reklama
reklama

Smutne chwile pożegnań. Jerzy Ginalski od nowego roku przestaje być dyrektorem Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Z dniem 3 stycznia 2023 roku JERZY GINALSKI przestanie być dyrektorem Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Mimo uchwał samorządów miejskiego, powiatowego i gminnego o przedłużenie jego kadencji, próśb i apeli Rady Muzealnej oraz załogi MBL, kierowanych do Marszałka Województwa, Zarząd Województwa podtrzymał swoją decyzję odnośnie do rozwiązania z nim stosunku pracy. Nie przedłużył dyrektorowi kontraktu, choć ten zadeklarował chęć dalszej pracy. To, w co nikt nie wierzył, stało się faktem!
reklama

Marian Struś: Szczerze, liczył Pan na przedłużenie kontraktu, prawda?

Jerzy Ginalski: Początkowo liczyłem na to, biorąc z jednej strony pod uwagę doskonałą kondycję Muzeum, z drugiej zaś tak bezprecedensowe poparcie wszystkich miejscowych samorządów oraz całej skansenowskiej załogi. Ale z czasem przestałem się łudzić – zaszły bowiem pewne, nie do końca merytoryczne okoliczności, o których w tym momencie nie chciałbym mówić. Kiedyś, gdy opadnie już pył bitewny, może to wszystko opiszę.

MS: Dziś wszyscy zadają sobie pytanie: dlaczego został Pan tak potraktowany? Zwłaszcza, że kilku innym dyrektorom, kierujących placówkami muzealnymi, mimo osiągnięcia przez nich wieku emerytalnego, przedłużono kontrakty o trzy, a nawet o pięć lat…

JG: I to chyba najlepszy dowód, że nawet w kulturze są równi i równiejsi. Gdyby w stosunku do wszystkich dyrektorów wojewódzkich placówek kultury zastosowano podobne kryteria oceny i związane z tym postępowanie, na pewno rozczarowanie byłoby mniejsze.

MS: Rozsądek podpowiada, że każdy zwierzchnik, mając taką placówkę, tak świetnie zarządzaną, dynamicznie się rozwijającą, obsypywaną zaszczytnymi nagrodami, powinien być szczęśliwy, że ma kogoś, kto nią tak kieruje…

JG: To pytanie należałoby skierować do moich przełożonych, którzy jak widać nie całkiem podzielają pańskie zdanie. Ja też chętnie usłyszałbym ich argumenty odnośnie do mojego sposobu zarządzania tym rozległym skansenowskim gospodarstwem. Może widzieliby to inaczej, a może obrałem zły kurs? W kwestii zarządzania nasuwa mi się jeszcze jedna istotna uwaga. Skansen w Sanoku jest chyba jedyną podkarpacką placówką muzealną, która od 8 lat nie ma zastępcy dyrektora. Kandydatury proponowane przeze mnie na to stanowisko nie znalazły niestety uznania w Urzędzie Marszałkowskim. Może więc tutaj tkwi jedna z przyczyn takiego, a nie innego potraktowania mojej osoby.  

MS: Powiedzmy to otwarcie – wszystkiemu winna polityka! W bastionie PiS dyrektor prestiżowego muzeum, który nie tylko nie należy do PiS, ale ośmiela się dawać do zrozumienia, że mu z nim nie po drodze, to wystarczający argument, żeby się go pozbyć. Osiągnięcie wieku emerytalnego stało się wyborną ku temu okazją.

JG: Z agresywną polityką w kulturze nigdy się nie mogłem pogodzić – politycy powinni kulturę wspierać, a nie próbować ją kształtować na własna modłę. Nie należę do PiS ani do żadnej innej partii, jedyną organizacją, której jestem wierny i to od lat młodzieńczych, jest Polski Związek Wędkarski! A swoich sympatii politycznych nigdy nie ukrywałem ani też zbytnio ich nie manifestowałem. Współpracowałem z politykami i samorządowcami różnych opcji mając zawsze na względzie dobro Muzeum. I o ile współpraca ta na terenie Sanoka układała się nad wyraz pomyślnie, niejednokrotnie nawet wzorowo, to nie mogę tego powiedzieć o stolicy naszego województwa.

MS: Poza tym, nie mogli Panu nie pamiętać, że za rządów Platformy Obywatelskiej, trzymał się jej Pan blisko. Był czas, że zdjęcia z Ministrem Kultury Bogdanem Zdrojewskim i politykami z jego kręgu nie schodziły z pierwszych stron gazet…

JG: To był czas realizacji naszego flagowego projektu pn. Galicyjski Rynek, na który sanocki skansen czekał od pół wieku. Gdyby nie wsparcie ówczesnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz związanych z nim parlamentarzystów, to w miejscu tej inwestycji nadal znajdowała by się podmokła łąka. Zanim jednak do budowy rynku doszło, należało pokonać szereg przeszkód i to nie tylko natury formalnej. Inwestycja ta powstałaby znacznie wcześniej, ale brak niestety dobrego klimatu wśród ówczesnych wojewódzkich decydentów wokół tego projektu, opóźnił jego realizację. Ale w niczym to nie przeszkadzało, aby na barwnym i hucznym otwarciu Galicyjskiego Rynku, przysłowiową pierś wypinali wszyscy. 

MS: Kończąc wątek polityczny, przyzna Pan, że pupilem obecnej władzy nigdy Pan nie był…

JG: To, że pupilem obecnej władzy nie jestem i nigdy nie byłem, wcale aż tak bardzo mi nie przeszkadzało. Na mojej ponad 20-letniej muzealnej drodze sporo było niebezpiecznych zakrętów i różnic poglądów i to niejednokrotnie w kwestiach zasadniczych, które skończyć się mogły nawet moim wcześniejszym odwołaniem. Ale „zapach prochu” w takich trudnych sytuacjach jeszcze bardziej mobilizował mnie do działania i trwania przy własnym zdaniu. Mogę śmiało powiedzieć, że z perspektywy tych wielu lat mojego dyrektorowania w zasadzie niczego nie żałuję.

MS: Żegnając się dziś ze „swoim Muzeum” może Pan z dumą przywołać słowa Pawła apostoła do Tymoteusza: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem…”  To były naprawdę 23 tłuste lata MBL. Rynek Galicyjski, dwór szlachecki ze Święcan, synagoga z Połańca, to prawdziwe perełki, które uczyniły sanocki skansen rozpoznawalnym w Europie. Która z nich jest najbliższa Pana sercu?

JG: Bieg ukończyłem, ale całkowita zadyszka mnie jeszcze nie dopadła… 

Było trochę tych „perełek”, ale zdecydowanie najbardziej jestem dumny z tej najokazalszej, czyli sektora miejskiego, który był niespełnionym marzeniem moich wielkich poprzedników – twórcy skansenu Aleksandra Rybickiego i jego długoletniego następcy profesora Jerzego Czajkowskiego. Realizacja ta znacząco wpłynęła niemalże na każdą sferę naszej działalności przynosząc wymierne korzyści merytoryczne, frekwencyjne no i oczywiście finansowe. 

Gdy startowałem do tego muzealnego biegu w roku 1999, Park Etnograficzny liczył pięć sektorów: bojkowski, łemkowski, doliniański oraz wschodnio- i zachodniopogórzański. Na mecie w roku 2022 sanocki skansen podwoił swój stan posiadania – powstało 5 nowych sektorów: naftowy, miejski, dworski, pasterski oraz archeologiczny. I już myślałem, że to będzie wszystko, ale od pewnego czasu marzy mi się kolejny – leśny. Nie zdążę go już zrealizować, ale mam nadzieję, że zasiane ziarno zdążyło zakiełkować i może kiedyś wyda owoce. 

MS: Pozwoli Pan, że przywołam ostatnie wielkie dzieło, będące wspaniałym prezentem dla polskiej kultury. Mowa, oczywiście, o perfekcyjnie zrekonstruowanej XVIII-wiecznej synagodze z Połańca. Miałem przyjemność uczestniczyć w jej otwarciu. Czy mógłby Pan wytłumaczyć wyjątkowo skąpy udział władz w tym wydarzeniu? Co takiego dostrzeżono w synagodze, że postanowiono zbojkotować tę uroczystość i to także medialnie? Przepraszam za użycie określenia „bojkot”, ale tak właśnie to wyglądało. Wszak przecięcia wstęgi towarzyszące otwarciu kilkukilometrowego odcinka drogi przyciągają całe tłumy parlamentarzystów i samorządowców.

JG: Prawdę mówiąc nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. Mocno mnie to zabolało, tym bardziej, że realizacja ta była od początku do końca moim pomysłem. Pieczołowitą rekonstrukcję drewnianej synagogi, na podstawie przedwojennej dokumentacji, prowadziliśmy własnymi skansenowskimi siłami aż przez 7 lat! W jej efekcie powstał wspaniały, w pełni wyposażony obiekt, jakiego nie znajdziemy w żadnym europejskim muzeum na wolnym powietrzu. Uroczyste otwarcie bożnicy uświetniła ogólnopolska skansenowska konferencja naukowa oraz 1000-stronicowa publikacja. Pomijając nader skromny udział władz wszystkich szczebli w tymże otwarciu, zabrakło tu także medialnego przekazu i to zarówno telewizyjnego jak i prasowego, który został ograniczony w zasadzie tylko do Sanoka. Nie było relacji chociażby w TVP3 Rzeszów, nawet wojewódzka gazeta „Nowiny” nie odnotowała niecodziennego bądź co bądź wydarzenia. Więc może rzeczywiście było to jakieś planowe działanie. Trudno to zrozumieć, mówimy przecież o konkretnym przykładzie działania na rzecz poprawy niełatwych relacji polsko-żydowskich. Znacznie większe zainteresowanie tym wyjątkowym obiektem – co mnie niezwykle podbudowało – odnotowano poza Podkarpaciem, a nawet za granicą – gratulacje dotarły do nas nawet z Australii. Tuż po udostępnieniu synagogi przyjechała do skansenu ekipa filmowa z Izraela, z czołówką tamtejszych aktorów, aby przez prawie dwa miesiące kręcić film w tej szczególnej scenerii. Realizacja nasza została również dostrzeżona w USA. Według Eliyahu Josefa Parypy, który prowadzi polskojęzyczny kanał na You Tube: „Tajemniczy Świat Żydów”, jest to „chyba najlepiej odrestaurowana synagoga w Polsce, jedna z najładniejszych i najbardziej autentycznych”. Twierdzi on także, iż takie projekty trzeba wspierać, a gdy kiedyś odwiedzi Polskę, to Sanok i synagoga będzie jednym z pierwszych miejsc, jakie chciałby zobaczyć, „a nie wymyślony judaizm rodem z muzeum Polin”. Wzniesiona nad Sanem synagoga budzi ogromne zainteresowanie zwiedzających, co najdobitniej potwierdza zasadność realizacji tego ze wszech miar wyjątkowego dzieła, ważnego – tu zaryzykuję: może nawet w skali całego kraju – żywego znaku pamięci o wielokulturowej Rzeczypospolitej.

MS: Realizując wizje swoich poprzedników i wzbogacając je o własne, tchnął Pan życie w sanocki skansen. Za Pana rządów stał się on jednym z najpiękniejszych i najzacniejszych muzeów w kraju. W dowód uznania uhonorowane ono zostało wieloma prestiżowymi nagrodami m. in. „Sybilla 2011” – Wydarzenie Muzealne Roku, nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za skuteczne wykorzystywanie środków unijnych (2013), nagroda „Polska pięknieje” – 7 Cudów Funduszy Europejskich (2016), certyfikat Polskiej Organizacji Turystycznej i tytuł „Najlepszy produkt turystyczny 2019 roku w Polsce”, „Ambasador Wschodu” (2019) – to tylko te największe zaszczyty. Który z nich sprawił Panu największą satysfakcję?

JG: Wszystkie wyróżnienia i nagrody, którymi zostaliśmy docenieni, są bardzo ważne. Z tych wymienionych chyba najbardziej cenię sobie „Wydarzenie Muzealne Roku” oraz podwójne laury osiągnięte w ramach ogólnopolskiego konkursu „Polska Pięknieje – 7 Cudów Funduszy Europejskich” za realizację projektu „Galicyjski Rynek”. Pierwsze miejsce w kategorii „Obiekt turystyczny” przyznane tu zostało zarówno przez Kapitułę Konkursu, jak i przez turystów, dzięki którym nasza pionierska realizacja zdobyła też Główną Nagrodę Internautów spośród ponad 270 zgłoszonych projektów z terenu całego kraju. I tu po raz kolejny okazało się, iż rekonstrukcja galicyjskiego miasteczka okazała się być zamierzeniem nad wyraz trafionym, a po 10 latach jej funkcjonowania można śmiało powiedzieć, że ta jedyna w swoim rodzaju interaktywna przestrzeń muzealna na tyle skutecznie uatrakcyjniła nasz skansen, że w zasadzie co rok bijemy rekordy frekwencyjne.

MS: Po mistrzowsku zarządzał Pan muzeum. W tym miejscu przywołam tylko jeden tego dowód; najlepszy wynik w kraju w postaci ponad 40-procentowego udziału dochodów własnych w budżecie. Nie ma w Polsce drugiego muzeum skansenowskiego, które mogłoby się poszczycić takim osiągnięciem. Z nim wiążą się też kolejne rekordy liczby zwiedzających MBL. Czy dostrzegane i doceniane to było przez organ zarządzający?

JG: Ja w zasadzie tego – no może z małymi wyjątkami – nie odczułem. Chociaż starałem się niejednokrotnie naszemu Organizatorowi uświadamiać te niewątpliwe osiągnięcia, jakimi są co rusz nowe inwestycje wzbogacające naszą muzealną ofertę karpackiego pogranicza, ale także prawie 2-milionowe dochody własne oraz ponad 150-tysięczną roczną frekwencję, największą ze wszystkich polskich muzeów na wolnym powietrzu. W środowisku tych muzeów byliśmy nawet nazywani przez to – ekstraligą.

MS: Inni potrafili to dostrzec. W 2021 roku został Pan uhonorowany tytułem Honorowego Obywatela Miasta Sanoka. Wiele mówiącym dopiskiem będzie tu informacja, że był to pierwszy tytuł w dziejach królewskiego Sanoka przyznany z inicjatywy społecznej. Jaką wartość ma dla Pana ten tytuł?

JG: To bezsprzecznie piękne i chyba najbardziej wymowne ukoronowanie mojej pracy zawodowej na terenie Ziemi Sanockiej. Odbierając ten zaszczytny tytuł, uświadomiłem sobie, że właśnie mija dokładnie ćwierć wieku mojego pobytu w Sanoku. Przyjechałem tu bowiem w roku 1996 jako pracownik Państwowej Służby Ochrony Zabytków w Krośnie z zamiarem przeprowadzenia badań archeologicznych na grodzisku wczesnośredniowiecznym w Trepczy. Góra „Horodyszcze”, zwana też „Fajką” okazała się odkryciem mojego życia i pochłonęła mnie bez reszty – odkryłem tu bowiem relikty pierwszego XII-wiecznego Sanoka. Dopiero trzy lata później objąłem stery w Muzeum Budownictwa Ludowego i była to najważniejsza decyzja na mojej zawodowej drodze. A teraz, na końcu tej drogi, zostałem Honorowym Obywatelem tego miasta! Czy można sobie coś piękniejszego wymarzyć? 

MS: Zdecydowanie inny smak ma przyznany Panu srebrny medal „Zasłużony Kulturze GLORIA ARTIS”. Otrzymał go Pan 30 czerwca 2022 roku, a wnioskodawcą był… Marszałek Województwa Podkarpackiego. W tym samym czasie otrzymał Pan od niego pismo, iż nie jest Pan już dyrektorem MBL, lecz pełniącym jego obowiązki, ale tylko do 2 stycznia 2023 roku. Jak Pan to odebrał?

JG: Długo zastanawiałem się, czy w tej sytuacji przyjąć to odznaczenie, ale przekonali mnie do tego moi współpracownicy, twierdząc, że „ono mi się po prostu należy”. A jak to odebrałem? Posłużę się tutaj pewną parafrazą. Jest taki stary kawał o Stalinie i Czapajewie: ten pierwszy chciał bardzo docenić i jakoś odznaczyć Czapajewa. Postanowił więc nadać mu tytuł bohatera Związku Radzieckiego, order Czerwonej Gwiazdy lub Czerwonego Sztandaru. Gdy okazało się, że Czapajew ma już po parę tych odznaczeń, Stalin rozkazał go rozstrzelać i… postawić pomnik. Więc ja czuję się podobnie – zostałem na swój sposób „odstrzelony” i jednocześnie nagrodzony. Mam nadzieję, że czytelnicy wybaczą mi to karkołomne, ale jakże trafne skojarzenie. 

MS: Innym, ale też bardzo istotnym Pana sukcesem, była niezwykle silna więź z załogą. Tworzyliście naprawdę jedną wspaniałą rodzinę! To wspólnota w pełni utożsamiająca się z muzeum, z jej dyrektorem, gotowa za Panem w ogień wskoczyć. Załoga bardzo przeżywa Pana odejście, nie może się z nim pogodzić. W poczuciu niesprawiedliwości podjęła starania o przedłużenie Panu kontraktu na najbliższych kilka lat. Dziś czuje się zlekceważona i oszukana. Ta rana będzie długo boleć, obie strony…

JG: Tej więzi nigdy nie zapomnę! Przecież wszystkie dotychczasowe dokonania nie byłyby możliwe bez zaangażowania i profesjonalizmu całej skansenowskiej załogi, która w pełni wspierała i utożsamiała się z moimi planami. Najbardziej dobitnym dowodem tego wsparcia oraz obopólnego poszanowania jest fakt przyznania w roku 2015 dla Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku tytułu „Pracodawca Przyjazny Pracownikom”. To bardzo zaszczytne wyróżnienie, zwłaszcza, że nagroda ta przyznawana jest przez Prezydenta RP dla pracodawcy na wniosek pracowników. Odbierałem ją w Pałacu Prezydenckim, oczywiście w licznej asyście moich współpracowników. Niektórzy twierdzą, że cele dyrektora i załogi na ogół nie są zbieżne, co – jak widać – na naszym skansenowskim podwórku absolutnie nie miało miejsca. Wart podkreślenia jest fakt, że – oprócz skansenu w Sanoku – tytuł ten ma jeszcze tylko jedno muzeum w Polsce.

MS: 3 stycznia 2023 roku, w pełni sił witalnych, powiększy Pan grono emerytów. Przez te wszystkie lata zyskał Pan w oczach nie tylko sanoczan uznanie za ogromne kompetencje i autorytet wybitnego lidera. Czy ma Pan już pomysł – co dalej? Czy będzie to praca naukowa, czy też powrót do projektu badawczego o wczesnośredniowiecznym kompleksie osadniczym „Horodyszcze” w Trepczy?

JG: Na pewno chciałbym trochę odpocząć i na spokojnie przemyśleć co dalej. Mam sporo zainteresowań, może znajdę też więcej czasu na swoje hobby. Gdy miną już objawy tego – jak ja to nazywam – „zespołu przedemerytalnego”, niewykluczone, że wrócę jeszcze do moich wcześniejszych archeologicznych pasji. Czuję, że na tym polu ciągle jest wiele do odkrycia. A może jeszcze coś innego? Czas pokaże.

MS: Czego by Pan życzył swojemu następcy?

JG: Trafnych inicjatyw, udanych decyzji w zarządzaniu, a nade wszystko dobrego kontaktu z całą muzealną załogą. Życzę mu ponadto pomyślnych wiatrów oraz mocnego trzymania steru na wyznaczonym, wolnym od gór lodowych, kursie.

MS: W imieniu mieszkańców Ziemi Sanockiej, a także wszystkich miłośników sanockiego skansenu, którym przez 23 lata tak wspaniale Pan kierował, dziękujemy za wszystko! Pańskie nazwisko, obok dwóch Pana poprzedników: Aleksandra Rybickiego i Jerzego Czajkowskiego, wpisuje się złotymi zgłoskami w historię Muzeum Budownictwa Ludowego, dumę Sanoka, Podkarpacia i Polski. 

JG: Po takich wielkich słowach czuję się nieco zażenowany. Dziękuję pięknie za uznanie. Pozdrawiam wszystkich Świątecznie i Noworocznie.

Z dyrektorem Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku rozmawiał Marian Struś.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama