Kiedy prosiłam pana w czerwcu o rozmowę, proponował pan, aby poczekać z tym do czasu otrzymania oficjalnej nominacji. Teraz już ją pan uzyskał...
Otrzymałem nominację w ostatnich dniach sierpnia w Warszawie na Zamku Królewskim, wraz z ponad 60 innymi dyrektorami szkół muzycznych.
Czyli jest pan obecnie dyrektorem szkoły muzycznej, zarówno państwowej, jak i społecznej?
Nie, z oczywistych względów przestałem być dyrektorem Społecznej Szkoły Muzycznej II st., choć nie ukrywam, że jestem z nią bardzo związany emocjonalnie; to w pewnym sensie moje dziecko.
Jakie ma pan plany? Co zamierza pan kontynuować po poprzedniku, który przez 27 lat odcisnął bardzo silne piętno na szkole, a co pan chce zmienić?
Dyrektor Smolik to cała epoka. Te 27 lat to jest dokładnie okres mojej pracy w szkole muzycznej w Sanoku. Wróciłem tu po studiach i zaraz potem pan Andrzej Smolik został dyrektorem. Ewoluowaliśmy od prowincjonalnej - w dobrym tego słowa znaczeniu - szkółki muzycznej do jednej z czołowych szkół muzycznych w kraju, że posłużę się określeniem wizytatora. Dokonał się zatem ogromny postęp jakościowy w kształceniu, czemu pomogło też powstanie szkoły muzycznej II stopnia.
Procesy zachodzące w każdej edukacji widać dopiero w perspektywie kilku lat. Dlatego też jestem przeciwnikiem jakiejkolwiek rewolucji. Chcemy w ewolucyjny sposób przejść pomiędzy poprzednią dyrekcją a aktualną.
Zwracano uwagę, że taka pokonkursowa zgoda pomiędzy byłym dyrektorem a nowym jest niezwykłą rzadkością. Przeważnie wygląda to jednak trochę inaczej. My jednym głosem opowiadaliśmy o tym, co się dzieje w szkole muzycznej w Sanoku.
Pan był dotychczas wicedyrektorem i miał wpływ na kształt szkoły i na to, co się w niej działo. Nie jest pan osobą nową, z zewnątrz.
Tym bardziej trudno sobie wyobrazić, żeby nastąpiła jakaś rewolucja. Zresztą uważam, że jako zastępca miałem tak stosunkowo duży wpływ na politykę szkoły i na to, co się w niej działo, że naturalny jest dla mnie obecny sposób rządzenia.
Natomiast na pewno zmieniają się uwarunkowania zewnętrzne. W Centrum Edukacji Artystycznej czy Departamencie Szkolnictwa Artystycznego i Edukacji Kulturalnej ministerstwa kultury, czyli organach, które nas prowadzą bądź nadzorują, zmienia się pomysł na edukację artystyczną. CEA wprowadziło obecnie sito przesłuchań, które obowiązują każdego ucznia: musi na pewnym etapie nauki pojechać i pokazać się w makroregionie, na 4 województwa południowo-wschodnie. To sprawia, że musimy wciąż dbać o jak najwyższy poziom i o to, żeby każde dziecko osiągało go w tym samym momencie. Chodzi o to, aby stworzyć porównywalny, jednolity we wszystkich szkołach poziom kształcenia artystycznego. Żeby dziecko w III klasie w Sanoku było kształcone według tych samych standardów co dziecko w III klasie np. w Koninie. Jest to o tyle trudne, że każdy uczeń rozwija się indywidualnie i czasem na pewne efekty trzeba trochę zaczekać.
Chcielibyśmy stworzyć bardzo szeroką ofertę dla dzieci, dorosłych i młodzieży, żeby każdy znalazł coś interesującego dla siebie. Spełnialiśmy też funkcję umuzykalniającą. Dotąd to nam się udawało; nie wiem, czy w dalszym ciągu będzie to możliwe. Lansowana obecnie wizja jest jednoznaczna: szkoły artystyczne to szkoły elitarne, które mają kształcić zawodowych muzyków, co w przypadku szkoły muzycznej I st. musi być wątpliwe.
Więcej w 38 numerze Tygodnika Korso Gazeta Sanocka