Niejednokrotnie słyszymy od barmanów, że podawanie trunków, to nie jest ich główne zajęcie.
Trzeba wyczuć klienta, w jaki sposób z nim rozmawiać, na bieżąco ocenić nastrój i "wejść" płynnie w nastrój. Gdy się opanuje tą , wbrew pozorom niełatwą sztukę dopiero wtedy możemy nazywać się barmanem - opowiada Łukasz, barman z wieloletnim stażem. Nie raz zdarza mi się rozmawiać z ludźmi i ratować ich z opresji, złego samopoczucia lub zawodu miłosnego. Muszę się pochwalić, że mam na swoim koncie przypadek, gdzie wyczułem, że klient rozmawia ze mną jakby robił rachunek sumienia i żegnał się z tym światem. Umiejętnie , bardzo delikatnie doprowadziłem do tego , że się otworzył i "wyrzucił pół swojego życia na bar". Jak zbierał się do domu, zadzwonił po swoją żonę i przyszła po niego. Na drugi dzień to ona mnie odwiedziła w barze. Moje zdziwienie było ogromne. Podeszła i powiedziała "Dziękuję" , pytając za co? odpowiedziała, że rano dostała maila na skrzynkę służbową, z pożegnaniem od swojego męża. Drżącym głosem powtórzyła - On żyje dzięki Tobie człowieku! Co mogę dodać? Po prostu kocham ten zawód!
Doceniajcie barmanów i traktujcie ich z szacunkiem! Nie rzucajcie pieniędzmi przez bar, nie marudźcie - a odpłacą Wam się w dwójnasób!
Wszystkiego co najlepsze zatem dla wszystkich barmanów sanockich i nie tylko - życzymy wiele cierpliwości i samych pogodnych klientów!
Redkacja Korso sanockie