Do tragicznego wypadku doszło na drodze powiatowej w Niebieszczanach około godziny 17.00. 18-letni kierowca daewoo matiz śmiertelnie potrącił dwunastoletniego Antosia. Chłopiec zginął na miejscu.
Według wstępnych ustaleń policji kierowca prawdopodobnie nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze i uderzył w rowerzystę, który wpadł do rowu. Sekundę później do rowu wjechał również samochód i przygniótł chłopca. Mimo przeprowadzonej reanimacji dziecko zmarło. Kierowca matiza był trzeźwy. Został zatrzymany w policyjnym areszcie.
Według relacji świadków chłopiec wraz z kolegą pojechali razem do sklepu po lody. Antoś przejechał na prawą stronę jezdni i jechał w kierunku domu. Drugi nie zdążył przejechać, ale prawdopodobnie widział całe zdarzenie.
Na miejsce tragedii jako pierwsi dotarli strażacy ochotnicy z OSP Niebieszczany.
- Gdy przybyliśmy na miejsce, mieszkańcy okolicznych domów wyciągnęli chłopca spod samochodu - relacjonuje Grzegorz Klecha z OSP Niebieszczany. - Mężczyźni podnieśli auto, a jeden z nich wyciągnął dziecko i na rękach przeniósł na znajdujący się obok mostek.
Na miejsce przyjechało następnie pogotowie i JRG Sanok. Ratownicy i strażacy przystąpili do akcji reanimacyjnej. Użyto defibrylatora. Gdy na miejscu pojawił się lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, przejął koordynację całej akcji. Po pewnym czasie stwierdził, że nie dalsze działania nie przyniosą pożądanego skutku i orzekł zgon.
- Nie znałem chłopca osobiście, ale z córką chodził do klasy, wcześniej do przedszkola - mówi Grzegorz Klecha. - Większość mieszkańców jest jeszcze w dużym szoku i nie dowierza temu, co się stało.
W szoku jest również Marian Czubek, sołtys wsi, który pracował w polu, gdy doszło do tragedii.
- Usłyszałem sygnał straży pożarnej, więc zadzwoniłem do jednego z kierowców z OSP, aby dowiedzieć się, co się stało - mówi. - To, co mi powiedział, wstrząsnęło mną. Gdy podjechałem tam później, prokurator i policja byli w trakcie oględzin. Rower leżał w fosie, bucik też, samochód też był w rowie. Chłopca już zabrano. Jest to tragedia i dla nas, i dla rodziny. Znałem Antosia, był spokojnym chłopcem, chodził z moją córką do jednej klasy, z tym że ona do 5 "b", a on do 5 "a".
Na miejsce tragedii wezwano psychologa, który zaopiekował się bliskimi ofiary. Sołtys również zastanawia się nad wsparciem rodziny Antosia w tych trudnych chwilach.
- Mieszkańcy zawsze starają się pomóc, jeśli ktoś jest w potrzebie. Jeżeli są to zdarzenia w rodzaju pożaru, robimy błyskawiczną składkę - tłumaczy. - Przed każdym podjęciem decyzji o zbiórce pieniędzy, kontaktuję się z rodziną i pytam, czy się na to zgadzają. Rozmawiamy również o tym, jak możemy pomóc w inny sposób. Na razie rodzina jest w szoku, a nam pozostaje tylko współczuć i wspierać ich, żeby przetrwali te trudne chwile.
Więcej w 14 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka