąc pod uwagę zróżnicowane zachowania pracodawców w stosunku do pracowników, udzielenie odpowiedzi na tak postawione pytania nie jest takie łatwe i jednoznaczne. Osobiście preferuję pożądaną społecznie postawę i kieruję do młodych ludzi gorący apel: Zapamiętajcie: tylko uczciwa praca się opłaca, bo tylko taka postawa może być źródłem osobistych sukcesów jednostki i dobrobytu społeczeństwa. Takie zasady wpajano mi, kiedy byłem młody i z uporem do dzisiaj je powtarzam, bo w moim życiu taka postawa się sprawdziła. Nie ukrywam, że chwilami przy różnych życiowych turbulencjach miewałem wątpliwości czy wybrałem dobrą drogę. Moje rozterki w tej sprawie przedstawia fraszka: Z nadmiaru uczciwości czasami się pości.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której podchodzi uczciwie i solidnie do wykonywanej pracy, a trafia na pracodawcę o nieuczciwym podejściu do pracownika. Jaką więc postawę winien przyjąć młody, uczciwy człowiek wobec pracodawcy, który jest pospolitym cwaniakiem chcącym go wykorzystać? Znane są powszechnie przypadki zatrudniania młodych ludzi bez umowy, lub na tzw. umowy śmieciowe, czy wymuszenia pod groźbą zwolnienia, pracy poza ustalony prawnie limit 8 godzin. Albo nieterminowe regulowanie wynagrodzenia, niepłacenie za godziny nadliczbowe, poniżanie pracowników itp.
Tę listę nagannych zachowań pracodawców w stosunku młodych pracowników można jeszcze poszerzyć. Nie daje to jednak odpowiedzi na pytanie, co w takiej sytuacji ma robić młody pracownik? Czy ma przyjąć postawę baranka do strzyżenia lub chłopa pańszczyźnianego na folwarku? Czy też ostro się postawić takiemu pracodawcy i zacząć się z nim naciągać po sądach? Albo nie podejmować pracy u takiego pracodawcy. To ostanie rozwiązanie wydaje się optymalne pod jednym warunkiem, że nie ma bezrobocia i pracownik może sobie wybierać miejsce pracy. A jeżeli miejsc pracy brakuje? Jak widać, nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi.
W przypadku nieuczciwego pracodawcy i takiegoż pracownika historie ich wzajemnych sporów możemy rozstrzygnąć milczeniem. Jak mówiła moja babcia, „trafiła kosa na kamień”, „swój na swego” – niech sobie pourywają łby.
Czytelnik może w tym miejscu postawić mi zarzut: pastwisz się Pan nad nagannym zachowaniami pracodawców, a czy młodzi kandydaci na pracowników zawsze są w porządku? Według mojej oceny każdy młody, trzeźwo myślący człowiek, wstępujący na rynek pracy powinien dokonać realnej oceny swoich możliwości, umiejętności oraz przydatności dla przyszłego pracodawcy. Piszę świadomie „trzeźwo myślących” , bo spotyka się dzisiaj dużą grupę młodych ludzi, którzy jednak są wolni od tego typu wątpliwości przemyśleń na temat swojej przydatności zawodowej. Wiem z autopsji, że nie rzadko pojawiają się absolwenci, którzy przychodzą na rozmowę kwalifikacyjną i nie pytają o zakres swoich obowiązków, tylko ile dostaną na „na rękę”? Na pytanie, a ile by Pan/ Pani oczekiwał/a, bez żenady rzucają kwotę, na jaką nauczyciel dyplomowany musi czekać dwadzieścia lat.
Można zrozumieć przyszłego pracownika, jeżeli przedmiotem wykonywanej pracy byłoby np. zamiatanie placu, kopanie rowów lub inne proste czynności manualne. Ale co powiedzieć, kiedy taką postawę prezentują kandydaci na stanowiska wymagające określonych predyspozycji i umiejętności, jak np. dziennikarza? Czy załamać ręce i narzekać na młodzież, czy próbować diagnozować, skąd biorą się takie postawy. Kilkadziesiąt lat temu rozwiązania tego problemu szukał znany autor Myśli nieuczesanych Stanisław Jerzy Lec, komentując to zjawisko lapidarnym aforyzmem: „Ojcowie Termopile, synowie za ile?” Przewidział dzisiejszą komercjalizację wszystkiego, co tylko jest możliwe.
Spróbujmy jednak odpowiedzieć na pytanie, czy za te zachowania winni tylko młodzi ludzie, czy też deprawujący ich życiowe postawy system, w którym się wychowują. System, w którym brakuje spójności pomiędzy tym, co się głosi, a tym, co się robi; poczynając od moralizującego Kościoła, szkołę, media i dom rodzinny. Jakie ideały ma mieć młody człowiek, kiedy ogląda w transmisji telewizyjnej z Sejmu RP pożegnanie brawami na stojąco, odchodzącego w niesławie marszałka. Oficjalnie na własna prośbę, kiedy wszyscy wiedzą, przyczyna odejścia jest nepotyzmu i nadużycia zajmowanego stanowiska do prywatnych celów. Ponoć prawa nie złamał, ale wszyscy widzieli, że „król jest nagi”. Przecież to jest moralna destrukcja prowadzona na najwyższych szczeblach władzy państwowej. Proces ten sięga dzisiaj bardzo głęboko, ale trzeba żyć nadzieją, że to da się zmienić.
Nie zamierzam tworzyć jakiegoś nowego traktatu o Naprawie Rzeczypospolitej, nie miej chciałbym podsumować te rozważania apelem do młodych ludzi wchodzących na rynek pracy słowami znanego polskiego publicysty, dziennikarza, polityka oraz działacza społecznego Władysława Bartoszewskiego: „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto. Warto być przyzwoitym” .
Andrzej Maciaś